Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Kredensowe historie

Napisanie pracy pt. ,,Moje dziedzictwo" z pozoru wydaje się prostym zadaniem, jednak w moim przypadku nie przyszło mi to wcale z łatwością. Bo czym jest dziedzictwo? Podświadomie każdy z nas wie, co ten termin oznacza, jednak gdy przychodzi do jego precyzyjnego zdefiniowania pojawiają się trudności. Zazwyczaj uważamy, że są to wspomnienia, pamiątki rodzinne, przedmioty, z którymi w różny sposób jesteśmy związani, tradycje i obyczaje, kontynuowane z pokolenia na pokolenie. Wszystkie te przejawy kultury materialnej i niematerialnej świadczą o naszej tożsamości, kształtują ją. Sama nigdy nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do rodzinnych tradycji, czy też pamiątek. Podtrzymywanie ich wydawało mi się wymuszone, sztuczne i niepotrzebne. Dopiero z upływem czasu uświadomiłam sobie, jak ważne mogą być one nie tylko dla członków rodziny, ale również dla mnie. To właśnie stare przedmioty, zdjęcia, wspomnienia, przywoływane podczas, przecież rzadkich rodzinnych spotkań, jednoczą, rozśmieszają, wzruszają uświadamiają bliskość. Przez długi czas nie wiedziałam o czym będzie ten esej. Nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy, z czym chciałabym podzielić się z innymi, opowiedzieć o czymś interesującym. Siedząc przy stole w jadalni z totalną rezygnacją, nagle zdałam sobie sprawę, że temat mojego eseju stoi właśnie przede mną, jakby chciał powiedzieć ,,naprawdę na to nie wpadłaś, że możesz napisać o mnie?" Kredens. Stary, drewniany mebel z ręcznie malowanymi porcelanowymi uchwytami. Prototyp. Jeden, jedyny w swoim rodzaju. Idealnie zakonserwowana wizytówka rustykalnego designu lat 50. Może kiedyś zabiorę go ze sobą? Jak to się stało, że trafił do naszego domu? Wszystko po kolei, ponieważ posiada on swój życiorys.

Był rok 1950. Pewna kobieta, która właśnie niedawno wyszła za mąż, zrobiła również pierwszy poważny zakup w swoim życiu. Ręcznie robiony drewniany kredens kuchenny - idealny mebel do nowego, małego mieszkanka dla młodej pary. Tym młodym małżeństwem był mój dziadek z babcią, a drewniany kredens z biegiem lat okazał się naszym rodzinnym skarbem, o który troszczyliśmy się z pokolenia na pokolenie. To dziadkowie zapoczątkowali naszą rodzinną tradycję do (wręcz przesadnego), dbania o przedmioty. Być może wynika to z tego, iż w czasach powojennych, kiedy ledwo wystarczało im na czynsz za mieszkanie, potrafili cieszyć się z każdego drobiazgu, który z czasem stawał się dla nich najcenniejszy. Podobnie też było z kredensem. Pośród tanich mebli ze sklejki, robionych zresztą na zamówienie wszystkich lokatorów, wyglądał luksusowo, dostojnie i okazale. Symbolizował to, za czym dziadkowie tak bardzo tęsknili. Dobrobyt, bogactwo i oryginalną estetykę. Pomalowany na miętowy błękit z dwukondygnacyjnym masywnym bufetem, prezentował się naprawdę okazale. Wszystkie sąsiadki zazdrościły babci tego pięknego mebla, a ona z dumą, potrafiła eksponować go jak nikt inny.

Z czasem zaczął pełnić rolę nie tylko estetyczną, ale posłużył również jako obiekt zabaw mojego taty, który odkrył jego magiczne właściwości już jako małe dziecko. Jak wiadomo lata 60. to czas trudny w PRLu, a smakołyki stanowiły formę ,,rarytasu", szczególnie dla dzieci. Pewnego świątecznego poranka tato szukał dla siebie łakoci, które babcia zawsze umiejętnie chowała przed nim do czasu kolacji. Pierwszy trop padł oczywiście na kredens, a podejrzanymi okazały się jego niezliczone szuflady. Szperając precyzyjnie we wszystkich zakamarkach, tato dokonał niespodziewanego dla siebie odkrycia. Nie znalazł co prawda słodyczy, ale udało mu się odkryć, że pod deskami maleńkich szuflad znajduje się drugie dno. Jak się okazało babcia nie miała o tym najmniejszego pojęcia, a stolarz wykonujący mebel, postanowił zrobić klientowi małą niespodziankę i nic o drugim dnie w szufladach nie wspominać. Ku uciesze mojego taty, oczywiście. Od tej pory miał świetną skrytkę na swoje miedziane żołnierzyki i inne skarby, z którymi niekoniecznie chciał dzielić się z bratem. Czasami w to miejsce lądowały też niechciane listy ze szkoły, informujące o kolejnej wywiadówce. Babcia oczywiście o niczym nie miała pojęcia, a tato wyprowadził ją z błędu dopiero po osiągnięciu pełnoletności. Nie mogła uwierzyć, że tak długo udało mu się utrzymać swoją kryjówkę, a ona nic nie zauważyła.

To jednak nie jedyna ,,kredensowa" tajemnica. Po śmierci dziadka, w mieszkaniu przeprowadzono gruntowny remont. Wymieniono stare meble, a kredens został zniesiony do piwnicy. Po jakimś czasie okazało się, że w bloku na parterze wybuchł pożar. Wszystko co znajdowało się w piwnicach mieszkańców uległo zniszczeniu. Ocalała jednak jedna, jedyna rzecz. Kredens. Kredens, który cały tył miał praktycznie spalony, od frontu miało się jednak wrażenie, że nie tknęła go nawet jedna iskierka ognia. Babcia postanowiła go zatrzymać. Stwierdziła, że i tak nie będzie już z niego pożytku, ale skoro przeszedł pożar, coś musi w nim być. Dopóki więc nie wymyśli co z nim zrobić, będzie stać w piwnicy i pełnić rolę spiżarki.

Moja mama od zawsze interesowała się aranżacją wnętrz, szczególnie w rustykalnym stylu, dlatego na kredens babci ,,czyhała" już od dłuższego czasu. Ponieważ w urządzaniu naszego domu starała się używać antyków i mebli z odzysku, ,,bo tylko one mają prawdziwą duszę" – jak sama twierdziła, kredens zaadoptowała bez najmniejszego namysłu, a babcia wcale temu nie oponowała. Jednak podczas próby wytransportowania mebla do naszego domu, okazało się, że wymaga on gruntownej renowacji, właściwie jest w stanie agonalnym. ,,Zadzwońmy do pana Anioła, on potrafi uratować każdy mebel" – zaproponowała mama. Tak bardzo uparła się, żeby przywrócić go do pierwotnego stanu, że nic nie było w stanie jej powstrzymać.

Pan Anioł był dalszym sąsiadem dziadków. Prawdziwym pasjonatem, który uwielbiał antyczne meble i potrafił przywracać im drugie życie. Jego nazwisko świetnie odzwierciedlało podejście do pracy, którą się zajmował. Z anielską cierpliwością podchodził do każdego powierzonego przedmiotu. Ludzie mówili o nim, że to pan od przypadków beznadziejnych. Dlatego rodzice wiedzieli komu przekażą mebel do renowacji.

Niestety stan kredensu okazał się beznadziejny, jednak Anioł stwierdził, że będzie za wszelką cenę starał się go uratować. Najlepszym dowodem zniszczeń była próba przeniesienia do samochodu. Cały tył kredensu rozsypywał się w rękach. Myśleliśmy wtedy, że przyszedł na niego czas, jednak on znowu postanowił nas zaskoczyć.

Po miesiącu renowacji i wszelkich możliwych próbach przywrócenia go do stanu używalności dostaliśmy telefon, że mebel jest gotowy do odbioru. To co zobaczyliśmy, przeszło nasze oczekiwania. Nie mięliśmy wątpliwości, że trafił w dobre ręce, jednak nie spodziewaliśmy się, że zostanie tak pieczołowicie odrestaurowany na nowo. Porcelanowe uchwyty wypolerowano i odnowiono, w witryny wprawiono nowe szyby, a cały kredens pomalowano na ten sam miętowy błękitny kolor. Nic dziwnego, że wszyscy zakochaliśmy się w nim ponownie. Nasz rodzinny skarb został ocalony.

Mamy rok 2015, wigilijny wieczór. W jadalni dumnie prezentuje się rustykalna choinka z pierniczkami i bombkami z suszu, jednak to nie ona jest dzisiaj jedyną ozdobą. W drugim końcu pomieszczenia stoi nasz ukochany kredens i to właśnie na niego zwrócone są oczy wszystkich domowników. Mama krząta się w kuchni przygotowując kolację, a tato sięga do kredensu po kieliszki, żeby rozlać wino. Spogląda na mamę i zaczyna wspominać: ,,A wiecie, że na naszą randkę z mamą kupiłem butelkę wina, którą schowałem właśnie do tego kredensu w piwnicy? Później byłem tak stremowany, że całkiem o nim zapomniałem, a wino czekało na mnie do momentu pożaru. Dopiero gdy sprzątaliśmy piwnicę przypomniałem sobie o tej butelce. Pamiętam, że znaleźliśmy ją wtedy i zanieśliśmy do mieszkania na uroczysty obiad, który na drugi dzień organizowała babcia. To było to samo wino, które pijemy dzisiaj" – wskazał na etykietę.

Może jednym wydać się banalne stwierdzenie, że do przedmiotów człowiek potrafi wyjątkowo się przywiązać. Historia kredensu pokazuje jednak, że powiedzenie to nie mija się z prawdą. Wcześniej nie przypuszczałabym, że o zwykłym meblu można opowiadać rodzinne historie, a właściwie je w nim przechowywać. Rzeczy materialne nie miały dla mnie przez długi czas większych wartości, a ja sama bardzo rzadko się do nich przywiązywałam. Koleje losu, jakim ten przedmiot został poddany, całkowicie zmieniły moje dotychczasowe przekonania. Zdziwiłam się bardzo, że był świadkiem tylu rzeczy z przeszłości, o których ja sama nie miałam pojęcia. A przy każdym rodzinnym wydarzeniu zawsze potrafi czymś jeszcze zaskoczyć, bo nie wiadomo jakie nowe wspomnienie wyciągnie domownik ze starych drewnianych szuflad kredensu.

Autorka: Sonia Ubik 2016 r.

Data opublikowania: 18.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko