Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Szósty grudnia – dziedzictwo pełne magii

Czy dziedzictwo można połączyć z magicznym klimatem? Czy to magia wpływa na dziedzictwo, a może dziedzictwo na magię? Myślę, że w moim przypadku te dwa pojęcia się przenikają. Bo akurat aspekt mojego dziedzictwa, który chcę opisać jest magiczny. Dziedzictwo kojarzy nam się z wieloma różnymi, mniej lub bardziej ciekawymi rzeczami, miejscami, ludźmi czy zwyczajami. Wszystko to ma duchowe wartości. Czasami wiąże się ze zjawiskami historycznymi, obyczajowymi. Wartości te przekazywane są następnym pokoleniom właśnie z uwagi na historię, aspekt religijny, naukowy czy nawet artystyczny. Ma to ogromne znaczenie dla budowania i podtrzymywania ciągłości tożsamości, rozwoju społecznego, kulturalnego. Dziedzictwo służy dowodzeniu prawd, upamiętnianiu wydarzeń oraz kultywowaniu poczucia wspólnoty cywilizacyjnej.
 
Gdy popatrzę przez okno w ten zimowy czas mimo wczesnego popołudnia widzę jak w blasku księżyca skrzy się śnieg. Zupełnie tak samo jak rok temu, dwa lata temu, kilka i kilkanaście lat temu. Zima jak każda inna, a jednak uśmiecham się do siebie, gdy na myśl przychodzą mi święta za czasów mojego dzieciństwa. Choć muszę przyznać, że wtedy jednak było więcej śniegu i jakby więcej magii. 
 
Dopiero z perspektywy dorosłego człowieka zauważam, jak wiele starań włożyli moi rodzice, dziadkowie i cała reszta rodziny w to, aby dla małego dziecka święta kojarzyły się nie tylko z obowiązkiem pójścia do Kościoła, bo wtedy za wiele jeszcze nie rozumiałam, ale również żeby święta kojarzyły się z tym jednym, magicznym czasem. Tym połączeniem zmroku za dnia, śniegu i skrzypiącego mrozu, rodzinnej, ciepłej i domowej atmosfery oraz prezentów. Największa magia – prezenty. 
 
Wydarzenia związane z wręczaniem prezentów od zawsze rodziły we mnie dreszczyk podniecenia, ciekawości i magii. Okazuje się, że u moich rodziców oraz później już u mnie w domu odbywało się to w inny sposób niż wśród moich znajomych. W okresie dzieciństwa mieszkałam z rodzicami na Śląsku, w Bytomiu. Czas ten wspominam bardzo dobrze, może dlatego, że byłam wtedy dzieckiem natomiast dzisiaj nie chciałabym już tam wrócić. Od gimnazjum mieszkałam w Miechowie, niedaleko Krakowa. Z Miechowa też pochodzą moi rodzice, dziadkowie i cała rodzina. Trochę ciotek zamieszkuje pobliskie wsie ale jednak wszyscy są z Małopolski spod Krakowa. Mieszkając w Bytomiu nie brataliśmy się zbytnio z sąsiadami i ludźmi, którzy nas otaczali. Ja miałam jako mała dziewczynka swoje koleżanki, rodzice raczej neutralnie traktowali ludzi a brat miał swoje wyselekcjonowane, bardzo małe grono przyjaciół i znajomych. Nie przejęliśmy żadnych śląskich zwyczajów, tradycji. Nigdy w domu też nie mówiono gwarą. Również zwyczaje świąteczne i te związane z prezentami obchodziliśmy na swój rodzinny sposób, który był tak inny od tam panującego. Rozmawiając z koleżankami i wymieniając opowieści z szóstego grudnia oraz wieczoru wigilijnego napotykałam na zupełnie inne tradycje tak odległe i abstrakcyjne od moich.
 
Ślązacy dobrze wiedzieli jak wygląda prawdziwy święty Mikołaj. Dla nich był to biskup, który żył w IV wieku w Turcji i który według legendy pomógł trzem dziewczynkom. Legenda podaje, że pewien obywatel utracił swój majątek i nie mógł zapewnić posagu swym trzem córką, więc groziło im zejście na złą drogę. Gdy biskup Mikołaj to usłyszał wziął mieszek ze złotem i wrzucił przez okno do domu tego człowieka. Dzięki temu wszystkie trzy dziewczyny mogły wyjść za mąż. Dlatego czasem owy święty przedstawiony jest z trzema bryłami złota lub trzema biednymi dziewczynami. To właśnie na jego cześć szóstego grudnia obdarowujemy się prezentami. Na Śląsku kult świętego Mikołaja od zawsze był bardzo rozpowszechniony. W końcu ludzie są bardzo rodzinni, a w domu zawsze jest dużo dzieci. A przecież to właśnie dla tych najmłodszych dzień świętego Mikołaja jest tak ważny i przyjemny. Owy święty często przychodził do dzieciaków osobiście. Zwłaszcza koleżanki i koledzy, którzy chodzili wytrwale na roraty w Adwencie mogli go spotkać na porannej mszy świętej. Na Śląsku przychodzi w asyście aniołka i diabła, którzy mają swoje określone role. Diabeł oczywiście ma za zadanie przypomnieć Mikołajowi złe uczynki dzieci, w końcu wśród moich rówieśników takich uczynków nie brakowało. Dlatego oprócz prezentów koleżanki i koledzy często otrzymywali tzw. oszkrabiny z kartofli, pamiętam jak wymieniali jeszcze skorupki z jajek albo węgiel. Wtedy bali się, myśleli, że może w tym roku nie byli za grzeczni i upragnionego prezentu nie dostaną. Wysłuchiwali wtedy pokornie świętego, jego rad i sugestii jak mają poprawić swoje zachowanie. Był jeszcze anioł, który bronił dzieci, tłumacząc Mikołajowi, że mimo popełnianych drobnych błędów, co się nam często w młodym wieku zdarzało (i zdarza w sumie dalej) byliśmy grzeczni i czyniliśmy też wiele dobra. Dlatego trzeba nas wynagrodzić i wtedy Mikołaj otwierał swój wielki wór z prezentami. Na Śląsku najczęściej dziecko dostaje słodycze, owoce, jakieś ubranie, a przede wszystkim zabawki. Właśnie taki jest święty Mikołaj na terenach Śląska. To nie żaden czerwony krasnal, który mieszka gdzieś w Laponii i ma swoje zielone elfy. To biskup miasta Miry, w dzisiejszej Turcji, który żyjąc w IV wieku zasłynął z dobroci. Tego typu spotkania z Mikołajem, czyli przebranym człowiekiem odbywały się najczęściej w przedszkolach, szkołach oraz zakładach pracy. Przebranych Mikołajów można było również spotkać na zakupach, w centrach handlowych czy świątecznych straganach.
 
Moim zdaniem trochę mało w tym wszystkim magii, tego uroku, tej tajemniczości, tego czegoś. U mnie w domu natomiast Mikołaj został przedstawiony jako brodaty, ubrany na czerwono starszy dziadek, który na co dzień mieszka w Laponii, ma swoją ogromną fabrykę tworzenia zabawek i niezliczoną ilość elfów, które pomagają mu rozdzielać i pakować prezenty. Przychodzi do grzecznych dzieci, tylko w nocy z piątego na szóstego grudnia. Muszą tej nocy również grzecznie spać, aby Mikołaj mógł spokojnie zostawić im prezent. Gdy dziecko nie do końca było grzeczne, wśród prezentów zawsze znalazło malutką, obwiązaną czerwoną kokardką, czasami nawet pokrytą śniegiem rózgę. Był to znak ze strony Świętego, żeby pamiętać o drobnych grzeszkach i w kolejnym roku już ich nie popełniać. Oczywiście obowiązkowo trzeba było napisać list, który parę nocy wcześniej zostawiało się na parapecie okna, zawsze znikał. Mikołaj w tą magiczną noc musiał mieć uchylone lekko okno, albo nie zamknięte na zamek drzwi wejściowe. Zawsze sprawdzałam, czy Mikołaj da radę wejść i żeby czasem wiatr nie zamknął okna bo przecież sobie nie poradzi. 
 
- Mamo a skąd Mikołaj wie, które dzieci były grzeczne?
- Ma swoich wysłanników, takich obserwatorów, których nawet nie widzisz a one wiedzą co robisz cały rok. To są takie małe skrzaty, które towarzyszą dzieciom np. w drodze do szkoły. Potem zapisują Twój adres i przekazują informację pomocnikom Mikołaja.
- Mamo a jak Mikołaj spakuje tyle prezentów?
- Spokojnie, ma na to bardzo dużo czasu. Cały rok. A to jest jego jedyne zajęcie. Skoro dostajesz prezenty to widzisz, radzi sobie.
 
- Tato, a jak Mikołaj zdąży być w tylu domach, przecież to tylko jedna noc?
- Widzisz Kasiu, to jest właśnie magia. To jest  cały największy sekret Mikołaja.
- Tato, a co robił Mikołaj dzisiaj w szkole? I na ulicy jak byłam z mamą po zakupy?
- Córeczko, to był tylko ktoś przebrany za Mikołaja. Tak dla zabawy, dla żartów. Ten prawdziwy, przyjdzie do Ciebie w nocy.
 
Pamiętam ten powiew wiatru, pewnego razu kiedy się kąpałam a było już dość późno. I nikt mi nie powie, że to tata otworzył na chwilę okno. Przecież to powiew, z którym do domu wszedł święty Mikołaj. Oczywiście zostawił prezenty. Pamiętam ten stres, kiedy było mało śniegu a brat obiecał, że Mikołaj sobie poradzi, tylko muszę już iść spać. Pamiętam jak co roku chciałam go nakryć i podziękować, że do mnie przychodzi. To oczekiwanie z otwartymi oczami, obietnice, że tej nocy nie zasnę… nie zasnę…
 
Bardzo długo wierzyłam, w tą jedyną w roku noc. Nawet potrafiłam tłumaczyć koleżankom i kolegom, że ten Mikołaj, który nas odwiedził na lekcji to fikcja. Prawdziwy dopiero przyjdzie i ja to wiem na pewno. Po dziś dzień wspominam te lata z ogromną radością i chyba dalej mimo wszystko wierzę w świętego Mikołaja. Wiem też, że na pewno przekażę to magiczne dziedzictwo moim dzieciom i mam nadzieję kolejnym pokoleniom. 
 
Autorka: Katarzyna Król 2015r. 
Data opublikowania: 15.03.2015
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko