Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Przestrzenie

Do Krakowa przyjechałam 4 lata temu, po to, by spełnić swoje marzenie o studiowaniu w Mieście Królów Polski. Wtedy często pytano mnie „Skąd jesteś? Z Ukrainy? Brzmisz jak Ukrainka". Wtedy odpowiadałam, że nie, nie mam nic wspólnego z Ukrainą. Kiedy podawałam nazwę mojego rodzinnego miasta mówiono „A to to, nad morzem". Odpowiadałam, że nie, to to w górach. „A gdzie?" pytano. Orientacyjnie odpowiadałam „Niedaleko Cieszyna, Bielska, Skoczowa, no i Wisły. Tam Adam Małysz…". „Aha, aha" słyszałam wtedy.

Ustroń, czyli miejsce, z którego pochodzę, jest niewielkim miastem uzdrowiskowym i, przynajmniej dla mnie, najpiękniejszym miejscem na wypoczynek. Ustroń to odległości, które mogłabym pokonać z zamkniętymi oczami, to ludzie, których znam i oni znają mnie (zgodnie z zasadą „każdy zna się z każdym"). Jest to też pewna inność, różnorodność i wyjątkowość. Przejawia się ona np. w języku. Choć w moim domu nie mówiło się gwarą, to naturalne było zamiast „znowu" mówić „zaś", a zamiast „tak" odpowiadać „ja". Idąc do szkoły miało się możliwość wyboru religii katolickiej lub ewangelickiej i przez długi czas byłam przekonana, że tak jest w każdym innym mieście. Ustroń to także pewna tradycja- w sierpniu całe miasto świętuje Dożynki, w czasie których zawsze śpiewa zespół pieśni regionalnej „Równica"- zbiór kolorowo przebranych kobiet i mężczyzn w strojach cieszyńskich, kontynuujący tradycję góralską Beskidu Śląskiego. Uczestnictwo w miejskich świętach, przychodziło mi z wielką łatwością, w automatyczny sposób. Do dzisiaj kojarzą mi się one z niecodziennością – tylko w te szczególne dni można było dostać miód w wafelku po lodzie, podany na drewnianej desce, ze specjalnie udekorowanego, dumnie prezentującego się traktora.

W Ustroniu jest też mój dom, umieszczony w jednej z dzielnic, trzy kilometry od centrum miasta (centrum wyznacza od zawsze szkoła podstawowa i gimnazjum do których uczęszczałam). W okolicy tego zabytkowego domu dawnej było zaledwie kilka innych domów, teraz na byłej wielkiej łące (na której rosła mięta) przed lasem wybudowano osiedla- praktyka zabudowywania każdej wolnej przestrzeni niestety nie omija nawet małych miejscowości. Zmiany dotknęły także znajdujący się niedaleko Wojskowy Dom Wypoczynkowy, w którym stał ogromny wojskowy samolot, była stadnina koni (z czasem dodano także inne zwierzęta- jak lamy, króliki) i atrakcyjne boisko. Te atrakcje były stworzone dla wakacyjnych wycieczek dzieci i młodzieży, nocujących w tamtejszym ośrodku. Obecnie wycieczki jeżdżą chyba gdzie indziej, bo budynek i cała przestrzeń jest na sprzedaż. Ciekawe tylko, co się stanie z samolotem…

Mój dom to pozostałość po dworku z czasów II połowy XVIII w. Długi czas nie zdawałam sobie sprawy z jego historii. Wiedziałam, że jest stary i inny niż wszystkie. Dopiero jednak niedawno, zupełnie przypadkiem, trafiłam na stare zdjęcie tej posiadłości i odkryłam jej prawdziwą historię i korzenie domu, w którym się wychowałam. Zapuszczony sad, który widnieje za ogrodzeniem naszego ogródka podobno także kiedyś był częścią tej posiadłości. Dom jest wielorodzinny, stary, z szopkami po boku, w których lokatorzy przechowywali drewno (do niedawna każdy miał piec kaflowy i rano w każdej szopce słychać było odgłosy siekiery łamiącej wielkie kawałki drzewa, a przed zimą po okolicy niósł się hałas przesypywanego do nich węgla). Teraz są tam głównie rowery i kosiarki- każdy nowoczesny ma już ogrzewanie centralne.

Na samej górze tego starego budynku jest strych. Drzwi na strych są ogromne i bardzo ciężkie. Na górę prowadzą bardzo strome schody, które skrzypią i grożą zawaleniem (a przynajmniej ja zawsze miałam takie wrażenie). Wchodząc po nich trzeba uważać na niski sufit i wystające belki. Przestrzeń właściwa jest ogromna. Każda ze ścian ma w sobie skrytkę należącą do każdej z rodzin zamieszkujących. Okna dachowe rysują widok z wysoka na piękną okolicę. Pomijając skrzypiące deski i tony pajęczyn w każdym kącie, skrytka należąca do mojej rodziny ma w sobie pokłady skarbów. Są tam wszystkie zeszyty i podręczniki z czasów szkolnych, zabawki z dzieciństwa. Są tam też stare podręczniki mojej mamy, bardzo stare żelazko i jakiś hełm, którego pochodzenia nikt nie mógł do końca mi wyjaśnić. Są też zeszyty do rosyjskiego mojej cioci i książki moich dziadków, a także wszystkie kolekcjonerskie karteczki, którymi wymieniałam się w szkole, zbierane przeze mnie figurki żab (których powodu zbierania już nie pamiętam), kolekcjonowane czasopisma i komiksy. Jest tam też co roku wyciągana choinka i zimowe kurtki. Kiedy wracam do domu, często wracam na strych właśnie pooglądać moje zeszyty „Pięknego pisania", zrzucić pajęczyny z zabawek czy po prostu znaleźć jakąś rzecz, która wiem, że na pewno tam jest. Strych jako miejsce jest wspaniały kiedy pada deszcz. Pachnie tam wtedy bardzo specyficznie a dźwięk kropli staje się pewnego rodzaju muzyką. Niestety, jak wszystko, strych także się zmienił. Nowi lokatorzy potrzebowali więcej miejsca, dlatego spółdzielnia, która lata temu przejęła dom, pozwoliła im na zabudowanie deskami swojej przestrzeni, dlatego teraz na samym środku strychu między kolumnami jest nowa  (już nie utajniona i schowana w ścianie) skrytka na skarby nowej rodziny. W tym miejscu zawierają się materialne złoża wspomnień, symbole dorastania i zmienności. Są też skarby owiane tajemnicą, których historie można samemu stworzyć.

Każda z tych przestrzeni bardzo szybko się zmienia- symboliczne łąki przestają istnieć, zakątki dostosowuje się do nowych potrzeb, nowych ludzi. Wśród tych wszystkich zmian stałe jest jednak znaczenie i waga tego miejsca. Miejsce,  z którego pochodzę stanowi o tym, kim jestem. Buduję wokół niego pewne sentymenty, skojarzenia, mapę miejsc i całej przestrzeni. Jednocześnie zakorzenia we mnie historie, którymi chcę się dzielić, które są dla mnie istotne. Całokształt otoczenia- ten swoistego rodzaju mix językowy, religijny, kulturowy i historie , które echem odbijają się w każdym zakątku- sprawia, że zarówno miasto, dom jak i najwyższa część tego domu, stanowią bogactwo treści, które będę chciała przekazać swoim dzieciom, wnukom. To właśnie stanowi o tym, że postrzegam te przestrzenie jako ważne, choć z pozoru wydają się być nic nie znaczące, przemijające.

Autorka: Ewelina Kawulok 2016 r.

Data opublikowania: 09.04.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko