Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Jeżeli nie znamy swojej historii, będziemy zmuszeni przeżyć ją jeszcze raz…

Zawsze interesowała mnie II wojna światowa, być może dzięki mojej babci, która często opowiadała nam jak wyglądały te tragiczne czasy. Mimo, że była wtedy zaledwie nastolatką, obrazy w pamięci z tamtego okresu są tak wyraźne, że trudno o nich zapomnieć. Kiedyś zapytałam babci, dlaczego lubi tak o tym opowiadać, czy nie lepiej jest zamknąć ten rozdział w życiu i już do niego nie wracać, ale wtedy powiedziała mi bardzo mądre słowa: jeżeli nie znamy swojej historii, będziemy zmuszeni przeżyć ją jeszcze raz. 
 
„Kilka dni przed atakiem Niemców na Polskę, można było się spodziewać wojny i choć ja o tym nie wiedziałam, to widziałam i czułam niepokój swoich rodziców. Często latające samoloty nad naszym dachem i nie raz niezapowiedziane wizyty Niemców, strach matki, ciągły brak ojca, brak jedzenia to najczęściej przewijające się wspomnienia w mojej głowie. Ale jest też wiele innych… Pewnego dnia wyszłam do sąsiadów, tuż za rogiem. 
 
W cieniu, w przejściu pomiędzy kamienicą a oficyną zobaczyłam trzech mężczyzn którzy bili, kopali a przy tym śmiali się i wyzywali w obcym języku, leżącego już we krwi młodego chłopaka. Stanęłam jak wmurowana i patrzyłam na to, nie mogłam się ruszyć, i chociaż wiedziałam że nie powinnam, że nie mogłam, nogi miałam jak z kamienia. Kiedy Niemcy zobaczyli mnie, jeden z nich ruszył w moją stronę i zaczął gonić. Uciekałam ile sił, bałam się że mnie złapią i nie zobaczę już więcej rodzeństwa i rodziców. Kiedy udało mi się schować nie mogłam uspokoić bicia serca. Wracając do domu, obracałam się ciągle za siebie, modląc w duchu by jak najszybciej dotrzeć do celu. 
 
Z kolejnymi dniami, miesiącami zaczęłam przyzwyczajać się do obecności niemieckiego języka na ulicach, zatrzymywania rodziców w celu sprawdzenia dokumentów. Ludzie musieli nauczyć się żyć w takiej rzeczywistości, nawet sama z siebie kojarzyłam dużo niemieckich słów i zwrotów. Zastanawiałam się jedynie co robią moi dużo starsi bracia, często nie było ich w domu, niekiedy nawet i w nocy. Moja mama unikała zawsze odpowiedzi. Pewnego dnia sama postanowiłam zobaczyć i wyszłam chwile za bratem by móc go śledzić. Dotarłam do dużego budynku, przypominającego opuszczoną fabrykę. Schowałam się w kamienicy po drugiej stronie ulicy, by nikt mnie nie widział i patrzyłam przez okno w drzwiach. Po jakimś czasie z hangaru wyszło dwóch braci, jeden z nich musiał być tam wcześniej, niosących ciało zakrwawionego mężczyzny. Domyśliłam się, że był to jakiś Niemiec, bo pomimo, że nie był ubrany w mundur, miał na sobie typowe dla nich buty – oficerki. Ciało żyjącego lub martwego człowieka włożyli do samochodu który podjechał chwile przed ich wyjściem z budynku. Chciałam do nich podbiec i wykrzyczeć co robią, przecież my nie jesteśmy nimi, nie zabijamy ludzi. Ale tak samo jak tego dnia, kiedy widziałam trzech Niemców znęcających się nad Polakiem, nie mogłam się ruszyć, lecz nie chciałam tego tak zostawić. Wtedy byłam już odważniejsza, troszkę starsza, przecież 13 lat to w tym okresie prawie jak 18. Kiedy bracia wracali do domu, podbiegłam do nich i powiedziałam, że wszystko widziałam. Zaczęli się śmiać i popychać mnie, drocząc się, tak jakby mi nie wierzyli. Ale kiedy powiedziałam im co zobaczyłam, zatrzymali mnie, przycisnęli do ściany i powiedzieli, że walczą o nasze dobro i że mam o tym zapomnieć i przede wszystkim nic nie mówić mamie.  Oczywiście, przed długi czas nie chcieli mi nic powiedzieć, nie dopuszczali mnie do tego świata. O tym że bracia walczą z Niemcami jako partyzantka, dowiedziałam się od kolegi, z którym się często spotykałam. 
 
Raz Niemcy zapukali do drzwi, a po 3 sekundach je wywarzyli. Byłam sama z mamą w domu. Kiedy stanęłam za nią, jeden mężczyzna z impetem popchnął mamę, która przewróciła się na podłogę. Podbiegłam do niej sprawdzić czy wszystko z nią w porządku a wtedy trzech Niemców zaczęło przegrzebywać całe mieszkanie, jakby czegoś szukali. Poprzewracane krzesła, ubrania wyrzucone na środek pokoju, rozbita kryształowa zastawa. Dorwali to co chcieli, czyli ostatnie oszczędności rodziców i złotą biżuterię po czym bez słowa wyszli. Pamiętam, że mama wtedy od razu złapała za łańcuszek na szyi, ściągnęła go a potem gorączkowo ściągnęła mój płaszcz z wieszaka i zaczęła szukać nici. Rozpruła podszewkę płaszcza, przyszyła tam małą kieszonkę, włożyła złoty łańcuszek z dwoma wisiorkami: serduszkiem i Matką Boską, który zawsze nosiła, następnie zaszyła dokładnie dwa razy, żeby przypadkiem nie wypadł. Powiedziała wtedy, że tego jej nie zabiorą i żebym pilnowała płaszcza jak oka w głowie, że nie mogę pozwolić by to znaleźli, bo to będzie prawdopodobnie jedynie co mi po niej zostanie. To był czas kiedy zrozumiałam, że chce pomóc braciom, nie wiedziałam jeszcze wtedy jak, nie chciałam po prostu dłużej siedzieć w domu i patrzeć na łzy mamy, która nieudolnie udawała że wszystko jest dobrze.
 
Kiedy po raz pierwszy ich poprosiłam by mnie wzięli ze sobą, zaczęli się śmiać i powiedzieli, że mogę o tym zapomnieć. Ale jak zaczęłam ich błagać, że muszę coś robić ze sobą bo zwariuje w domu, zgodzili się bym im pomogła. Warunek był jeden: nie chodzę z nimi, nie śledzę ich i gdyby ktoś pytał to w ogóle ich nie znam. Zadaniem moim było dostarczanie poczty, byłam tak zwanym listonoszem. Nigdy nie zaglądałam co było w środku, nie mogłam tego robić, ale przypuszczam, że albo jakieś ważne informacje o spotkaniach albo podrobione dokumenty. Zazwyczaj przesyłkę odbierałam od zupełnie nieznanej mi osoby, co mogło być dosyć niebezpieczne, bo nigdy nie miałam stu procentowej pewności czy dana osoba czeka właśnie na mnie. Nie mogłam również swoim zachowaniem zwrócić uwagi Niemców, których mijałam na każdym kroku.  Na szczęście byłam drobną, niepozorną dziewczyną i zawsze udawało mi się dostarczać pocztę bez problemów i na czas.
 
Pamiętam, jak z Niemcami było coraz gorzej. Zapukali do drzwi, a kiedy mama otwarła, wepchnęli czterech Polaków do naszego mieszkania, po czym poinformowali, że od teraz mieszkają z nami, bo ich mieszkanie zostało przejęte. Nie mogłam uwierzyć, od tego czasu mieszkaliśmy w dziewięć osób. Dwa tygodnie po tym zdarzeniu wydarzyła się najgorsza rzecz. Do naszego domu przyszedł kolega taty z pracy, z wiadomością, że Niemcy zabrali go do obozu. Moja mama zaczęła płakać i pytać dlaczego, przecież nie jesteśmy Żydami, czego oni od nas chcą? Brali wszystkich jak leciało, prawie cały zakład pracy. Widziałam łzy i szał mamy, kiedy zaczęła bić tego mężczyznę i krzyczeć, czemu on w takim razie tu jest. Bez wątpienia to był najgorszy dzień w moim życiu i ostatni kiedy widziałam tatę. Nie wychodziłam z domu przez pewien czas, zwolnili mnie także z funkcji listonosza bo nie stawiłam się na wykonanie zadania. Coraz częściej zastanawiałam się jaki to ma sens, przecież i tak wszyscy zginiemy. Moi bracia poradzili sobie lepiej z brakiem taty. Ponoć mieli jakieś wieści od niego z obozu, że żyje i że nie traktują go najgorzej, ale do dzisiaj nie wiem czy mówili tak żebyśmy się z mamą lepiej poczuły, miały nadzieję czy to faktycznie była prawda.
 
Wojna pochłonęła miliony ludzi, osoby bezbronne, niewinne. Jeden brat Babci został zamordowany przez Rosjan, drugi po wojnie popełnił samobójstwo. Z trójki rodzeństwa została tylko ona i do dzisiaj dziękuje Bogu, że jedynie jej mama zmarła tak jak chciała, ze starości, cicho i we śnie. Łańcuszek, z Matką Boską i serduszkiem, dostałam od niej w prezencie w dniu moich narodzin, jednak do ukończenia osiemnastu lat przechowywała go moja mama. Ma on dla mnie niezmiernie wielkie znaczenie, to najpiękniejszy i najcenniejszy prezent jaki otrzymałam. Cała historia z nim związana na pewno będzie przekazywana w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Co ciekawe, babcia nigdy nie była nawet zobaczyć muzeum w Auschwitz, jak sama mi kiedyś powiedziała – to złamało by jej serce. 
 
Mimo, że wiem iż ogromnym bólem jest wspominać te tragiczne czasy, dziękuję babci z całego serca, za chęć podzielenia się wszystkimi historiami, których było zdecydowanie więcej. Myślę, że warto zachowywać w pamięci i nie tylko opowiadania ludzi którzy przeżyli II Wojnę Światową, bo niestety jest ich wśród nas coraz mniej. 
 
Pomimo, że tamten okres, jest naszym dziedzictwem, o którym wolelibyśmy nie pamiętać, to musimy go znać, bo naród który nie zna swej przeszłości nie ma szans na napisanie nowej historii…
 
Autorka: Magdalena Zawada 2015r.
Data opublikowania: 11.02.2015
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko