Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Własne znaczenie

Powszechnie obowiązuje szeroki zakres definicji hasła „dziedzictwo". Utożsamienie owego pojęcia z własnym sobą daje pole wielorakiej interpretacji. Tę pracę należy potraktować indywidualnie, dlatego też pozwolę sobie skierować uwagę na aspekt definicji, który przemawia do mnie najbardziej, czyli dziedzictwo „jako dobro duchowe pozostawione przez przodków następnym pokoleniom".

Samo słowo „dziedzictwo" przywołuje na myśl obraz bogactwa, majętności, pewnego urodzaju. Na przekór ogólnemu wyobrażeniu tego pojęcia, myślę, że im więcej przedmiotów wokół nas tym słabsze poczucie przywiązania. Wiąże się to z poświęceniem mniejszej ilości czasu i uwagi na obycie się z danym przedmiotem oraz mniej dokładną kontemplację na temat powstania czy pochodzenia przedmiotu. Stąd uważam, że każdy człowiek posiada jakąś materię, którą mógłby uznać za własne dziedzictwo. Wyobrażając sobie nawet osobę bez większego spadku po przodkach, majątku, nawet ona posiada coś co wywołuje wspomnienia, jakąś ideę, z którą się utożsamia. Dla afirmantów wartości przedmiotowo-dziedziczonej teorii dziedzictwa, początkowe zdania mogą wydawać się dosyć trywialne. Rzecz jasna, człowiek może przywiązać się do przedmiotów pod względem mentalnym na poziomie fascynacji wyglądem, nie przywiązując wagi do znaczenia kontekstu tego przedmiotu dla niego samego. Stąd moje stwierdzenie o większej majętności osób, które posiadają niewiele.

Wracając do skojarzeń związanych z moim dziedzictwem, osobiście pojmuję je jako pojęcie abstrakcyjne, odnoszące się do wartości, dóbr duchowych, czy umiejętności. Traktuję je jako zdolności, które uzyskałam w genach, coś co nabyłam od rodziców, otoczenia w którym się wychowałam. Dlatego też postanowiłam pierwszorzędnie opisać to co mnie najbardziej ucharakteryzowało, następnie przejść do konkretnego przedmiotu symbolizującego owe wartości.

Odkąd sięgam pamięcią mój starszy brat budował we mnie poczucie wiary we własny talent artystyczny. Jako jedyna osoba z rodziny nieustannie wskazywał mój potencjał, kiedy próbowałam różnych technik plastycznych z ogromnym zapałem i fascynacją. We wczesnych latach mojego życia, rysunki, postacie lepione z plasteliny i inne prace były dla mnie jak i dla prawie każdego dziecka czynnością często praktykowaną (zwłaszcza wśród dziewczynek). Przedszkole, zerówka, a także domowe życie często zapewniało mi okazję do rozwijania swojej kreatywności. Obecnie jestem po studiach artystycznych. Rozwijając się pod tym kątem nie osiągnęłam pułapu myśli, wśród których pretenduję na miano wielkiego artysty, osoby która ceni niewiarygodnie swój talent. Istnieją dwie skrajne drogi, którymi może podążać osoba przejawiająca kreatywne zdolności. Pierwsza forma, ukazująca przekonanie o cudowności własnego potencjału i swego niebanalnego charakteru artystycznych poczynań, oraz druga, żyjąca w przeświadczeniu o słabej jakości swoich dzieł, przysparzająca niskie samozadowolenie. Te dwie potencjalne drogi myśli osoby kreatywnej mogą się oczywiście przenikać, tworząc trzecią, najzdrowszą ścieżkę własnej wartości, charakteryzującą się zadowoleniem z własnej twórczości, poprzez walkę z niedoskonałościami, konstruktywnie wspinając się na szczebel wyżej. Ten typ ma na uwadze ciągłą pracę dotyczącą doskonalenia własnego „ja", dostrzegając własne słabości oraz nie zniechęcając się przy popełnianiu błędów. Takie podejście niektórym osobom przychodzi łatwiej, niektórym gorzej. Jeśli chodzi o mnie, tak naprawdę zaczęłam je rozumieć od niedawna i coraz bardziej świadomie staram się nim kierować we własnym życiu. Zrozumienie procesów, które powodują niechęć do odnalezienia siebie ponownie po porażce, jest kluczowe dla dalszego kształtowania siebie, zdobywania tzw. „mądrości życiowej".

To co starałam się zinterpretować wcześniej, mój pociąg do prac plastycznych oraz co dla mnie znaczą tego rodzaju pasje zawdzięczam mojej mamie. Z wykształcenia introligator, który przerzucił setki tysięcy prawdziwie czerpanego papieru, ciął gilotyną introligatorską pliki papierów oraz skrupulatnie odliczał co do kartki sklejany brulion, by następnie naciągać obicia książek trwałą skórą oraz, na sam koniec, złocić daną okładkę specjalnym introligatorskim stemplem. Tak wyglądała praca mojej mamy, z kolei jej pasją są różnego rodzaju wyszywanki, haft krzyżykowy oraz robótki ręczne związane z dzierganiem serwet. Każda ze zrobionych wyszywanek to praca niepowtarzalna, gdzie poświęcony czas, energia i siła włożone są w konkretne małe dzieło. W dzisiejszych czasach gdzie każdą minutę ze strachem w oczach przeliczamy na złotówki, wybierając jednak skrawek wolnego czasu na poświęcenie się swoim pasjom manualnym, uważam za godne uwagi i szacunku. Oczywiście, to nie jest coś co nie jest dostrzegane i niedoceniane w świecie. Masa współczesnych rzemieślników próbuje ukazać się na jaw, tworzyć grupy społecznościowe miłośników rękodzieła oraz rozwijać handel rękodzielniczy. Jest to wspaniały pomysł, bo dlaczego nie pochwalić się czymś tak wyjątkowym, jak coś co stworzyliśmy własnymi rękoma, co wyróżnia się na tle powszechnej, masowej produkcji?

Moją mamę natomiast wyróżnia fakt, iż wyszywanki tworzy z myślą o sobie. Czasami materiały są kosztowne, mianowicie potrzebne są lepsze narzędzia, więcej muliny, kordonka i innych niezbędnych przedmiotów, jednak nie kupuje ich w hurtowni „żeby było taniej", nie myśli o klientach aby koszty się zwróciły, bądź nie robi tego nawet dla cudzego zadowolenia. Z jednej strony dlatego, iż nie potrafi korzystać z narzędzi marketingu, z drugiej strony wie o możliwościach ale mimo wszystko z nich nie korzysta - bo nie taki jest jej cel.

W tym momencie należałoby przyznać, że moje dziedzictwo to umiejętności introligatorskie i haftowania nabyte po mamie. Miałam okazję trzymać szydełko w ręce, próbować swoich sił przy haftowaniu, natomiast nie jest to coś co sama czuję. Niestety. Dla mnie zostało coś innego, inna furtka możliwości artystycznych, które widzę u siebie dzięki spuściźnie zainteresowań otrzymanych w genach. Moim dziedzictwem jest skupienie się na precyzji wykonania, koncentracja nad detalem przy uwzględnieniu wartości kreatywnej, co nie zawsze musi być do końca obliczone, ale zwykle ma jakiś szablon poprawnego wykonania. Odnosząc się do życia, przede wszystkim oznacza to dla mnie możliwość próbowania nowych rzeczy przy uwzględnieniu właściwej postawy, jak powinno się postępować i jak daleko się poruszyć aby nie odejść za daleko od niej. W moim rodzinnym domu istnieje miejsce, gdzie odkładane są czarnobiałe fotografie będące kolekcją przedstawiającą zwykłe życie rodzinne, ślubne zdjęcia rodziców, wycieczki fundowane „z zakładu", jak i również wszystkie ważne dokumenty. Jeden, wielki „miszmasz" zamknięty w pięknej, złoconej księdze autorstwa mojej mamy, gdzie ten cały, ważny bałagan się mieści. Traktuję ten przedmiot – obszar, w którym zawarta jest historia mojej rodziny - jako symbol mojego dziedzictwa, oraz tak jak zamknięte w nim dokumenty - najważniejsze kwestie dla mojego życia, czyli wartości którymi powinnam się kierować, które w różnych, wątpliwych sytuacjach ustawiają mnie do pionu. Wyszywanki, dziergane serwetki oraz pudełko na dokumenty, choć piękne i niepowtarzalne, oprócz możliwości delektowania się ich ostatecznym wyglądem, pełnią dla mnie funkcję edukacyjną duchowo poprzez zrozumienie samego przebiegu i celu ich wykonania. Do materii wokół nas nie należy się kurczowo przywiązywać, ponieważ samo posiadanie, przebywanie z „magicznym" dla nas przedmiotem jest nietrwałe, wręcz bezwartościowe. Istotne jest to abyśmy utrzymywali te obiekty w pamięci, jak czas i okoliczności na nie wpływają, układając je w pamięci w równie dostojnej formie jak dziedzictwo kulturowe, precyzyjnie skatalogowane na Światowej Liście Dziedzictwa UNESCO.

Autor: Aleksandra Ślusarczyk 2016 r.