Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Balaton - mury zapisane milionem historii

Rozważając nad tym co jest moim dziedzictwem, w pierwszej kolejności na myśl nasuwały mi się wszystkie stare przedmioty, które posiada moja rodzina. Na przeciwko mojego rodzinnego domu stoi dom mojej prababci, ze starym kaflowym piecem, nierówną podłogą i mnóstwem szafek z drobiazgami. Jest opuszczony od przeszło 20 lat. Panuje tam chłód i wilgoć, wszystko co cenne już stamtąd zabraliśmy. Pozostały lalki moich starszych sióstr – takie z brakującymi kończynami i obciętymi na krótko włosami, uszczerbiona porcelana, kilka starych mebli, wypłowiały obrazek Maryi na ścianie.

Nie byłam tam już od kilku lat, nie potrafię więc odnaleźć w pamięci niczego co mogłabym tam nazwać moim dziedzictwem. Stary, popadający w ruinę dom nie wywołuje u mnie żadnych pozytywnych wspomnień, straszy wybitymi szybami i obchodzącymi z farby ścianami. Nie sądzę, że znajduje się tam coś co chciałabym zachować i przekazać przyszłym pokoleniom.

Naturalnie, jako wielbicielka literatury myślałam też o książkach. Całkiem spora ich kolekcja mieści się w moim dawnym pokoju. Składa się na nią pokaźna ilość Harlequin’ów mojej mamy, ilustrowane bajki z czasów mojego dzieciństwa, kilka różnych wydań biblii, encyklopedie na każdy możliwy temat, trochę nowszych wydań powieści young adult. Są tam też książki mojej babci. Oprawione w kolorowe, wzorzyste papiery, ich tytuł można odczytać tylko ze środkowej strony tytułowej. Ich kartki są zżółknięte i od czasu do czasu musimy sprawdzać czy nie zjadają ich mole. Mama nigdy nie pozwala ich oddać, mimo że tak naprawdę nikt nie czytał ich od 40 lat. Myślę, że to jej dziedzictwo i chociaż dla mnie są głównie rzędem niepasujących do siebie wzorów, myślę, że też trudno byłoby mi się z nimi rozstać. Nie są natomiast znacząco związane z nasza rodziną. Ot, kilka popularnych tytułów z dawnych lat, jakich pełno w innych domach i antykwariatach.

Doszłam jednak w końcu do wniosku, że przecież jestem w posiadaniu znacznie bardziej historycznej i ważnej dla mnie rzeczy. A w zasadzie miejsca, tradycji i wspomnień z nim związanych. Dziedzictwa, o które chciałabym dbać i przekazać je późniejszym pokoleniem, które jest w mojej rodzinie od lat, a jego historia sięga Polski międzywojennej.

Miejsce aktualnie nosi nazwę “Restauracja Blaton”. Mieści się w Zabrzu, przy ulicy Brodzińskiego. Zaraz obok przebiega ul. Generała De Gaulle`a (daw. Armii Ludowej), która została wybudowana w 1933 r. i w prawie niezmienionej formie funkcjonuje do dzisiaj.  Gruba kostka brukowa wpisuje się w krajobraz miasta, które zdaje się zamrożone w czasie. Okoliczne budynki z szarymi elewacjami zbliżają się do swoich setnych urodzin. Pierwsze wzmianki o bloku, w którym mieści się Balaton sięgają roku 1939. Wpis w książce adresowej mówi, że jego właścicielem był  Rudolf Beyer – szef kuchni znajdującej się tam już wtedy restauracji.

Jak w całej dzielnicy, tak i w budynku mieszkali ludzie wykształceni, na wysokich stanowiskach. Był tam bilard, później kasyno milicyjne. Było to miejsce spotkań śmietanki towarzyskiej ówczesnego Hindenburga (nazwa Zabrza do 1945 r.). Organizowano tam imprezy okolicznościowe, spotkania towarzyskie i potańcówki.

Po wojnie, w tym samym miejscu działała restauracja “Teatralna”, wciąż często wspominana z sentymentem przez aktualnych klientów. Jej działalność zakończył pożar w roku 1968. Dwa lata później, już pod nazwą “Balaton”,  lokal otworzył się ponownie.

W kolejnych latach restauracja zmieniała właścicieli. Od Zakładów Gastronomicznych w Zabrzu, przez PSS Społem, aż została wykupiona przez moją babcię, która wcześniej była jej pracownicą.  I tak, od ponad 40 lat jest ona w posiadaniu mojej rodziny. Przejęta została przez mojego tatę, a później starszą siostrę. Łączy ona motywy węgierskie, tradycyjną śląską kuchnię i klimat późnego PRLu.

To co jest w niej jednak wyjątkowe to przede wszystkim goście. Stali klienci chętnie przyprowadzają swoje dzieci i wnuki, tworząc wspaniałą tradycję rodzinnych obiadów. Osoby, których chrzciny były organizowane w lokalu, często wybierają to miejsce na swoje wesele. Gdy, moja babcia ma okazję odwiedzić “Balaton”, nadal z radością wita znajomych klientów.

Sama czuje niezwykłe przywiązanie do tego miejsca, do wspaniałych klusek śląskich i starych luster, do wspólnych obiadów, ciężkiej pracy, do ludzi, którzy odwiedzili restaurację, nawet przed moimi urodzinami. Mury budynku zdają się mieć zapisane w sobie milion historii. Tragedii i radości, upadków i wzlotów. Wspomnień, tych dobrych, ale i złych, ale zawsze ważnych.

Niesamowite jest obserwowanie jak to miejsce zmienia się z biegiem lat, ale wciąż zachowuje swój niepowtarzalny klimat. Nie sposób jest tam przebywać i nie myśleć o przeszłości, nie czuć się trochę melancholijnie. Chociaż część ludzi uważa to miejsce za przestarzałe, myślę, że utrzymanie go w takiej formie jest bardzo ważne, nie tylko dla mojej rodziny, ale i dla ludzi, które je odwiedzają. To są też ich historie, które chcą zachować.

Jeśli coś miałabym uznać za swoje dziedzictwo to jest to właśnie ta restauracja. Ciężko pracujemy by, przy szybko zmieniających się trendach i standardach, zachować ją w możliwie niezmienionej formie. Staramy się utrzymywać tradycje, honorować naszych stałych gości i ich zwyczaje, poznawać ich życiorysy.

Chciałabym by w przyszłości było to miejsce, gdzie starsi ludzie mogą poczuć się jak dzieci, a młodzi zapoznać z tradycjami swoich rodziców i dziadków.

Autor anonimowy 2024 r.

Zobacz galerię zdjęć