Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

„Kochajmy nasze rodzinne strony”

Pałac w Kościelnikach

Nazwę mojej wsi zawdzięczam nieślubnej córce Kazimierza Wielkiego, która dzięki sakramentowi chrztu powróciła na łono Kościoła i otrzymała do tego stosowne nazwisko – Kościelnicka, dodatkowo zyskując ziemię przyległą do Wisły. Kościelniki, bo o nich mowa, to jedna z podkrakowskich wsi zaraz za Nową Hutą. Zapis historyczny datuje się na 1369 rok, wówczas właścicielem był Mikołaj Strasz z rodu Odrowążów.

Kazimierz Wielki wybudował tutaj niewielki zameczek, który później został rozbudowany przez nowych właścicieli, czyli hrabiów Wodzickich. Znany już jako „Pałac w Kościelnikach”  był miejscem spotkań polskiej szlachty i przywódców kraju, w tym m.in. króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1787 roku, czy podobno samej carycy Katarzyny. Niestety obecnie „wizytówka Kościelnik” starzeje się i niszczeje, trafiając do coraz to nowych właścicieli, którzy wciąż planują odrestaurowanie zabytku, jednak na obietnicach się kończy. A szkoda ponieważ pałac brał udział w IX edycji Małopolskich Dni Dziedzictwa Kulturowego w 2007 roku i z tego co pamiętam impreza przyciągnęła dużo ludzi. Sama brałam w niej udział jako uczennica pobliskiej szkoły i naprawdę, jeśli udałoby się go wyremontować, to pałac byłby świetnym miejscem do spędzania wolnego czasu, zamiast bycia legendą zwiedzaną przez okolicznych eksploratorów, którzy dokumentują w internecie swoje terenowe przygody. Aż szkoda wspomnieć o pomniku wzniesionym na pamiątkę wizyty króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Był to pomnik-fontanna 4 metrowej wysokości, miał formę kamiennego wazonu z dwoma brązowymi uchami w kształcie wężów i złotą szyszką na pokrywie. Szkoda ponieważ praktycznie nic z niego nie zostało, tak jak z samym pałacem, którego pozostałości są smutnym widokiem przypominającym, o tym że Kościelniki mogą poszczycić się wspaniałą, lecz znikającą na naszych oczach historią.

Jak głosi legenda, pierwszą drogę zbudowali tu miejscowi chłopi ze ściętych pni drzew, na przyjazd królowej Bony. Sami zaś Kościelnicy chłopi byli jedyni w swoim rodzaju. Na potwierdzenie tego, z zapisków wyłania się anegdota, jak to w ramach sporu z dworem o pastwisko, chłopi utworzyli delegacje i zawędrowali nią aż do Austrii do cesarza Franciszka Józefa, który pomógł im w rozwiązaniu problemu na ich korzyść. W okresie międzywojennym do Kościelnik przybył nauczyciel z wyższym wykształceniem, litewski rewolucjonista Józef Okulczyk, który głosił hasła Lenina, gdyż z nim współpracował. Wnet wieś zaczęła wrzeć życiem społecznym. Powstała m.in. spółdzielcza mleczarska, której masło stanowiło luksus na rynku wiedeńskim, oraz koło rolnicze i straż pożarna.

Zaledwie kilkunastu mężczyzn we wsi pracowało w Krakowie, reszta zajmowała się rolnictwem. Rolnictwo było tradycyjne, a uprawa warzyw na większą skalę nie była praktykowana. Tutaj ciekawostka: pierwszym rolnikiem, który zaczął nastawiać się na warzywnictwo przemysłowe był mój pradziadek Wawrzyniec.

Strażacy z Kościelnik, lata 30 XX wieku

Dożynki w Kościelnikach, lata 30 XX wieku

Niestety I wojna światowa zostawiła uszczerbek w dorobku wsi. Pierwszy opuścił ją dwór, przenosząc się na Morawy, później sam pałac stał się ofiarą złodziejskiej dewastacji i grabieży.

II wojna światowa zaskoczyła wieś, ale jej mieszkańcy wykazali odpowiednią postawę i pomagali pokrzywdzonym. W okolicach gaju kościelnickiego ukrywali się Żydzi, którzy wieczorami chodzili do znajomych domów w poszukiwaniu jedzenia. Również w samym pałacu zorganizowano szpital polowy. Z ciekawostek dodam, że wówczas przebywał tam aktor warszawski Zelwerowicz, a nieopodal ojciec Jana Kiepury.

Po wojnie parcelacja dworu podniosła ekonomicznie wieś, a w 1953 roku dokonano jej elektryfikacji. Powstaje Dom Ludowy na miejscu starej szopy (obecnie został przekształcony na Klub Pod Kasztanami – Ośrodek Kultury Kraków – Nowa Huta).

Fragment kroniki Romana Ściborowskiego

Kronika mojego przodka Romana Ściborowskiego niestety kończy się w tym miejscu, jednak mogę dodać z zapisków jego siostry Heleny Ściborowskiej-Mierzwiny, fragment o obchodach Bożego Narodzenia w Kościelnikach, wpis pomimo upływu lat jest nadal aktualny:

„Wieczór i noc poprzedzająca „Wilję”, były dla męskiej młodzieży jakby to z dzisiejsza nazwać „nocą zieloną”. Gromady chłopaków, z zasady każda w swoim przysiółku dokonywały sąsiadom, co jedna, to wymyślniejsze psoty, o które jednak się nikt nie obrażał, bo taki przecież był respektowany przez wszystkich – „stary zwyczaj”. Powszechną, „starym zwyczajem” uświęconą psotą było smarowanie wapnem, albo popiołem zmieszanym z wodą i sadzami szyb okiennych, pięknie przez dziewczęta i gospodynie już na święta wymytych. Bazgranie na drzwiach chałup albo na wrotach stodół rozmaitych ludzkich podobizn. Ale na tym nie koniec; bo oto Wojciechowi ciężki kopieniasty wóz ktoś na kalenicy domu postawił. Tam znów na stodole stoją sanie, tam którejś gospodyni komin szkłem zatkali – kobieta zapala w piecu pod pieczenie, a tu zamiast do komina, to dym na izbę bije. Zagląda gospodyni do komina, jasno, niebo przez otwór widać, a dym furt na izbę wali. Dłuższy czas zeszedł nim się wyrządzonego figla domyśliła.

Szczęście człowieka w przyszłym roku zależało od tego czy się rano przez okno zobaczyło mężczyznę i jeśli to był ktoś młody, do tego przystojny to szczęście temu pewniejsze. Ale bieda każdemu kto w pierwszym na świat spojrzeniu, w dniu wigilijnym, napotkał lub zobaczył kobietę. Okropne nieszczęście mu się znaczyło na rok cały! Także, gdy do chaty w Wigilię jako pierwsza z zewnątrz osoba weszła kobieta, to też była zapowiedź nieszczęścia. W Wigilię należało ze wszystkim się bardzo pilnować, bo jakim człowiek był w „Wilję”, takim był przez rok następny cały.

(…)Aliści już najwyższy czas zbierać się na pasterkę, kto młody i kto ślizgawicy się nie boi! Tupania, nawoływania, chichoty z wywracających się na ślizgawicy słychać na wszystkich drogach i ścieżkach, a modrzewiowy kościółek w Górce wnet zapełni się Ludem bożym.(…)

Więcej na ten temat można znaleźć tutaj.

Genealogię mojej rodziny udało się póki co ustalić do XVIII wieku. Oczywiście mogłabym szczegółowo opisać powiązania członków rodziny, jednak zamiast tego skupię się na kluczowych postaciach w historii mojego rodu. Zacznę od Franciszki z rodu Tkaczyków, urodzonej w 1885 roku. Pochodząca z chłopskiej rodziny, postanowiła dorobić sobie w kościelnickim dworku jako pokojówka, aby odciążyć rodzinę. Szybko zjednała sympatię starej hrabiny Wodzickiej i zdobyła zaufanie rodziny dworskiej. Franciszka zachowała na całe życie wielki sentyment do całej rodziny Wodzickich za dobre traktowanie we dworze, jej, czyli biednej wiejskiej dziewczyny i wdzięczność dla starej pani hrabiny, która też przez lata pamiętała o dobrej „Frani”. Także na dworze Franciszka poznała swojego przyszłego męża. Serce skradł jej przystojny ułan, Józef Ściborowski, który wyuczywszy się na kowala, pracował w tym charakterze w kuźni dworskiej. Mieli piątkę dzieci, w tym ojca mojej babci Józefa, czy Romana Ściborowskiego, któremu zawdzięcza się spisanie kroniki dziejów Kościelnik. Jednak postanowiłam się skupić na ich innej córce:

Helena Ściborowska-Mierzwina (1910 – 1977) to historyczna postać w dziejach Kościelnik. Dała się poznać w kręgach ludowców, oraz wśród chłopskiego społeczeństwa poprzez rozpowszechnianie oświaty i kultury w środowisku wiejskim. Pisała liczne artykuły w „Piaście”, w latach 30. XX wieku, m.in o zwyczajach w Kościelnickiej wsi. Miały one w większości charakter poradników dla gospodyń wiejskich i dziewcząt, ale również do ogółu młodzieży. Studiowała na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, po roku przeszła na Wydział Rolny UJ. Wykazywała się dużą aktywnością polityczną, m.in. w czasie studiów była działaczką Polskiej Akademickiej Młodzieży Ludowej, od 1932 roku została członkinią Stronnictwa Ludowego w Krakowie. Autorka wielu artykułów publikowanych m.in. w „Zniczu”, czy organie Polskiej Partii Socjalistycznej „Głos Kobiet”. W okresie okupacji hitlerowskiej zainicjowała utworzenie Ludowego Związku Kobiet w województwie krakowskim. W 1947 roku była na liście wyborczej do Sejmu Ustawodawczego z ramienia PSL. Cytując jej męża Stanisława Mierzwę: Długie lata tak latała po wsiach powiatu krakowskiego (…) budząc i wciągając do pracy społecznej dziewczęta wiejskie (…) wytyczając nowe drogi kobiecie wiejskiej w życiu narodu. Na owe czasy była to prawie rewolucja. Bały się czasem matki o córki, nie znały dawniej tego, bały się takiego przewrotu, samodzielności młodego pokolenia chłopskiego. Posypały się gromy, raporty, wezwania do sądu. Nie ostudziły Jej zapału, nie osłabiły wiary, że to praca potrzebna i konieczna [1]. Do końca swojego życia jeździła na wieś, gdzie urządzała różne kursy. Wierzyła, że chłopi w Polsce mają jeszcze wielką rolę do spełnienia. Helena po wyjściu za mąż, za Stanisława Mierzwę nie zmniejszyła swojego zaangażowania w społeczno-polityczne środowisko ludowe. Po wybuchu II wojny światowej, Helena przenosi się z dziećmi z Krakowa do Kościelnik, do domu swoich rodziców. Jej mąż, wówczas jako członek władz naczelnych konspiracyjnego Ruchu Ludowego, wielokrotnie unika aresztowania. Stanisław Mierzwa bierze udział w Powstaniu Warszawskim, niedługo potem, w marcu 1945 roku, zostaje aresztowany. Wywieziony do Moskwy, jest sądzony w słynnym procesie szesnastu. Helena później wraca z Kościelnik do Krakowa, gdzie wynajmuje pokój i czeka na powrót Stanisława. Mierzwowie ściśle współpracują z Wincentym Witosem. W 1946 roku Stanisław zostaje podstępnie aresztowany przez funkcjonariuszy UB, w 1947 zostaje skazany w procesie krakowskim na 10 lat więzienia. Helena zostaje sama z czwórką dzieci i bez środków finansowych, jednak nie załamuje się swoją sytuacją i nie ulega propozycjom szefów UB. Zamiast tego podejmuje się przeróżnych prac fizycznych, aby zapewnić dzieciom dobre warunki. Na żywnościową pomoc mogła liczyć od swoich rodziców mieszkających w Kościelnikach. Po powrocie męża, Helena wraca do społecznej działalności i uczy wiejskie kobiety różnych praktycznych umiejętności m.in. szycia. Prowadzi zapiski na temat wiejskiego życia widzianego oczyma młodej dziewczyny. Opisuje pradawne wiejskie zwyczaje i obrządki. Niestety nie dane było jej dokończenie swoich zapisków. Zmarła w 1977 roku. Umierając prosiła lekarzy by przedłużyli jej życie na tyle, by mogła dokończyć pisać resztę wspomnień. Jednak było już na to za późno. Została pochowana na cmentarzu w Górce Kościelnickiej.

Ciekawym jej zapisków odsyłam na stronę internetową, gdzie można znaleźć m.in. tekst o Kościelnickich kobietach, Chmurnikach czy sporze zakończonym wizytą u cesarza Franciszka. A także ciekawą legendę z dreszczykiem o pałacu kościelnickim.

Warto też wspomnieć o weselu Heleny Ściborowskiej-Mierzwiny ze Stanisławem Mierzwą w Kościelnikach. Wydarzenie odbyło się 22 lutego 1936 roku. Wesele było niezwykłe, ponieważ nikt w okresie dwudziestolecia niepodległej Polski, nie porwał się na taką „wiejską imprezę”. Wielu gości nie mogło wziąć w nim udziału tylko z powodu niewystarczającego miejsca. Samo krakowskie środowisko akademickie było wielce zainteresowane uczestniczeniem w tradycyjnym, przywiązanym do wiejskiej i  chłopskiej kultury, obrządku zaślubin. Więcej na temat kościelnickiego wesela przypominającym nieco Wesele Wyspiańskiego, tutaj.

Wesele w Kościelnikach

Obecnie nasza liczna rodzina pielęgnuje pamięć i tradycję poprzez Zjazdy Rodziny, gdzie co 5 lat próbujemy „policzyć się”. W pierwszych Zjazdach uczestniczyło 30-40 osób, w ostatnich – co  najmniej  150 tych,  którzy  mogli zostawić obowiązki zawodowe oraz domowe i wybrać się w daleką często podróż. Również corocznie, od ponad trzydziestu lat, jesienią, na działce Anny i Wincentego w Krakowie-Kurdwanowie spotyka się mieszkająca w Krakowie rodzina Mierzwów i jej przyjaciele. Wcześniej wydawany był „Rodzinnik”, czyli drukowane wydawnictwo poruszające tematy naszej rodziny w tym urodziny czy zgony, lub aktualności. Obecnie jest prowadzony w formie internetowej na stronie www.mierzwa.org.pl

Można jeszcze wspomnieć o konferencji naukowej „Stanisław Mierzwa (1905-1985) ludowiec i działacz niepodległościowy”, która odbyła się 19 października 2010 roku w Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Historia mojej rodziny łączy się z historią mojej wsi. Dzieje zapisywane przez moich przodków stanowią moje dziedzictwo i to także dzięki nim udało mi się napisać ten esej. Jednak to również moja wieś powoli staje się historią przez postęp technologiczny i rozwój Nowej Huty, a co za tym idzie, okolicznych wsi. Może nadchodzące czasy nie będą na tyle interesujące i nie powstaną o nich kroniki, a na następną Helenę trzeba będzie poczekać. Tylko czas pokaże czy teraźniejszość jest warta wspomnień na miarę przeszłości.

Na zakończenie przedstawiam wiersz mojego krewnego, w którym udało mu się zawrzec najważniejsze informacje na temat Kościelnik i okolicznych wsi.

 

Eugeniusz Gieras „Nasze Małe Ojczyzny”

Kochajmy nasze rodzinne strony
Domy rodziców, ogrody, sady
Dobytek przodków tu zgromadzony
Stare te cienie i nasze ślady
Kochajmy miejsca naszych urodzin
Pleszów, Branice, Węgrzynowice
Ruszczę, Wyciąże, Cło i Wolicę
Karniów, Czulice i Wróżenice
Dalej Pobiednik i Wawrzeńczyce
Aż po Koniuszę, po Proszowice
Kochajmy nasze małe ojczyzny.

Tędy szlak królów wiódł na Wiślicę
Tędy do Zamku Niepołomice
I na Ochodzę tędy po drodze
Gdzie król Kazimierz miał swój zameczek
Królewskie drogi, sprawy człowiecze

Tu na tych polach, pod Igołomią
Wojskowy obóz Kościuszki stał
Tutaj Naczelnik „Chłopów – Krakusów”
Z kosami na sztorc na wojnę brał
„Bóg i Ojczyzna” i „Naprzód Wiara”

Tutaj, w Pleszowie, tu pod tym drzewem
Tu, na tej ławce Kościuszko siedział
Tu odpoczywał, tu krzepił męstwo

Gdy Narodowi Przysięgę złożył
Gdy do Racławic szedł po zwycięstwo
Tutaj się Nasza Ojczyzna Mała
Z Wielką Ojczyzną Naszą spotkała

Tu w Kościelnikach,  w Wodzickich dworze
Tu Król Stanisław gościł Carycę
Czy tu Ojczyzną się frymarczyło?
Czy poprzedziło to Targowicę?!
Historyk pewnie by odpowiedział
Wiemy na pewno, że stąd Wodzicki Józef, generał
Jako adiutant, doszedł z Kościuszką pod Szczekociny

Tu po tych drogach, wśród ich meandrów
„Pierwsza Kadrowa” szła z Oleandrów
Tu po tej ziemi, to z mojej strony
Ojciec przez „Strzelca” poszedł w „Legiony”
Walczyć o Polskę na „Polu Chwały”

Od Igołomi, przez tamte wioski
Do Tropiszowa, do Zofipola
Do czasów rzymskich tu prehistoria
Piece hutnicze, sławne dymarki
W tej ziemi stary przemysł garncarski
Ziemia odsłania, ziemia nie kłamie
Tu naszych dziejów piękne zaranie

To z Igołomi, to stąd, z tej strony
Wyszedł brat Albert Błogosławiony

Opiekun biednych, brat najbiedniejszych
Do grona świętych stąd wyniesiony

To z Krzysztoforzyc, to stąd, z tej strony
Piotr Michałowski, malarz wsławiony
Jego batalie spod Samosierry
Chłopi i Żydzi i perszerony
Z tej ziemi mleko żywota ssali
Z tej ziemi mądrość, sól życia brali

A tak niedawno, że prawie wczoraj
Tą drogą Mierzwa szedł do Ścibora
Do Ściborowskiej, żony swej Heli
Stąd na Łubiankę ministra wzięli?
Tu czterolistna, zielona rosła
O Rzecz Ludową stąd walczyć poszła

Stąpajmy śmiało po naszej ziemi
Ta ziemia potem przodków nasiąkła
Tu jest krew przodków, tu walki blizny
Kochajmy nasze rodzinne strony

Kochajmy Nasze Małe Ojczyzny

Z lokalnych takich miłości małych
Rośnie Rzecz Wielka
Rośnie Kraj Cały

Autorka: Agata Łoboda 2017 r.

Data opublikowania: 20.03.2017
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko