Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Piosenki ludowe codziennego użytku

Kilka lat temu jeszcze nie wiedziałam o tym, że moim dziedzictwem kulturowym są węgierskie piosenki ludowe. Ale teraz, zastanawiając się nad moim związkiem z nimi, sprawa wydaje się jasna: widzę, że one zawsze mi towarzyszyły w życiu i na pewno dalej będą.

Piszę ogólnie o piosenkach ludowych, celowo nie wybierając jednej z tej ogromnej dziedziny dziedzictwa niematerialnego. Nie chcę także wyróżniać jednej grupy z nich według obszaru pochodzenia czy na zasadzie innego kryterium, np. mojego gustu. Chciałabym później wymienić kilka konkretnych piosenek, ale raczej tylko jako ilustracje pewnej sytuacji czy atmosfery a nie dlatego, że one są dla mnie szczególnie ważne. W zależności od ilości stron eseju mogłabym podać jeszcze więcej przykładów albo zamiast wybranych przedstawić inne, ale do odpowiedzi na pytanie, dlaczego akurat piosenki ludowe są moim dziedzictwem, wystarczy wspomnieć kilka pierwszych linijek niektórych piosenek, które lubię. Nie mam też jednej ulubionej; są raczej okresy, kiedy chętniej i częściej słucham, nucę tę czy tamtą melodię.

Moje dziedzictwo może wydawać się zbyt powszechne i mało interesujące, gdyż oprócz mnie jeszcze około 14 milionów osób na Węgrzech i poza ich granicami uznaje te same piosenki ludowe za swoje – ale ja z tego tylko się cieszę, przynajmniej istnieje coś, co na pewno łączy mnie z innymi rodakami mieszkającymi na drugim końcu świata, jeśli tym łącznikiem już nie może być wspólny język. Żeby jednak cały esej nie był za ogólny, opisujący po prostu piękno świata węgierskich piosenek ludowych, chciałabym je przedstawić w świetle własnych, osobistych doświadczeń, jako ciągle pojawiające się elementy najróżniejszych epok, momentów mojego życia.

Zdarzeniem, kiedy zauważyłam jak głęboko są we mnie zakorzenione piosenki ludowe, było urodzenie córki. Doświadczenie macierzyństwa, tak jak zwykle wszystkie zupełnie nowe, niełatwe sytuacje w życiu, pokazało mi, kim ja jestem – a ja w tej najnowszej, czasami bardzo trudnej roli, właśnie zaczęłam śpiewać. Oczywiście nie poważnie, zawodowo, chodząc na jakiejś lekcje muzyczne, tylko odwrotnie: siedząc w domu w czterech ścianach z niemowlakiem. Polskie słowo niemowlę bardzo wyraźnie wskazuje na jedną z najważniejszych cech dzidziusiów, mianowicie nie mówią. Ale bardzo uważnie słuchają – a ja w ciągu typowych domowych czynności nagle i instynktownie zaczęłam śpiewać te stare piosenki ludowe. Z jednej strony żeby bawić córeczkę lub dać jej znać, że mimo że akurat nią się nie zajmuję, jestem blisko; a z drugiej strony żeby wyrazić w ten sposób swoje emocje, aktualne samopoczucie. Wcześniej, będąc ciągle wśród ludzi, nie miałam takiej potrzeby, przecież można było zawsze z kimś porozmawiać. Po zmianie trybu życia wszystko śpiewałam sobie i córce w domu, bogactwo tematów piosenek pozwoliło mi na to.

Ten kawałek na przykład przekazuje radość, zadowolenie, jednocześnie uczy dzieci różnych śmiesznych dźwięków wydawanych przez zwierzęta:

Én elmentem a vásárba' félpénzzel.

Poszłam na targ z połową pieniędzy

Tyúkot vettem a vásárba' félpénzzel.

Kurę kupiłam na targu połową pieniędzy

Tyúkom mondja: kitrákotty!

Moja kura mówi: kitrakotj!

Kárikittyom, édes tyúkom,

Karikitjom, moja droga kura,

Mégis van egy fél pénzem! (...)

Jednak mam połowę pieniędzy! (...)

 

W każdej kolejnej strofie dodaje się inne zwierzę jako nowo kupione, a w trzeciej linijce śpiewamy dźwięk nie tylko tego nowego zwierzęcia, ale powtarzamy też poprzednie kupionych, tworząc w ten sposób coraz dłuższe strofy: moja żaba mówi brekeke, moja kozia mówi mek-mek-mek, mój koń mówi nichacha, a wreszcie: moja kura mówi kitrakotj.

Na nastrój melancholijny idealna była dla mnie ta piosenka ze swoją smutną melodią, wolnym tempem i trafionym w ówczesnej sytuacji tekstem:

Mikor én még leány voltam, mikor leány voltam

Kiedy ja jeszcze panną byłam, kiedy panną byłam

Szabad madár voltam, szabad madár voltam

Wolnym ptakiem byłam, wolnym ptakiem byłam

Ha reggel elmentem, ha reggel elmentem

Jak rano wychodziłam, jak rano wychodziłam

Este hazamentem, este hazamentem.

Wieczorem wracałam, wieczorem wracałam.

 

Tłumaczenie jest problematyczne, gdyż nawet po węgiersku nie do końca jest jasne, o jakie pieniądze chodzi. Félpénz może być fizycznie połową części jakiejś monety, albo połową wartości jednostki monetarnej, tj. 50 groszy.

W zależności od danej okazji, ciągle przychodziła mi do głowy jakaś dawno zapomniana piosenka. Sadzałam córkę w jej siedzeniu, żeby dać jej jeść, i od razu śpiewałam: Itt ül egy kis kosárba'/Királyasszony leánya/Din-don daláré... („Tu siedzi w małym koszyku córka królowej, din-don dalare..."). Oprócz mnie większość krewnych i znajomych, przychodząc do nas w odwiedziny, zachowywali się zwykle podobnie: śpiewali coś maluchowi trzymając go w rękach. Jako jeden z pierwszych prezentów dostaliśmy książkę z piosenkami ludowymi dla dzieci.

Kiedyś spotkałam na ulicy starszą panią, znajomą mojej matki, byłą nauczycielkę podstawówki. Rozmawiałyśmy o wychowywaniu dziecka, a ona zapytała czy śpiewam czasami córce. Na moją pozytywną odpowiedź wyglądała na zadowoloną, ale jeszcze surowo dodała: „To dobrze. Trzeba dzieciom śpiewać codziennie przynajmniej przez dwie godziny." Śmiałam się, przecież kto ma tyle czasu codziennie śpiewać, jak jest ciągle coś do zrobienia? Zliczając jednak wszystkie „muzyczne" minuty dnia (w trakcie gotowania, spaceru, sprzątania, przed spaniem itd.), chyba jednak szybko zebrały się te dwie godziny.

Kiedyś w tych pierwszych miesiącach spacerowaliśmy w pobliskim parku we trójkę z córką i mężem, Francuzem. Mijaliśmy matkę cicho nucącą swojemu dzidziusiowi. Mąż w szoku mi szeptał: „Słyszałaś, że ona śpiewała tę samą piosenkę co Ty czasami???", odpowiedziałam mu „Oczywiście, przecież ta piosenka jest bardzo znana", ale on pozostawał sceptyczny „To znaczy że wszyscy śpiewacie te same piosenki dla dzieci?". Okazało się, że on nie zna żadnych takich melodii tradycyjnych dla dzieci, ani piosenek ludowych, jego matka mu nigdy nie śpiewała. Tłumaczyłam mu więc, że na Węgrzech istnieje ogólna wiedza tradycji ludowej i chętnie śpiewamy przy różnych okazjach piosenki ludowe.

Natomiast ten nasz zwyczaj okazał się później specyficzny, nawet zaskakujący, nie tylko dla Francuza. Kiedy córka miała półtora roku, przeprowadziliśmy się do Polski. Spacerując w jakimś parku, jeżdżąc autobusem czy czekając w kolejce często śpiewałam córce, żeby się uspokoiła czy po prostu żeby było wesoło a wszyscy ciągle na nas się gapili. Nie rozumiałam dlaczego, aż kiedyś przyszedł do nas kolega, Polak, na obiad. Po jedzeniu położyłam córkę spać, ale jeszcze obok jej łóżka zaśpiewałam cicho jej ulubioną piosenkę, bez której ona aż do dzisiaj, prawie rok później, nie chce zasnąć i nie wypuści mnie z pokoju.

