Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Aromatyczne wspomnienia, czyli maminy przepiśnik z podróży

Rozpoczynając pracę nad esejem, a tym samym chcąc odpowiedzieć na pytanie czym jest dla mnie dziedzictwo i co mogłabym nazwać tym mianem, trudno było mi znaleźć jednoznaczną, od razu pojawiającą sie w głowie odpowiedź. Początkowe skojarzenia były iście pompatycznie i przestarzałe. Pojawiły się obawy, że konieczne będzie przeszukanie zakamarków babcinej biblioteczki w poszukiwaniu rodzinnych kronik i pamiątek bogatych w historię przepełnioną wartościami i wieloletnią tradycją. Po głębszych zastanowieniu stwierdziłam jednak, że podejdę do problematyki dziedzictwa w sposób nieco oderwany od jego encyklopedycznego definiowania.
 
Rozpatrując istotę osobistego dziedzictwa uważam, że nie można położyć go na jednej szali z pozostałymi tworami materialnymi czy niematerialnymi, gdyż wartościowanie go jest sprawą indywidualną. Z pewnością można jednakże powiedzieć, iż w każdym dziedzictwie zatopione są bezcenne wspomnienia. W moim odczuciu jest to swoisty wehikuł czasu, który pozwala wrócić myślami do ważnych i inspirujących chwil w życiu naszym i naszych bliskich. Z tego względu mogę śmiało powiedzieć, że moim ciągle tworzącym się dziedzictwem, które bez wątpienia chciałabym współtworzyć w przyszłości, jest przepiśnik mojej mamy. Zdecydowałam się wybrać ten właśnie przedmiot, ponieważ łączy się z tą sfera życia rodzinnego, która zawsze była mi bardzo bliska a mianowicie z kulinariami. Od kiedy pamiętam były one bardzo ważnym elementem zespajającym moją rodzinę. Dzięki swoim walorom smakowo-zapachowym  do dziś  pozwalają mi wrócić do czasów beztroskiego dzieciństwa. Poczynając od wspólnego lepienia pierogów w wigilijny poranek po pieczenie tradycyjnego orzechowego tortu na urodziny dziadka, zawsze chętnie brałam udział w kuchennych przygotowaniach, czekając aż w powietrzu zacznie unosić się upragniony zapach. 
 
Jako że wyprowadziłam się z rodzinnego domu już jakiś czas temu, to niestety coraz rzadziej mam okazję uczestniczyć w wielu podszytych kulinariami uroczystościach, dlatego doceniam je jeszcze bardziej. Nie jest to jednak jedyna determinanta ich wyjątkowości.  Wspomniane przeze mnie potrawy mogą pojawić się na każdym polskim stole. Jednak kuchnia mojej mamy nie jest w pełni tradycyjna. To co z pewnością ją charakteryzuje to element zaskoczenia pojawiający się wraz z pierwszym kęsem. Wszystko za sprawą wcześniej wspomnianego przepiśnika. 
 
Przepiśnik ten ma bardzo ciekawą historię. Jest wyjątkowy nie tylko ze względu na interesującą zawartość, do której przejdę nieco później, ale również za sprawą samego wyglądu i miejsca, w którym został zakupiony. 
 
Moja babcia była fanką staroci, toteż jednym z jej ulubionych zajęć w młodości, kiedy to jeszcze mieszkała w Krakowie, było odwiedzanie antykwariatów. W jednym z nich zakupiła oprawiony w brązową skórę starodawny pamiętnik z mocno pożółkniętymi kartkami. Rzecz jasna pamiętnik  nigdy nie spełniał swojej podstawowej roli, gdyż po tym jak babcia po wielu latach podarowała go mojej mamie, ta od razu wiedziała, że jego nowa rola związana będzie z przechowywaniem aromatycznych pamiątek z podróży. Co ciekawe, mama nie od zawsze była zapaloną wojażerką. Nie „wyssała" tej pasji z mlekiem matki, czego nie można powiedzieć o mnie, gdyż od kiedy pamiętam moim marzenie było podróżowanie, zarówno do miejsc popularnych turystycznie, jak i tych które zaskakują swoją zagadkowością i przerażają nieposkromioną siłą natury. To, co bez wątpienia można jednak powiedzieć o mojej mamie to, że poznawanie nowych smaków i zapachów jak najbardziej leżało w jej zainteresowaniach. Do dziś pamiętam jak co sobotę zabierała mnie ze sobą na miejscowy targ, kupując co raz to nowe przyprawy, warzywa i owoce, nadając znanym już wcześniej potrawom nową nutę smakową. To właśnie dzięki podróżom mogła powiększyć swoje zbiory, zapoznając w ten sposób mnie i moje rodzeństwo z nieznanymi dotąd aromatami. 
 
Pasją do podróżowania, a w głównej mierze do turystyki kulinarnej, zaraziła się od mojego taty, który od wielu lat zbiera przewodniki podróżnicze. Mimo, że  początkowo nie wykorzystywał ich w celach innych niż zapełnianie książkowych regałów czy oczywiste cieszenie oka pięknymi ilustracjami, kolekcja nieustannie się powiększała. Któregoś dnia tata postanowił wyciągnąć przewodnik  po Włoszech i stwierdził, że czas wykorzystać go w praktyce. Partnerką tej włoskiej, pierwszej w zbiorze corocznych podróży po Europie i Azji, była oczywiście moja mama. Podczas każdej z nich towarzyszył jej kultowy już w mym rodzinnym gronie przepiśnik. Sytuacja ta może wydawać się wyjęta z filmowego scenariusza oraz nazbyt przerysowana, ale tak właśnie było w rzeczywistości. 
 
Mawia się, że „nie ocenia się książki po okładce". W przypadku wybranego przeze mnie dziedzictwa można by niesłusznie stwierdzić, że czeka nas przeprawa przez nudną i nostalgiczną powieść, jednak po kilkunastu latach tworzenia i uzupełniania barwnej, kulinarnej historii można śmiało przywołać powyższe powiedzenie. W tym pozornie zwykłym przedmiocie, zaklęta jest magiczna moc przenoszenia mnie do czasów dzieciństwa, kiedy to byłam małą, ciekawą świata dziewczynką, dla której dziwne kuchenne eksperymenty były nie lada uciechą. 
 
Powodów dla tego dziecięcego zachwytu było kilka. Po pierwsze, sposób w jaki przepisy były przelewane na papier. W pierwszej kolejności można zadać sobie bardzo ważne pytanie: Jak mojej mamie udawało się przekonać miejscowe gospodynie i kupców do podzielenia się przepisami na dania, które stanowią podstawę ich rodzimej kuchni? Kluczem do sukcesu w uzupełnianiu przepiśnika zawsze była i nadal jest pozytywna energia i otwartość bijące od osoby mojej mamy. Nieznajomość języka zawsze rekompensowała uśmiechem, który pomagał jej również w zdobyciu wskazówek na temat potrzebnych składników oraz sposobów przygotowania dania. Nie zawsze udawało jej się jednak zdobyć przepis „od deski do deski". W takich przypadkach rekompensowała braki uważnym obserwowaniem ulicznych kucharzy oraz własnym doświadczeniem kulinarnych, traktując podróżnicze wskazówki jako inspirację do tworzenia dań, które będzie przypominać jej o porankach spędzonych na greckim targu rybnym, upalnych popołudniach w ulicznym tajskim barze czy wieczorach w przytulnej francuskiej kawiarni. Niemniej jednak głównym powodem, dla którego do tej pory bardzo często zaglądam do tej kulinarnej księgi, jest sposób jej prowadzenia. Każdy przepis opatrzony jest nie tylko listą składników oraz sposobem przygotowania, ale również frapującymi ciekawostkami na temat osób, które zechciały podzielić się bezcenną wiedzą oraz informacje o regionie, z którego wywodzi się dana potrawa czy wybrana ingrediencja. Na niemal każdej stronie można znaleźć zdjęcie oryginalnie przyrządzonej potrawy czy różnego rodzaju targów, które zawsze znajdowały się na szczycie listy atrakcji podróżniczych mojej mamy. 
 
Wyjątkowy jest również zapach samych stron przepiśnika. Nie tylko ze względu na specyficzną woń starych książek, ale także sprasowane przyprawy czy ususzone rośliny, których bukiet wniknął w głąb struktury papieru tak bardzo, że kartkując przepiśnik ma się wrażenie, że zagląda się do garnka z niezwykle aromatyczną zupą. 
 
Eksplorowanie przepiśnika jest dla mnie prawdziwą ucztą zmysłów. Oko cieszą barwne fotografie i bogate opisy, węch pobudzają nieznane zapachy, natomiast węch i smak odzywają się gdy mama od czasu do czasu sięga po przepiśnik przygotowując sentymentalne dania, które przenoszą mnie do magicznego świata kulinariów.
 
Widać zatem, że dziedzictwem może być zwykły przedmiot, o niezwykłych właściwościach przywoływania wspomnień. Owy przepiśnik dla mnie jest frapującą częścią ciekawej treści życia mojej mamy. Z pewnością mógłby on stanowić element kolekcji współczesnego gabinetu osobliwości. Za każdym razem gdy sięgam po tą kulinarno-podróżniczą księgę, budzi się we mnie chęć do kreatywnego działania w sferze kulinariów. Najważniejszy jest jednak wewnętrzna intencja do kontynuowania przepiśnika w przyszłości, a tym samym tworzenia kolejnych warstw dziedzictwa.  
 
Jest to tylko dowód na to, że dziedzictwo nie musi kojarzyć nam się z wiekowymi i szlachetnymi pamiątkami rodzinnymi, schowanymi za szklaną gablotką, zwieńczającymi zamknięte już rodzinne historie. Historie te nie muszą stanowić zamknięcia pewnego rozdział. Ich kontynuacja na przestrzeni pokoleń wpływa pozytywnie na wielopoziomowość i różnorodność dziedzictwa. 
 
Mam tym samym nadzieję, że kolejne, równie interesujące opowieści będą zapełniać książkowe regały i  porywać w kulinarne robinsonady przyszłych członków mojej rodziny.
 
Autor: AR 2015 r. 
Data opublikowania: 10.02.2015
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko