Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Jak przez śląską godke wróciłam do domu

Miałam wielkie szczęście by urodzić się na wsi, a jeszcze większe, by urodzić się na wsi w latach 90. Gospodarka u dziadków, całodzienne wyprawy nad rzekę, Niedziele Palmowe i dożynki obchodzone z wielką pompą - to se ne vrati, jak mawia mój tato. Jednak ewoluuje na pewno.

Będąc jeszcze małą dziewczynką rodzice namawiali mnie bym zaczęła naukę gry na skrzypcach, na co zareagowałam nad wyraz krytycznie, a muzyczne ambicje rodziców spełniłam jedynie połowicznie, dukając góralskie kolędy przy wigilii. Na szkolnym flecie. Przez lata nie znosząc wszystkiego, co wiązało się z moją rodzimą kulturą, w drodze wyjątku akceptowałam jedynie strój góralski przy sypaniu kwiatków na Boże Ciało i włosy zaplatane w warkocze. Nawet po latach należąc do grupy teatralnej zabiegałam o bardziej pańskie i wielkomiejskie role, uciekając od gwary i kierpec jak od ognia. Zespoły regionalne, stroje ludowe, owa gwara czy same rzemiosło artystyczne przez długi czas były dla mnie kwestią nie tyle wstydliwą, co niezrozumiałą. Brak tej aprobaty związany był w dużej mierze z postrzeganiem dziedzictwa w poszczególnych miejscach jako miałkie i identyczne w całej Polsce, bo któż niby zauważy różnice w chustach czy spódnicach, które w niemal identyczny sposób ukwiecono kolorowym haftem? Słowo „niemal" zrozumiałam jakiś czas później, podobnie jak zrozumiałam, że nasze indywidualne dziedzictwo to nie tylko kolorowe stroje i wesołe przyśpiewki. Dzięki świadomości swojego pochodzenia człowiek jest lepszą wersją siebie. Wiedza o życiu swoich pradziadów pomaga zrozumieć sens naszego istnienia, ubogaca indywidualną historię i pokazuje, że nie jesteśmy zawieszoną w próżni laleczką. Za parędziesiąt lat i po nas samych pozostanie świadomość, to wspomnienie, że ktoś był. I być może opowieść jaki był.

Odnoszę wrażenie, iż mniejsze skupiska ludzi jak wieś właśnie, są zdecydowanie większym kultywatorem czy też nawet propagatorem historii danego społeczeństwa lokalnego, a także w bardziej dosadny i bezpośredni sposób rozumieją swoje dziedzictwo aniżeli mieszkańcy większych miast. Na pewno jest to związane z określoną rotacją ludności, gdyż we wsiach w dużej mierze „wszystko zostaje w rodzinie", natomiast miasta przekształcają się w wielokulturowe i wielonarodowościowe metropolie. Nie mam na celu w ten sposób negować poczucia istotnej roli jaką pełni świadomość własnej tradycji mieszkańców, także tych większych miejscowości, czy twierdzić, że są gorsi czy mniej świadomi, gdyż jak można łatwo zaobserwować, miasto w rewelacyjny sposób potrafi łączyć stare z nowym. Zmierzam ku temu, iż wsie wciąż żyją przeszłością, pomimo wymierania tych najstarszych, którzy w tej kwestii mieli wiele do przekazania, a także zamierania wielu obyczajowych wątków, jestem świadkiem nieustanego podtrzymywania tradycji przekazywanych z dziada pradziada w niewymuszony i prosty sposób.

Wielu młodych ludzi, podobnie jak niegdyś ja, nadal ma problem z przekonaniem się do swojej tradycji, do obyczajów, a przede wszystkim do lokalnej odmiany języka, nie po to by zatracić naszą ojczystą mowę, ale by pamięć o naszym indywidualnym pochodzeniu trwała. W związku z tym od pewnego czasu nurtuje mnie pytanie po co podtrzymywać coś co jest przestarzałe skoro mamy XXI wiek? Według mnie, właśnie po to, że świadomość własnego dziedzictwa posiada duży potencjał, może pomóc w rozwoju, wystarczy trochę talentu, ambicji i pracy, a i pomysł się znajdzie. Zmiany są nieuniknione i konieczne, dlatego tak istotne wydaje się łączenie „starego z nowym", ponieważ świadectwo tradycji musi w pewien sposób dostosować się do nowych czasów, powinno iść do przodu, absolutnie nie może zostać zamknięte w skansenie, gdyż staje się nudna i z czasem zaczyna umierać. Każdy z nas na pewno doświadczył na własnej skórze jak piękne i wartościowe artefakty naszej przeszłości potrafiły przynudzić i zniechęcić jedynie z powodu złej próby przedstawienia, następstwem czego była zupełna niechęć do dalszego poznania często ważnej z punktu widzenia narodu historii. Ożywianie tradycji w nowoczesny sposób daje możliwość jeszcze lepszego poznania swojej kultury oraz jej rewitalizacji, takie zabiegi są dobre w skutkach, gdyż wzmagają kreatywność. Uważam, że dzięki temu przyciąga i nadal będzie zwracać uwagę coraz to młodszych, „zdigitalizowanych" nastolatków, jednocześnie dając im szansę, by mogli już nie tylko poznać, ale przede wszystkim zrozumieć dziedzictwo na swój własny, indywidualny sposób. Pomimo wielu zabiegów kultywujących rodzimą tradycję w mojej miejscowości, młode osoby albo się w tym odnajdą – jak moi znajomi, którzy po dziś dzień z zapałem wykonują góralskie przyśpiewki, albo nie. Jak ja. Uważam, że drugi przypadek nie czyni człowieka wcale gorszym, pomimo, że potrzeba przede wszystkim czasu, by dojrzeć do historii swojego pochodzenia, to ponadto sprawia, iż można ją poznać nie tylko poprzez serce ale przede wszystkim przez racjonalizm.

Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że decyzja, w którym to miejscu zacznę studia będzie miała tak znaczący wpływ na moją świadomość, a ludzie których tam poznam w tak duży sposób przyczynią się do zmiany moich poglądów w aspekcie własnego pochodzenia i zrozumienia istoty samego dziedzictwa w ogóle. Katowice, miasto, które niegdyś odwiedziłam zaledwie dwa razy, które uznałam za brzydkie, zapomniane i o niezbyt przyjemnym zapachu, okazało się miejscem, w którym odkryłam okruchy własnej tożsamości i które z każdymi odwiedzinami zachwyca mnie ponownie. Na moich oczach dokonała się przemieniana z zastanego, modernistyczno-przemysłowego molochu, w tętniące kreatywnością i nowoczesnością miejsce z szacunkiem mówiące o swojej historii. Zmiany tego formatu były i wciąż są na tyle wyraźne, że trudno je pominąć, a tym samym mimowolnie skłaniają do refleksji, zwłaszcza, iż nie uważam, by to miejsce w innym momencie swojego istnienia wywarło na mnie, aż tak duże wrażenie. Słowem, miałam ponownie nieco szczęścia, by znaleźć się w Katowicach w tymże właśnie czasie. Również z powodu obecnie panującej mody zarówno na płaszczyźnie społecznej jak i materialnej związanej z wszystkim co rodzime i powiązane z kulturą danego regionu – od gwary używanej w życiu codziennym, po wytwarzanie czy tylko nazywanie rzeczy lub miejsc. Spowodowało to, że zaakceptowanie czy może bardziej zrozumienie własnego dziedzictwa przyszło mi zdecydowanie łatwiej. Moda, której obecnie doświadczamy jest niezwykle cennym i potrzebnym elementem w kwestii uświadamiania społeczeństwa, ponieważ sprawia, że osoby, które niekoniecznie akceptują i nie do końca chcą kultywować rodzime tradycje, stykają się z nimi na co dzień, co skutkuje oswojeniem i nabraniem pozytywnych skojarzeń. Zastanawiający może być jednak fakt, czy ciągłe obcowanie z żywym dziedzictwem danego miejsca może przynieść odwrotny efekt, możemy zatracić swoją własną i indywidualną historię, przyczyniając się tym samym do zubożenia świadomości własnej kultury na polu swojej rodzimej miejscowości. Miasto może pochłonąć każdego nowicjusza, który tak jak ja nie posiadał wcześniej silnej więzi z historią swojego pochodzenia i który w pewien sposób uzależniony był od miejsc i osób, które napotkał na swojej drodze. Nurtująca jest kwestia „co by było gdyby", gdybym spotkała grupę osób w zupełnie przeciwny, czy może nawet negatywny sposób odnoszący się do poruszanych tutaj kwestii. Pozwolę sobie stwierdzić, że tego typu zabieg również spowodowałby dostrzeżenie pozytywnych elementów mojego miejsca pochodzenia, argumentując to stwierdzeniem, że „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej".

Drugim nieco mniej ważnym przełomem było obcowanie z samą gwarą śląską. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że osoby posługujące się ów językiem są w moim wieku, inteligentne, ambitne i zafascynowane miejscem, w którym się wychowały. Owa fascynacja miała naturalnie znaczny wpływ na indywidualny odbiór tego miejsca jednak przede wszystkim urzekła mnie nowoczesność poglądów, pragnienie wyjścia ze stagnacji i próba zwrócenia uwagi na Katowice jako miasta pełnego niepowtarzalnej tradycji. Tym samym miałam do czynienia z odświeżeniem znanego mi zjawiska, z którym spotykałam się już wcześniej na gruncie mojej rodzimej kultury, powodując, że sama rodzimej gwary zaczęłam używać świadomie i z dużą satysfakcją.

Autor: M. K. 2016 r.

Data opublikowania: 09.04.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko