Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Tam, gdzie niebo jest bliżej ziemi

To był ponury, listopadowy wieczór kilka lat temu. Chociaż w Krakowie mieszkałam już od trzech miesięcy, moje myśli wciąż uciekały w ukochany Beskid Żywiecki. Może nie jest to aż tak ogromna odległość od stolicy Małopolski, ale wciąż zastanawiałam się, co dzieje się w tym pięknym zakątku położonym przy granicy ze Słowacją. Wtedy po raz pierwszy wsłuchałam się w znane mi od najmłodszych lat teksty utworów muzycznych, które dotychczas stanowiły raczej barwny element folkloru żywieckich górali. Aż do tamtego wieczoru. Kiedy usłyszałam znajome „górole górole, górolsko muzyka, cały świat łobyndzies, ni mos takiej nika", po raz pierwszy pomyślałam zupełnie poważnie: jestem góralką. I tego nie zmienię.

Na końcu świata?

Prawie 30 kilometrów na południe od miasta powiatowego Żywiec i prawie 8 kilometrów od polsko-słowackiej granicy znajduje się miejscowość zamieszkiwana przez niewiele ponad 2000 osób. Dla przyjezdnych wszystko jest tutaj oczywiste – góry takie, a nie inne („Tatry to nie są" mawiają niektórzy), gwara i folklor po dziś dzień budzące zainteresowanie. Dla mnie do pewnego momentu też tak było, dopóki nie zaczęłam na nowo odkrywać miejsc, ludzi i ich historii. Każdy budynek, ścieżka, górski szlak i dom rodzinny kryją wspomnienia lat dzieciństwa, lat dorastania i osób, których już nie jest mi dane spotykać na swojej drodze. Takie są właśnie moje Ujsoły.

Na początku muszę zaznaczyć, że nie mieszkamy tu od pokoleń, ponieważ moi dziadkowie ze strony mamy przeprowadzili się w to miejsce w latach 70. XX wieku z innej miejscowości położonej nieopodal Żywca. Znaleźli pracę i postanowili zbudować dom. Współczesne Ujsoły znacznie różnią się jednak od tych, które znałam z dzieciństwa. Teraz uprawiane niegdyś pola leżą odłogiem. Odchodzą kolejne pokolenia ludzi z bogatą historią, zmianie ulega krajobraz. Życie płynie tu raczej spokojnie, ponieważ zaglądają tu raczej osoby, które potrafią docenić ciszę i spokój na górskich ścieżkach.

Witamy na zbójnickich szlakach

Ujsoły powstały najprawdopodobniej w XVI wieku za sprawą osiedlających się tutaj Wołochów. Były to ludy pasterskie pochodzenia bałkańskiego, zamieszkujące bezludne górskie tereny. Pierwotna nazwa mojej rodzinnej miejscowości brzmiała „U Soły", co wiązało się z położeniem pierwszych zagród bezpośrednio nad rzeką Sołą. Samo słowo „sol" po wołosku i współczesnym języku rumuńskim oznacza rolę, a „sola" – parcelę. Z tego względu funkcjonującą wówczas nazwę Ujsoły można interpretować jako węgiersko-wołoski wyraz oznaczający „nową osadę". Kiedy pewnego dnia zaczęłam zgłębiać etymologię niektórych nazw funkcjonujących w mojej miejscowości, na nowo zaczęłam odkrywać ich znaczenie. Przenikanie się kultur i języków ukształtowało to, kim mieszkańcy Żywiecczyzny są teraz. I nagle przestało mnie dziwić, że mojej gwarze bliżej do języka słowackiego. Podobna kwestia dotyczy wątków literackich czy nawet … budownictwa.

Ważna jest tutaj również kwestia zbójnictwa. Chociaż czasy się zmieniają, niezwykłe legendy wciąż funkcjonują w świadomości mieszkańców. A to, czy na górze Muńcuł naprawdę istnieje jaskinia z ukrytymi skarbami, do dziś może spędzać niektórym sen z powiek. Nie bez powodu mówi się, że od XVI do XVII wieku stolicą polskiego zbójnictwa w Karpatach była Żywiecczyzna. Wyzysk pańszczyźniany sprawiał, że mieszkańcy stawali się coraz biedniejsi. Wśród upartych górali doszło do buntu i zamiast zajmować się rolą, zaczęli zajmować się zbójnictwem. Po słowackiej stronie mają swojego Juraja Jánošíka, my natomiast mamy Burego z Soli, Marcina Portasza z Bystrzycy, Wyderkę z Ujsół czy Jurka Fiedora „Proćpoka" z Kamesznicy. To tutaj przez przełęcz Glinka-Orawa często krzyżowały się zbójnickie szlaki. Dlatego też w jednej z piosenek nie bez powodu padają słowa: Furmanku, furmanku, ka piniądzki mos, jak mi jik nie oddoi, zabije zaroz.

 

Chociaż w Ujsołach dominuje raczej dziedzictwo o charakterze niematerialnym, nie można nie napisać o kilku obiektach będących częścią historii mojej miejscowości. W XIX wieku powstała niewielka kapliczka „U Koconia", która po dziś dzień znajduje się w centrum. Był to zaczątek do powstania kościoła św. Józefa Robotnika, którego budowa rozpoczęła się w 1913 roku dzięki uporowi ówczesnych mieszkańców. Świątynia jest widoczna z wielu górskich szlaków, a z najwyższej wieży roztacza się piękny widok na okolicę. Nieopodal znajduje się również szkoła powstała w 1903 roku oraz budynek słynnej w czasach PRL-u restauracji „Myśliwska". Niestety, teraz jest już wyłącznie wspomnieniem, a wiele osób do dziś opowiada o chwilach, kiedy czas spędzały w niej tłumy gości. Miejsce to miało nawet swoje pięć minut sławy, ponieważ stało się planem filmowym. W Ujsołach można również napotkać urokliwe przydrożne kapliczki oraz takie, które schowane są w cieniu drzew na zboczu góry. Dla mieszkańców mają one wymiar symboliczny i wiąże się z nimi wiele niezwykłych historii.

„Bo u was tak się śmiesznie mówi!"

Niektóre osoby, dowiadując się skąd pochodzę, często reagowały: „jesteś góralką? Powiedz coś, bo u was tak się śmiesznie mówi!". Przyznam szczerze, że może i nadal mówi się gwarą, ale raczej już nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście zdarza się nam wplatać poszczególne słowa w wypowiedzi, ale nawet i to coraz rzadziej można usłyszeć. Młode pokolenie (są oczywiście wyjątki) już raczej się nią nie posługuje, a jeśli już, to przede wszystkim podczas programów artystycznych przygotowywanych na specjalne uroczystości. Na Żywiecczyźnie i w mojej gminie do dziś funkcjonują zespoły, które prezentują tańce żywieckich górali oraz wykonują tradycyjne pieśni. Chyba mam to szczęście, że pamiętam jeszcze czasy, kiedy zamiast „na ulicy" mówiło się „na skotni". Dlatego też do dziś wspominam lata dzieciństwa z sentymentem.

„Nigdy nie zaginie w Beskidach śpiwani"

Każdego roku w sierpniu, na zakończenie Tygodnia Kultury Beskidzkiej w Ujsołach odbywają się Hudy Wawrzyńcowe. To wydarzenie ma związek z legendą o uratowaniu przez św. Wawrzyńca Ujsół od zagłady chorobą. Zwyczaj ten sięga XVII wieku i przetrwał u nas do dziś. Na początku odbywają się pokazy zespołów z Polski i innych krajów, a późnym wieczorem podpalana jest huda, czyli wysokie na kilkanaście metrów ognisko. Wszystko to odbywa się przy akompaniamencie góralskiej muzyki. Starsi mieszkańcy pamiętają jeszcze czasy, kiedy to ogromne ogniska płonęły na zboczach gór, co było niesamowitym widowiskiem. I chociaż to już minęło, pamiętam, jak będąc dzieckiem, wieczorem, tuż przed podpaleniem hudy, przez Ujsoły niosły się słowa pieśni: Szumi jawor  i szumi osika, nigdy nie zaginie górolsko muzyka. Górolsko muzyka i górolskie granie. Nigdy nie zaginie w Beskidach śpiwani. Teraz zdaję sobie sprawę, że przeszłość w pewnym momencie życia i tak nas dogoni. Przeszłość determinuje to, kim jesteśmy – nawet wówczas, kiedy chcemy o niej zapomnieć.

Moim szlakiem, czyli tam, gdzie niebo jest bliżej ziemi

Niegdyś góry nie były dla mnie niczym wyjątkowym – widziałam je każdego poranka po przebudzeniu i od najmłodszych lat po nich wędrowałam. A nie były to wędrówki proste – w końcu wychowałam się w drugim po Tatrach co do wysokości paśmie górskim w Polsce. Dopiero po latach zrozumiałam, że góry to nie tylko wolność, ale przede wszystkim spojrzenie na świat z innej perspektywy. Być może brzmi to banalnie, ale jak mówią słowa utworu „Za mgłą" legendarnego punkrockowego zespołu KSU z Ustrzyk Dolnych: „patrząc z góry wokoło, świat wydaje się lepszy".

Kiedy człowiek po trudach wędrówki chociaż na chwilę odpocznie na Hali Rysianka czy Lipowskim Wierchu i zobaczy wokół siebie niezwykłą panoramę, może chociaż na moment zapomnieć o szarej rzeczywistości. Majaczące w oddali szczyty majestatycznych Tatr, tajemnicza Królowa Beskidów Babia Góra, znajdujące się nie tak daleko Pilsko, zapierający dech widok na Orawę to tylko niektóre elementy tego barwnego pejzażu. Nie mogę oczywiście zapomnieć o górze Muńcuł, która od zawsze witała mnie swoim widokiem o poranku. Czy to zimą, czy to latem – zawsze wygląda imponująco.

I tego najbardziej brakuje mi teraz. Nieważne, czy to Kraków, morze, niziny – krajobraz bez gór zawsze wydaje mi się taki … niepełny. Kiedyś ktoś powiedział mi: „trudno byłoby mi mieszkać w miejscu, w którym niebo jest daleko od ziemi". Wydaje mi się, że coś w tym jest.

Do dziś mówię, że w Krakowie mam mieszkanie, w Ujsołach dom. I coraz częściej odnoszę wrażenie, że to się szybko nie zmieni…

Autorka: Natalia Grygny 2016 r.

Data opublikowania: 24.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko