Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Nie lada sztuka

Od samego początku, rozmyślając o moim dziedzictwie, w mojej głowie na pierwszy plan wysuwały się rzeczy materialne. Przypominały mi się zabawki z dzieciństwa, ulubiony od zawsze kubek z narysowanym kotkiem czy pierwszy rower. Potem mimowolnie myśli przechodziły w stronę ukochanych potraw babci, sękacza od cioci Heleny z Podlasia czy też kultowej jajecznicy mojego taty. Mimo tego, jak bardzo te rzeczy zapadły mi w pamięć i faktu, że na samą myśl o nich odczuwam miłe ciepło gdzieś w środku, to nie czułam, aby były to rzeczy, bez których nie byłabym fundamentalnie taka jaka jestem. Nie są to rzeczy, które wpływają na moje życie codzienne, pomimo tego jak bardzo je cenię.

Dzieciństwo każdej osoby, jak i życie dorosłe, składa się właśnie z takich rzeczy materialnych. Jest to coś co chętnie wspominamy. Właśnie, wspomnienia. Próbując zagłębiać się coraz to mocniej we wszystkie poprzednie lata mojego życia, w to jak zostałam wychowana i czego doświadczyłam, zaczęłam stopniowo zauważać konkretny schemat. Łączyć kropki.

Większość moich najbardziej cennych wspomnień nawiązywała do sztuki. Sztuki w absolutnie każdej formie. Kino, teatr, malarstwo, rzeźbiarstwo, literatura, ceramika, architektura, muzyka czy fotografia. Wszystkie te dziedziny grały w moim dzieciństwie ogromną rolę. Od kiedy pamiętam, moi rodzice zabierali mnie do wszelkich muzeów, na wystawy, koncerty, czy do kina. Lata ciągłego obcowania z rozmaitą sztuką sprawiły, że stała się ona częścią mnie, bez której nie wyobrażam sobie dalszego życia. Uważam, że moja zdolność do dostrzegania, doceniania i całkowitego „zanurzenia się” w sztucę jest moim dziedzictwem.

Tak jak wspominałam, obcowałam ze sztuką już od najmłodszych lat. Myślę, że największe podziękowania należą się za to moim rodzicom. Moja mama od zawsze była osobą, której wszędzie jest pełno. Co rusz znajdowała sobie nowe hobby i „wskakiwała” w nie bez oporów. Nie jest ona osobą, która przejmuje się opinią innych i nawet w przypadku, gdy nie jest w czymś ekspertem, brnie w to dalej, bez żadnych oporów. Jest to cecha, którą zawsze mocno podziwiałam i podziwiam nadal. Takim podejściem zawsze umiała „skraść serca innych” i zaprzyjaźnić się z niezwykle interesującymi osobami, często z kręgów artystycznych. Dzięki temu, już jako dziecko miałam styczność z osobami, które robią na mnie wrażenie aż do dziś. To moja mama zawsze była pierwsza w kupowaniu biletów na spektakle, do kina czy na koncerty. Na wszystkie możliwe wydarzenia zabierała mnie ze sobą. Nieważne czy byłam najmłodsza na widowni czy może nie do końca rozumiałam teksty piosenek śpiewanych na scenie. Liczyła się styczność z tymi środowiskami i poszerzanie horyzontów.

Mój tata natomiast, pomimo nie bycia siłą napędową w tej sferze, nie był on również osobą hamulcową. Zawsze wybierał się wszędzie ze nami, zawoził nas na miejsce, planował wycieczki oraz wspierał pomysły finansowo. Nigdy nie narzekał, nie traktował tego jako „wymysły” czy coś zbędnego. Sam z biegiem lat coraz bardziej zaczął zagłębiać się i zakochiwać w świecie fotografii. Na wakacjach zawsze podczas zwiedzania nowych miast zostawał w tyle, w celu uchwycenia danego miejsca swoim aparatem.

Chcąc podsumować działania moich rodziców, można użyć stwierdzenia, iż moja mama zawsze była sercem „operacji”, a tata rozumem. Patrząc, jak wiele zdarzyło się przez te 22 lata, jakie jestem na tym świecie, chciałabym bardziej się zagłębić w konkretne sytuacje czy wydarzenia, które uważam za szczególnie kształtujące i wpływowe. Te, które szczególnie wspominam.

Coś co pamiętam od najwcześniejszych moich lat to muzyka. Towarzyszyła mi ona od zawsze. Sobotnie sprzątanie nie byłoby kompletne bez rozmaitych składanek jazzowych grających z głośników w salonie. Imprezy w ogródku bez muzyki w tle – niedopuszczalne. Wszystkie moje ulubione bajki czy seriale miały elementy muzyczne – od High School Musical do Hannah Montana. Od zawsze uwielbiałam też śpiewać, chyba po mamie. Po jakimś czasie rodzice zapisali mnie na lekcję gry na pianinie, co praktykowałam przez wiele lat. Pomimo ogromnej niechęci do ćwiczenia nowych utworów, było to coś co niezwykle lubiłam i wspominam do teraz. Pozwoliło mi to spojrzeć na muzykę w całkowicie inny sposób, od strony wykonawcy, a nie odbiorcy. W kolejnych latach moi rodzice wpadli również na pomysł, aby zapisać mnie na lekcje śpiewu. Właśnie to stało się wtedy moją największą pasją. Najpierw w szkole muzycznej, potem u nauczycieli prywatnych, zaczęłam rozkwitać. Obcowanie z osobami tak poświęconymi swojej pasji otworzyło mnie na nowe gatunki muzyczne oraz uświadomiło, jak praca „od serca” może cieszyć. Zaczęłam jeździć na konkursy wokalne, co oprócz przynoszenia mi niezwykłej satysfakcji, sprawiło, że poznałam dużo osób o podobnych zainteresowaniach. Na zajęcia wokalu chodziłam, aż do momentu wyjazdu na studia. Do teraz jednak jest to coś co uwielbiam robić w wolnej chwili, nawet jeżeli głównie pod prysznicem.

Dodatkowo, pomijając pojedyncze koncerty i eventy muzyczne, jest jeszcze jedno wydarzenie, które szczególnie zapadło mi w pamięć. Jest to Festiwal „Pamiętajmy o Osieckiej”, o interpretacji piosenek Agnieszki Osieckiej (1). Co roku na przełomie lipca i sierpnia w sopockim Teatrze Atelier, położonym przy samej plaży, odbywa się koncert około 10 finalistów konkursu, na który wybierałam z rodzicami od kiedy miałam 6 lat. Był to festiwal, który zapoznał mnie z twórczością poetki. Do teraz pamiętam, jak oczarowana byłam tekstami, warstwą instrumentalną oraz różnorodnością występujących. Do teraz jest to wydarzenie, na które czekam co roku.

Kolejną dziedziną sztuki, która jest mi niezwykle bliska, jest fotografia. Ze względu na pasję mojego taty, była ta stała część mojego dorastania. Na samą myśl o niej, w mojej głowie pojawiają się trzy cykliczne eventy, które znacznie zmieniły to, jak postrzegam ten rodzaj sztuki.

Pierwszym z nich jest Fotofestiwal w Łodzi (2). Tak jak wynika z nazwy, jest to festiwal mający miejsce co roku w czerwcu w Łodzi, skupiający się na sztuce fotografii. W kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu miejscach rozproszonych po całym mieście, odbywają się wystawy fotografów z całego świata. Tematyka każdej wystawy jest jedyna w swoim rodzaju, często poruszająca takie tematy jak cielesność, klęski żywiołowe, kultury świata, rytuały czy religie. Nie ma pod tym względem ograniczeń. Oprócz wystaw organizowana jest niezliczona ilość wydarzeń towarzyszących, takich jak wieczorne performensy w dawnych przestrzeniach przemysłowych miasta, projekcje filmów w opuszczonych kamienicach czy imprezy w niedostępnych na co dzień przestrzeniach. Wraz z moimi rodzicami i ich znajomymi miałam okazję uczestniczyć w tym festiwalu niejednokrotnie i co roku wyczekuję go ze zniecierpliwieniem.

Drugim eventem jest Europejski Miesiąc Fotografii w Berlinie (3). Jest to największy niemiecki festiwal fotografii. Odbywający się co dwa lata, w marcu, event oferuje ogromną ilość przeróżnych wystaw, jak i wydarzeń towarzyszących. Głównym celem wydarzenia jest wzmocnienie międzynarodowej sceny fotografii oraz wsparcie i nagłośnienie młodych artystów. Wyjazdy na ten festiwal wspominam z uśmiechem na twarzy. To, ile ciekawych i zacierających wszelkie granice dzieł miałam okazje tam zobaczyć, jest nie do opisania. Oprócz fotografii, sam Berlin jest dla mnie miejscem otwierającym umysł na nowe formy i doświadczenia. To właśnie tam zdałam sobie sprawę, jak wiele ścieżek rozwoju tak naprawdę istnieje, gdy nie zamykamy się na nowe środowiska i możliwości.

Wydarzenie, które pomogło mi jeszcze bardziej zagłębić się w sztukę fotografii jest festiwal The Rencontres d’Arles (4). Festiwal odbywający się w lato na południu Francji, w miejscowości Arles, trwa zazwyczaj przez cały okres wakacyjny. Można wtedy doświadczyć wystaw w nietypowych przestrzeniach, takich jak stare kamieniczki czy kościoły. To co najbardziej pamiętam z tamtejszych wizyt, to żar lejący się z nieba w małych uliczkach i moment ulgi, gdy chowałam się kolejno do różnych przestrzeni wystawienniczych. Dzięki temu, że wakacje często spędzaliśmy właśnie we Francji, to lekka zmiana trasy, aby dotrzeć na ten festiwal, stała się naszą małą tradycją.

Wszelakie muzea w nowo odwiedzonych miejscach, w kraju czy też za granicą, zawsze były czymś czego nie mogłam się doczekać podczas planowania podróży. Mogły być one z różnych dziedzin, ale to właśnie te przedstawiające sztukę taką jak malarstwo, rzeźby czy nowoczesne formy robiły na mnie największe wrażenie. Moją ulubionym okresem twórczym był jednak zawsze modernizm i sztuka nowoczesna. To jak różne wymiary przedstawiają, nie mają ograniczeń i są dowolne w interpretacji jest moim zdaniem ich największym atutem. Pomimo, że jest to temat często kontrowersyjny, zadając sobie pytanie „czym tak naprawdę jest sztuka?” i gdzie są jej granice, to właśnie to wydaje mi się w tym wszystkim najbardziej intrygujące. Jest to sztuka, nad którą trzeba się dłużej zastanowić, nic nie jest „podane nam na tacy”.

Jedno wspomnienie szczególnie kojarzy mi się z tego rodzaju sztuką. Od kiedy pamiętam, co roku rodzinnie jeździliśmy na narty do Austrii. Oprócz zjazdów po ośnieżonych stokach oraz gorących frytek i germknödel (5) w przerwach od jazdy, najbardziej wyczekiwanym był dla mnie jednodniowa wycieczka do Salzburga. Oprócz faktu, że miasto to jest absolutnie zjawiskowe i wartę odwiedzenia, to najbardziej czekałam na coroczną wizytę w miejscowym Muzeum Sztuki Współczesnej (6). Usytuowane w centrum miasta, na ogromnej skale, muzeum to za każdym razem wprawiało mnie w zachwyt. Najbardziej w pamięci utknęła mi wystawa prac Egon’a Schiele, gdzie po raz pierwszy spotkałam się z twórczością artysty.

Oczywistym jest, że wizyt we wszystkich miejscach i wystawach nie jestem w stanie opisać, pomimo ich ogromnego wpływu na moją osobę. Niektóre jednak pomimo ich jednorazowego charakteru, były niezapomniane. Są to muzea, uwzględniając całość ich kolekcji, takie jak Galeria Uffizi we Florencji (7), Museum of Modern Art w Nowym Jorku (8) czy Helmut Newton Foundation w Berlinie (9). Również niektóre wystawy czasowe, skupiające się często na pracy jednego artysty, wywarły na mnie ogromne wrażenie. Można by tu wymienić wystawę artysty Yoshitomo Nary w Albertina Modern Museum we Wiedniu (10), wystawę Aleksandry Waliszewskiej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (11), wystawę dzieł Magdaleny Abakanowicz w Pawilonie Czterech Kopuł we Wrocławiu (12) oraz wystawę Mariny Abramović w CSW w Toruniu (13). Mimo, że każda z wspomnianych wystaw, jak i instytucji, ma w swoich zasobach inne dzieła i przesłanki, to każda podarowała mi coś tak samo cennego. Wiele ze wspomnianych artystów, takich jak Yoshitomo Nara czy Aleksandra Waliszewska, stało się moimi absolutnie ulubionymi twórcami, o których pracy myślę codziennie. W moim mieszkaniu wiszą plakaty z grafikami dzieł obu artystów i za każdym razem, gdy mój wzrok na nie pada, czuję szczęście. Szczęście, że znalazłam sztukę, która do mnie w jakiś sposób przemawia.

Ostatnią i zarazem najbardziej inspirującą dla mnie w ostatnich latach dziedziną sztuki, jest film. Od kiedy pamiętam uwielbiałam chodzić do kina, najpierw na bajki i filmy animowane, potem z rodzicami stopniowo, na te przeznaczone dla starszej publiczności. Naszą rodzinną tradycją w święta Bożego Narodzenia było spędzanie wszystkich dni wolnych na kanapie, oglądając najbardziej kultowe serie filmowe, takie jak Władca Pierścieni czy Gwiezdne wojny. Gdy zrobiłam się starsza, mama zaczęła zabierać mnie na Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni (14), skupiający się wyłącznie na polskich twórcach. Wydaje mi się, że dopiero wtedy zaczęłam doceniać sztukę polskiego kina, wcześniej podchodząc do niej nieco po macoszemu. W kolejnych latach, do moich festiwalowych doznań dołączył Millenium Docs Against Gravity (15). Był to festiwal mający ogromny wpływ na docenienie przeze mnie filmów dokumentalnych, jak i poznanie przez nie historii osób i miejsc z całego świata, o których nie miałam wcześniej pojęcia. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam zastanawiać się też nad tym, co chciałabym dalej robić w życiu i czy któreś z moich zainteresowań dałoby się przekształcić kiedyś w karierę. Chcąc zobaczyć, jak wygląda organizacja tak dużych wydarzeń od środka, zgłosiłam się na mój pierwszy wolontariat przy gdyńskim festiwalu. Ta decyzja wywołała reakcję łańcuchową i od tamtego momentu co roku biorę udział w wielu festiwalach w całej Polsce, w roli wolontariusza, jak i widza. Na ten moment były to festiwale takie jak Nowe Horyzonty we Wrocławiu (16), American Film Festival (17), Mastercard OFF CAMERA (18), Sopot Film Festival (19) oraz wcześniej wspomniane Millenium Docs Against Gravity i Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni. Wszystko to pozwoliło mi poznać niezliczoną ilość osób z tymi samymi zainteresowaniami, jak i osobistości z branży. Ogromnie poszerzyłam mój gust filmowy i dowiedziałam się, jak dana branża działa „od podszewki". Te doświadczenia sprawiły również, że zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę chciałabym robić w przyszłości – praca przy produkcji filmów, festiwali czy logistyka tego typu eventów. Poczucie, że jest się częścią czegoś tak dużego i wpływowego. Wszelkie takie eventy mają na celu promocje sztuki filmu w naszym kraju, często obejmując swoim ramieniem filmy, które nie miały wcześniej okazji pokazania się szerszej publiczności na dużych ekranach. Często są to produkcję z niewielkim budżetem, od świeżych i nowych twórców, jak i o specyficznej tematyce. Właśnie tego typu dzieła przyciągają mnie do siebie najbardziej.

Nie wyobrażam sobie życia, w którym przynajmniej raz w tygodniu nie jestem w stanie obejrzeć filmu. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie wizyty w nowym mieście, bez sprawdzenia, jakie muzea lub wystawy ma sobą do zaoferowania. Wychodząc z domu, zawszę muszę mieć ze sobą mój aparat analogowy, „na wszelki wypadek”. Nie wydaję mi się, abym dała radę zmotywować się do odkurzenia mieszkania bez muzyki grającej w moich słuchawkach. Sztuka towarzyszy mi na co dzień, w wielu okolicznościach i formatach. Jest to coś, do czego ciągle wracam, z różnymi zamiarami. Po uczucie ekscytacji, ukojenia, radości, złości, znudzenia czy inspiracji. Myślę, że moja miłość do sztuki jest jednak najbardziej cenna, gdy mogę przekazać ją dalej. Nic nie cieszy mnie bardziej niż wymiana swoich przemyśleń o filmie z przyjaciółką po wyjściu z kina czy moment wspólnej rozmowy o obrazie, stojąc przed nim w muzeum sztuki. Sam fakt, jak różnie to samo dzieło – film, książka, obraz czy utwór – może być odebrane przez różne osoby jest dla mnie „grą wartą świeczki”. Cała interpretacja opiera się na tym kim jesteśmy, co nas ukształtowało, jak dorastaliśmy. Uważam, że moim dziedzictwem jest właśnie to – możliwość dostrzeżenia, docenienia i kompletnego „zanurzenia się” w sztuce, którą konsumuje. Chciałabym, aby to było cechą i umiejętnością, z jaką moja rodzina i przyjaciele będą mnie kojarzyć i czymś, co zostanie zasiane przez nasze pokolenie w kolejnych, które nadejdą.

Autorka: Maja Dawidowska 2024 r.

Przypisy:

(1) http://festiwalosiecka.pl/

(2) https://fotofestiwal.com/2023/

(3) https://emop-berlin.eu/en/

(4) https://www.rencontres-arles.com/en/a-propos-du-festival/

(5) https://en.wikipedia.org/wiki/Germkn%C3%B6del

(6) https://www.museumdermoderne.at/en/

(7) https://www.uffizi.it/en/the-uffizi

(8) https://www.moma.org/

(9) https://helmut-newton-foundation.org/

(10) https://www.albertina.at/en/albertina-modern/exhibitions/yoshitomo-nara/

(11) https://artmuseum.pl/pl/wystawy/opowiesci-okrutne-2

(12) https://mnwr.pl/abakanowicz-totalna/

(13) https://www.torun.pl/pl/marina-abramovic-w-toruniu  

(14) https://festiwalgdynia.pl/festiwal/o_nas/

(15) https://mdag.pl/21/pl/warszawa/homepage  

(16) https://www.nowehoryzonty.pl/menu.do?id=3  

(17) https://www.americanfilmfestival.pl/menu.do?id=3253  

(18) https://www.offcamera.pl/idea/

(19) http://www.sopotfilmfestival.pl/