Kis kece lányom fehérbe' vagyon

W bieli jest moja dziewczyna

Fehér a rózsa, kezébe' vagyon

W jej ręce biała jest też róża

Mondom, mondom, fordulj ide, mátkámasszony

Mówię ci, mówię ci, odwróć się do mnie, moja narzeczona

Mondom, mondom, fordulj ide, mátkámasszony

Mówię ci, mówię ci, odwróć się do mnie, moja narzeczona

 

Gdy Polak ją usłyszał, ze zdziwioną miną zapytał, co to była za piosenka. „No nic, jej ulubiona..." odpowiedziałam. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Jakiś czas później, przy następnym spotkaniu, powiedział, że poszukał w Internecie Kis kece lányom, i dowiedział się, że to stara tradycyjna piosenka ludowa. „Ty takie rzeczy śpiewasz dziecku? Niesamowite!..." stwierdził. Wreszcie stało się dla mnie jasne, że w Polsce też brakuje takiego zwyczaju.

Skąd ja znam te piosenki? Gdzie i kiedy się ich nauczyłam? Nawet nie pamiętam dokładnie. Moja rodzina absolutnie nie jest muzyczna, ale przez kilka lat moje siostry i ja uczyłyśmy się grać na jakimś instrumencie. Zawsze miałam w repertuarze adaptacje piosenek ludowych, zwykle Bartóka, węgierskiego kompozytora i badacza muzyki ludowej. Oczywiście w ramach edukacji szkolnej ciągle miałam lekcje muzyki, od przedszkola do matury nauczono nas mnóstwo piosenek. Wiele ładnych, bardziej skomplikowanych melodii z archaicznym tekstem nauczyłam się w dzieciństwie od przyjaciółek bliźniaczek, których rodzice są prostymi, ale wspaniałymi, zawsze wesołymi ludźmi, i wiem, że u nich do dziś ciągle śpiewa się w domu. Moje przyjaciółki nie mają żadnego wykształcenia muzycznego, nie umieją czytać nut, ale tak cudownie śpiewają te piosenki ludowe, że zapiera dech w piersiach. Od nich właśnie nauczyłam się pięknego życzenia urodzinowego; jak się później dowiedziałam, ta piosenka pochodzi z byłego terenu Węgier, dzisiejszej Rumunii.

Sok számos esztendőket vígan elérhess

Dużo, wiele lat osiągnij wesoło

Napjaidat számlálni ne légyen terhes

Liczyć swoje dni niech ci nie będzie ciężko

Az ég harmatja szívedet újítsa

Rosa nieba niech ci odnawia serce

Áldások árja házad elborítsa

Potok błogosławieństwa niech ci obsypuje domek

 

Moja mama śpiewała czasami w domu albo w samochodzie w ciągu długiej podróży na wakacje, ale nie lubiłam wtedy słuchać, jej głos mi, dziecku, się nie podobał (może z mojej strony ta opinia była jakimś wczesnym buntem przeciw edukacji rodzinnej....). A mój głos... Właśnie mama mi opowiadała, że jako mała dziewczynka strasznie fałszowałam, a po nauce grania na fortepianie sprawa mniej-więcej się rozstrzygnęła. Prawdę mówiąc, nadal nie mam wspaniałego głosu, ale mi to nie przeszkadzało, śpiewałam zawsze z wielkim entuzjazmem. Kierowniczka chóru, do którego później dołączyłam, twierdziła, że sama jestem w stanie pociągnąć całą partię głosową do niedobrej tonacji.

Śpiewać w chórze uwielbiałam; doświadczenie wspólnego śpiewania dawało mi dużo radości. Był to chór dziewcząt należący do lokalnej szkoły muzycznej, a jego ogromną zaletą były coroczne wyjazdy zagraniczne na różne festiwale muzyczne i wymiany chórów. Publiczności zagranicznej koniecznie trzeba było przedstawiać węgierską muzykę ludową, dlatego połowa naszych wszystkich wystąpień zwykle składała się z adaptacji piosenek ludowych na chór kobiecy.

W następnych latach też nie traciłam kontaktu z muzyką ludową, choć sama wtedy rzadko śpiewałam. Bardzo polubiłam natomiast nową falę muzyki alternatywnej, która stała się na Węgrzech dość popularna wśród pewnego kręgu młodzieży: to skrzyżowanie muzyki ludowej z elementami elektronicznymi czy hip-hopu. Mistrzem tej hybrydy są Balkan Fanatik; dzięki nim poznałam piękną piosenkę ludową, której treść zespół w swojej wersji (także za pomocą przedstawień wizualnych w teledysku) świetnie redefiniuje i przenosi ją do dzisiejszej rzeczywistości.

Ha te tudnád, amit én

Gdybyś wiedział co wiem ja

Ki babája vagyok én

Czyja kochanką jestem ja

Te is sírnál, nem csak én

Też byś płakał, nie tylko ja

Keservesebben mint én

Jeszcze bardziej gorzko niż ja

 

Drugim przykładem może być Bohemian Betyars, zespół młodszy, mieszający muzykę ludową ze ska. W przeciwieństwie do Balkan Fanatik, których najsłynniejsze piosenki są raczej smutne, utwory Bohemian Betyars są czystym szaleństwem pełnym radości (zob. np. Megjöttek a fiúk). Sukces osiągnął też Zuboly oraz Goulasch Exotica, ale one w tym momencie są mniej aktywne. Trzeba podkreślić, że te zespoły działają nie tylko na zasadzie adaptacji; dla nich jakaś melodia czy instrument ludowy często są punktem wyjścia, źródłem, z którego czerpią, kształtując własne utwory.

Ogromną popularność zyskały bardzo szybko adaptacje znanych piosenek muzyki alternatywnej w stylu ludowym, wykonane przez tradycyjny zespół ludowy Csík Zenekar. Miałam okazję ich posłuchać na żywo na koncercie Kispál és a Borz, gdy zagrali kawałek pt. Csillag vagy fecske. Oryginał wcześniej też bardzo lubiłam, ale nowa wersja była po prostu doskonała. Potem już nie mogłam słuchać koncertu, dalszy ciąg bez stylu ludowego, bez cymbałów, wydawał mi się nagle pusty; poszłam spać. Podobny efekt uzyskali z piosenką pt. Most múlik pontosan drugiego ważnego zespołu węgierskiej sceny alternatywnej - Quimby. Moim zdaniem kluczem do tego sukcesu była już istniejąca popularność tych zespołów i trafny wybór piosenek do adaptacji – robi wrażenie to, że słyszymy coś znanego w zupełnie innej formie, a nie tylko sam styl ludowy. Csík Zenekar działali już od dawna, ale z kręgów młodzieży nikt ich nie znał, a po tych adaptacji nagle wszyscy chcieli chodzić na ich koncerty. Wkrótce po tej inicjatywie powstała cała fala adaptacji różnych piosenek przerobionych przez różne zespoły według własnego stylu (np. piosenka Bori Péterfy pt. Szembogár ma dwie inne wersje, a Mizu Fluora przynajmniej pięć, w tym też wersję romską), ale to już inna historia, nie mająca już nic wspólnego z muzyką ludową.

Na koniec chciałabym podzielić się fragmentem książki Jacy są Węgrzy? (węg. Milyenek a magyarok?) Jánosa Lackfiego, który w rozdziale pt. Bez muzyki żyć nie mogą przedstawia związek Węgrów z muzyką ludową w jeszcze innym świetle [Lackfi 2013, s. 51]:

Węgrzy to naród kochający muzykę, „bez muzyki żyć nie mogą", jak to głosi powszechnie znana, ckliwa piosenka. W starszym pokoleniu wszyscy mają jeszcze „swoją śpiewkę" i gdy tylko nastrój towarzystwa czy też poziom alkoholu we krwi osiąga odpowiedni poziom, zawsze pojawiają się, lepiej-gorzej rozpoznawalne mimo zniekształceń, słodkawe, stylizowane na ludowe melodie. Przez całe dziesięciolecia olbrzymie wzięcie miał program radiowy Do smacznego obiadu gra muzyka. Każdego dnia w południe, zwłaszcza w niedzielę, z bramy każdego obejścia na węgierskiej prowincji roznosiły się po okolicy te same dźwięki. Przedstawiany w nich ludowy świat nigdy nie istniał chyba żeby brać pod uwagę zapewniające nieśmiertelność deski budapeszteńskiej operetki.

Autor: Węgierka w Krakowie

Bibliografia:

Lackfi János, Milyenek a magyarok? (2013). Budapest: Helikon. Tłum. Jeż Węgierski, http://jezwegierski.blox.pl/html [odczyt: 08. 01. 2014].

Data opublikowania: 20.03.2014
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko