Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Zegar Dziadka

Jest taki zegar, którego tykania nigdy nie słyszałam.

Drewniany, z białą tarczą i czarnymi cyframi na jej blacie. Odkąd pamiętam wisi na ścianie w przedpokoju mieszkania moich dziadków. Niby zwykły przedmiot, jednak skupia na sobie uwagę. Zegar, wtedy jeszcze nie stary, zjawił się w naszej rodzinie pod postacią prezentu ślubnego. Gdy w 1913 roku moi pradziadkowie, Zofia i Wojciech, pobierali się ów niepozorny przedmiot trafił w ich ręce. Dziś już nikt nie pamięta od kogo był to podarunek.

W ciągu następnych lat wiele się działo. Wybuchła i zakończyła się wojna. Urodził się mój dziadek, Marian, a także jego bracia. Wybuchła kolejna wojna. Pradziadek Wojciech zmarł dość młodo i prababcia Zofia ponownie wyszła za mąż. Urodzili się kolejni synowie. Synowie dorastali, zakładali swoje rodziny i rozjeżdżali się po Polsce. W ten czy inny sposób, zegar jako pamiątkę po rodzicach zatrzymał właśnie mój dziadek. Był dla niego cenny, mimo, iż dawno przestał już działać.

Pamiętam, jak podczas spotkań rodzinnych dziadek wychodził do przedpokoju, stawał pod zegarem i wyciągniętą w górę dłonią kręcił starymi wskazówkami. Wszyscy wtedy nasłuchiwali z uwagą, zarówno dzieci jak i dorośli. Bo czasem zegar reagował na napędzane ręcznie wskazówki i wybijał donośnie godzinę. Czasem tego nie robił. W dzieciństwie była to dla nas wielka, tajemnicza sprawa. I nie pamiętam już kto podszepnął, że to duch pradziadków odzywa się przez ten zegar, ale gromadki dzieciaków nie trzeba było wiele przekonywać. Myślę, że dziadek miał z nas niezłą pociechę.

Od tamtego czasu minęło wiele lat. Wnuki podorastały. Wpierw babcia, potem dziadek odeszli. A zegar wciąż wisi na ścianie. Teraz jest to pamiątka nie po Zofii i Wojciechu, których zarówno ja, moje kuzynostwo jak i nasze matki znamy tylko z opowieści, ale po naszym dziadku Marianie. Bo to z nim związane są wspomnienia o tym zegarze. Pieczę nad przedmiotem, starym i podniszczonym, przejęły już prawnuki pierwotnych właścicieli.

Pewnego razu kuzyn ściągnął zegar ze ściany i zawiózł do zegarmistrza. Może by tak w końcu naprawić dziadkowy zegar? Zegarmistrz rozkręcił stare, drewniane pudło i orzekł, że mechanizm jest całkowicie zniszczony. Nie dziwota, że nie działa, tak powiedział. Ale, ale. Jak to jest, w takim razie, że czasem zegar wybije godzinę? Czasem sam z siebie odezwie się w wieczornej ciszy. Czasem swym biciem przerwie gwar rozmów. A czasem zareaguje, gdy kolejna dłoń napędza jego wskazówki. Zegarmistrz popatrzył z powątpiewaniem i stwierdził, że to niemożliwe, bo mechanizm po prostu się rozpadł. Nie ma jak wybijać godziny.

Zegar, nienaprawiony, wrócił na swoje miejsce.

Nie wiem ile prawdy jest w słowach tego mężczyzny. Czy nie znał się po prostu na swojej pracy? Ciężko w końcu uwierzyć, żeby działało coś, co działać nie powinno. Ale może właśnie w tym jest urok tego zegara? Bo przecież nikt z wciąż żyjących nie pamięta, aby dziadkowy zegar kiedykolwiek działał. Gdy wybije godzinę, uśmiechamy się z nostalgią na wspomnienie o naszych dziadkach. I kontynuujemy tradycję.

Kolejne pokolenie, małych teraz szkrabów, przygląda się staremu zegarowi. To zegar pradziadka Mariana, mówimy im. Dostał go od swoich rodziców, dawno, dawno temu. Pradziadek Marian jest dla nich tak samo jak kiedyś dla nas pradziadek Wojciech, jedynie opowieścią, postacią ze zdjęć. Ale dzięki tak niepozornej rzeczy jak ten zegar, pamięć o nim się zachowuje. Bo teraz to my z błyskiem w oku podszeptujemy dzieciom, że gdy zegar bije to pradziadek nas wspomina. I być może za wiele lat któreś z nich powie „to zegar prababci Grażynki, dostała go od swojego taty dawno, dawno temu", albo „gdy bije to prababcia nas wspomina".

Tym właśnie jest dziedzictwo rodzinne. Nie samym przedmiotem, a historią i tradycją, którą jest owiany. Zegar jest dziedzictwem, bo chcemy aby nim był. Chcemy pamiętać o przeszłości, o ludziach których już nie ma z nami. A pamięć potrzebuje nośnika. Czegoś, co skupi na sobie uwagę, zainspiruje do opowieści i wspomnień. Zegar dziadka jest w mojej rodzinie pewną zagadkową sprawą. Jestem pewna, że każdy inaczej interpretuje jego znaczenie. Czy naprawdę wierzymy, że gdy zabije zegar, który nie działa wspominają nas ci, którzy odeszli? Osobiście myślę, że działa to w drugą stronę. Bo paradoksalnie dzięki zepsutemu  zegarowi, niekiedy znajdujemy czas, aby wspomnieć tych, których już nie ma. A właśnie to jest największym dziedzictwem dla rodziny – wspomnienia. A te, wraz z zegarem przekazywane są kolejnym pokoleniom. Z ciekawością będę śledzić dalsze losy ponad wiekowego już prezentu ślubnego. W końcu wątpliwe, by Zofia i Wojciech podejrzewali jak cenny stanie się to przedmiot i jaką historią będzie owiany. A co przyniosą mu kolejne dekady? To już w rękach kolejnych pokoleń.

Autor: J G P 2016 r.

Data opublikowania: 09.04.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko