Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

W odbiciu szklanej bombki – rzecz o tradycji

W odbiciu szklanej bombki 
rzecz o tworzeniu tradycji 
W grudniowe noce, w zimowe noce... [1]
 
Wśród zgiełku, w natłoku problematycznych spraw i w gwarze codziennego życia trudno jest się zatrzymać. Przyszło mi przecież żyć w czasach ciągłej pogoni za pieniądzem i karierą. Co więcej teraz to, jak mówi Z. Bauman, „Płynna nowoczesność"[2], nie do końca zdefiniowana, różna dla każdego, niejednokrotnie mi obca. Niby tak wiele łączy mnie z innymi – choćby rasa: człowiek, ale jako istoty ludzkie jesteśmy chyba najbardziej różnorodnymi stworzeniami. Przykładowo: myśląc – tradycja, większość ludzi zastanawia się nad tym, czy podtrzymuje jakąś tradycję. Zupełnie inaczej jest ze mną. Bo, o ile owo „podtrzymywanie tradycji" jest praktykowane i również bardzo istotne dla dziedzictwa, w moim mniemaniu tworzenie czegoś, z nadzieją, że przetrwa próbę czasu, jest po pierwsze mniej znaną praktyką, a po wtóre rzadko uprawiane. Moi rodzice, należą do tej jakże mało licznej grupy ludzi, którzy chcą dać innym coś z siebie. Nawet wprowadzają do rodzinnego domu pewne zachowania, które na dzień dzisiejszy, już od kilku lat są w domu kultywowane. Stworzyli np. nowy wymiar kolędy…  
 
W moim rodzinnym domu grudzień jest czasem szczególnym. Przygotowania świąteczne zmieniają codzienność, w dni pełne zadumy i oczekiwania. Od kiedy pamiętam ten czasem jest osobliwą, chwilą – momentem zatrzymania się, naszym rodzinnym oddechem. 
 
Nieważna staje się praca zawodowa, studia, wszystkie obowiązki inne od domowych i to, że może właśnie teraz ktoś z nas potrzebuje pobyć sam, tak po prostu. To czas dla rodziny. Dla przedświątecznego sprzątania, dla zakupów i później dla Wigilii i Pasterki, dla Świąt – czyli wspólnego przeżywania i przebywania. Dla cioć i wujków, kuzynek i kuzynów… dla wszystkich bliskich. Spoiwem, które szczególnie łączy mnie z innymi jest muzyka a w grudniowe noce są to Kolędy. I pewnie dla wielu śpiewanie kolęd, urasta do rangi kiczu lub nawet kampu, ale dla mnie to Tradycja – Dziedzictwo mojej rodziny, które zaczyna się w moim domu, a ja jestem cząstką wszechświata, która współtworzy tę pamięć. 
 
Ta historia nie będzie o tym jak śpiewać, czy jak grać kolędy, i która z nich jest moją ulubioną. Opowiem tu o tym, jak melodia i słowa piosenki wędrują z mojego domu dalej. Doinnych domów, do szkół i na festiwale. I o tym, że warto angażować się w rodzinne pasje. 
 
Urodziłam się wśród muzyków. Jako, że razem z moją siostrą bliźniaczką od najmłodszych lat „lubimy sobie pośpiewać", nazywano nas w domu „od poczęcia śpiewającymi". Myślę, że trudno byłoby nie śpiewać i nie grać na instrumencie, kiedy wokół wszyscy to robią. W szufladkach pamięci otwieram wspomnienia dzieciństwa: tatę, przy fortepianie i dziadka z akordeonem w rękach. Wujka grającego na skrzypcach i ciocię szarpiącą struny gitary a do tego wszystkiego mamę wtórującą instrumentom swoim cudownym głosem – najpiękniejszym instrumentem świata. 
 
W okresie bożonarodzeniowym mój dom zamienia się w filharmonię – wszyscy grają i śpiewają kolędy. Zapewne, gdyby nie rodzice, to po jakimś czasie znudziłoby nam się powtarzanie ciągle tych samych zapisów nutowych, powstałych już w XV i XVI wieku [3], bo kto w dobie komputerów, smartfonów, Spotify i wielu inny przeganiających się nowości, myślałby o tym żeby samemu coś zagrać czy zaśpiewać? To oni – moi rodzice, nadali kolędom i pastorałkom nowego znaczenia, bardzo domowego i mocno rodzinnego. Tato rozpisał partyturę kilku kolęd na trzy kobiece głosy i skomponował własne aranżacje. Strzał w dziesiątkę! I możesz mi wierzyć, drogi czytelniku, że z muzyką jest jak z każdą inną sprawą – stworzysz coś sam, to doceniasz to po stokroć bardziej. 
 
Podbijamy serca innych 
 
Pewnego grudniowego wieczoru, tato zaprezentował mojej mamie, siostrze i mnie swoje pomysły. Nie kryłyśmy zaskoczenia, zadowolenia i dumy, gdyż to co nam przedstawił było dla nas nie lada zaskoczeniem. Zwykłe kolędy, słyszane od lat, śpiewane od lat, tym razem w innym wydaniu. Od razu zaczęłyśmy naukę śpiewania. Podstawowa melodia, opatrzona w dźwięcznie zharmonizowane dodatkowe nuty, śpiewane a capella lub czasem w podkładzie „żywych" instrumentów: pianina, akordeonu, skrzypiec i gitary a do tego perkusyjny dodatek – janczary. Szybko opanowałyśmy śpiewanie kilku kolęd w nowych aranżacjach i od tamtego czasu w okresie Bożonarodzeniowym, wszystkie odwiedzane przez nas domy przystrajamy naszymi wykonaniami. 
 
Kolędy robią ogromną furorę, wśród naszych bliskich, znajomych oraz całkiem obcych osób. Nadają naszym Świętom osobliwego charakteru. Są na tyle znane, że każdy słuchacz włącza się we wspólne kolędowanie. Jak już wspomniałam nie tylko moi rodzice są muzykalni. Rodzinni muzycy zainteresowani naszą twórczością, uczą się od nas i powtarzają harmonijne zapisy stworzone na kartach pięciolinii. W taki sposób nowy wygląd kolęd coraz częściej pojawia się w Wajdzikowskich domach. 
 
Z kolędami po festiwalach 
 
Moi rodzice wiele lat prowadzili grupę przy naszej parafii w Wadowicach. Razem zsiostrą byłyśmy członkiniami tej społeczności zwanej „Schola Opoka". Początkowo wydawało się, że nasza działalność zakończy się na oprawie muzycznej mszy świętych. Ku zaskoczeniu wszystkich, a chyba najbardziej moich rodziców, grupa została dostrzeżona przez licznych znawców muzyki kościelnej, z terenu Polski… i to wszystko za sprawą kolęd. 
 
Czasy świetności grupy to okres kiedy rodzice nauczyli całą grupę (około 50 osób) śpiewania wielogłosowego. Podział na trzy głosy był prosty, podobny do zastosowanego w domu. Ci którzy śpiewali wysoko, śpiewali najwyższe dźwięki, dziewczyny o niskich głosach, analogicznie najniższe partytury a pozostali – głos pierwszy, jak sama nazwa wskazuje, podstawa do zaśpiewania każdego utworu, czyli główna melodia utworu. Dzięki temu zabiegowi, domowe opracowanie kolęd trafiło do szerszego grona. Cała grupa chętnie śpiewała nieco inne wydanie kolęd i pastorałek. A ich prostota i popularność melodii sprawiła, że nauka nie była mozolną. 
 
Okres adwentu (poprzedzający okres Bożonarodzeniowy w kościele rzymskokatolickim), to dla scholii, chórów i innych zespołów muzycznych czas zmagań na konkursach kolęd i pastorałek. Nasza grupa również brała udział w takich wydarzeniach, odbywających się na terenie całej Polski. Trudno byłoby mi opisać wszystkie konkursy i nasze osiągnięcia, dlatego opiszę tylko jedno z nich. 
 
2005 rok, 5 stycznia – całą grupą pojechaliśmy do Będzina, żeby zaprezentować podczas XII edycji Międzynarodowego Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Będzinie, trzy tradycyjne kolędy w aranżacjach rodziny Wajdzików. 
 
Pierwszy utwór „Oj maluśki" – solo duet skrzypiec w podkładzie akordeonu, następnie śpiew a capella całej grupy. Cała sala milknie… słucha, a po zakończeniu czeka na więcej. Drugi utwór, podniosła kolęda, utrzymywana w tonie poloneza „Bóg się rodzi". Zakończyliśmy pastorałką, o tym jak wyglądają przygotowania przed Wigilią, o tytule: „Baby dwie". Ostatnia nuta, koniec oddechu, kłaniamy się… i już mamy schodzić ze sceny, gdy podbiega do mojej mamy jeden z członków jury i pyta: „Czyje to aranżacje". W dość dużym zmieszaniu, jeszcze z gorącymi emocjami, odpowiedziała półszeptem: „Nasze rodzinne, mojego męża i moje…". 
 
I pewnie nic w tej historii nie byłoby nadzwyczajnego, gdyby nie to, że rok rocznie przy stole Wigilijnym opowiadamy tę historię i z radością jeszcze raz śpiewamy te kolędy i pastorałki, do których rodzice włożyli szczególnie dużo z siebie. 
Każdej kolędowej, grudniowej nocy, gdy nastaje noc i wszyscy zasypiają, a stroikowe świeczki zaczynają tlić się delikatnym blaskiem, ja spoglądam w odbicie wyrysowane światłem w dużej złotej bombce i marzę tylko o tym, by takie święta powtarzały się rok rocznie, żeby te melodie przetrwały a historia o festiwalach była powtarzana z pokolenia na pokolenia. I gdy będzie nas przybywać, aby i Oni (nasi potomkowie) utożsamili się z tymi kolędami jak ja i powiedzieli kiedyś – „to również moje dziedzictwo".  
 
Autor: Ann 2015 r. 
 
Bibliografia 
[2] Tytuł książki Zygmunta Baumana, Płynna nowoczesność, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.
[3] Wielka Encyklopedia PWN, red. Jan Wojnowski, wyd. PWN, Warszawa 2003, T. 14, s. 127.
Data opublikowania: 11.02.2015
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko