Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Wśród ułańskiej fantazji

Wychowany przez, dziś uważanych za staroświeckich, rodziców i dziadków, nauczyłem się wielu rzeczy. Od patriotyzmu, przez poszanowanie historii do wielkiej miłości historii, zwłaszcza tej lokalnej. Przez lata wiedziałem, że to, co wydarzyło się w moim sąsiedztwie było ważne. W parafialnym kościele tuż przy samym ołtarzu jest duże malowidło – rekonstrukcja obrazu Jerzego Kossaka upamiętniającego „Cud nad Wisłą". Przed kościołem stoi pomnik upamiętniający tamte wydarzenia – ułan na silnym koniu. Miałem świadomość, że na tych polach, na których w moich latach młodzieńczych pomagałem dziadkowi, skrywa się piękna chodź tragiczną i okraszoną krwią bohaterów historia.

Prawdziwą historię, która wydarzyła się ponad 90 lat temu poznaję ciągle. A to wszystko dzięki miejscu, w którym się wychowywałem i ludziom, których tam poznałem. W 1920 roku Polska toczyła wojnę z bolszewicką Rosją. Historię Cudu Nad Wisła zna praktycznie każdy. W podręcznikach do historii czy w filmach dokumentalnych dokładnie pokazane jest, jak wódz Piłsudzki pokonał pod Warszawą bolszewików. Mało kto wie, że nie byłoby cudu, gdyby nie bohaterska obrona Zamościa przez Ułanów. To właśnie na podzamojskich polach stoczona została ostania, największa bitwa ułańska, która powstrzymała hordę bolszewickiej jazdy, zmierzającej pod Warszawę. Ułańska fantazja i kunszt dowodzenia ówczesnych wojskowych przyczynił się do pokonania trzykrotnie większej armii bolszewickiej jazdy konnej.

Od kilkunastu lat pasjonaci, rekonstruktorzy, historycy, zarówno ci z zamiłowania jak i wykształcenia, przyjeżdżają na miejsce Bitwy Pod Komarowem by wspólnie uczcić zwycięstwo polskiej kawalerii. Jednak ich świętowanie nie jest takie, które znamy z lokalnych obchodów Święta Niepodległości czy uroczystości upamiętniających zmarłych bohaterów. Oni jak żywo przenoszą się w czasie do 1920 roku. Nie sami, zabierają tam całe wioski. Na pola komarowskie potrafi przyjechać ponad 150 konnych, do tego ich najbliżsi, pomocnicy. Wszyscy są przyjmowani z otwartymi rękoma przez mieszkańców okolicznych wiosek. Na ten czas – całe wioski przystosowują się do przyjęcia ponad setki koni, budują dla nich stajnie, na łąkach stawiane są namioty dla ułanów. Po wioskach jeździ traktor z przyczepą, a wolontariusze zbierają od gospodarzy siano czy nawet owies dla koni. Przez blisko tydzień, na co dzień monotonne i smutne wioski, zamieniają się w centrum życia towarzyskiego. Zmieniają się w obóz kawalerii. Obowiązują zasady żołnierskie, musztra, warty nocne. W tym wszystkim jest pewna magia. Nawet osoby niebędące związane z ochotniczymi oddziałami kawalerii przyjmują ich zasady.

To tu na moim rodzinnym podwórku stacjonują ułani z 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, u sąsiada jest miejsce na sztab, a naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy stacjonuje 9 Pułk. Rano pół wioski budzi dźwięk trąbki grającej sygnał pobudki. Śniadanie, odprawa i na pół dnia ułanów nie ma. Wyjeżdżają na manewry konne, szkolą technikę, mają swoje zawody. Wieczorem czas na odpoczynek, ognisko, śpiewy, na wódkę – bo jak mówią ułani, czysta wódka munduru i honoru nie plami. Często kogoś poniesie ułańska fantazja i zabawa wydłuża się do wczesnych godzin porannych albo zostanie zorganizowane wyjście do obozu bolszewików, oczywiście nieformalne i nie po to by się bić. Śpieszę wyjaśnić, że w całej inscenizacji, ktoś musi zagrać bolszewicką jazdę.

Wśród ułanów istnieje wielka więź, tu każdy drugiego traktuje jak brata. Te więzi budowane są czasem przez lata, u niektórych wystarczy kilka dni, by poznać bratnią dusze i utrzymywać kontakt przez kilka lat. Te więzi także rodzą się pomiędzy przybyłymi ułanami, a mieszkańcami wioski.

Ale dobra, rodzinna atmosfera oraz mile spędzony czas to nie wszystko. Ci ludzie przyjeżdżają tu zwłaszcza po to by wielbić tradycje kawaleryjskie, złożyć hołd poległym i pielęgnować pamięć bohaterów. Robią to poprzez codzienne obowiązki, przez musztry, przez manewry konne. Przez szacunek do munduru, który noszą, do barw pułku, który reprezentują. Dla postronnego widza mogą to być puste slogany i nic nieznaczące teksty. Widzowie, którzy tłumnie przybywają na rekonstrukcję, inscenizację bitwy, którą ułani odgrywają od lat na tych samych polach, na których ta bitwa miała miejsce, widzą tylko jedną składową całej tej historii. Dla ułanów i tych, którzy ich goszczą to jest jednak większa sprawa. Sprawa, która łączy społeczeństwo Komarowa. Połączyło do tego stopnia, że założyli stowarzyszenie, po to by, móc przez cały rok pielęgnować tradycje kawaleryjskie, opiekować się miejscem, do którego mają tak wielkie przywiązanie.

I mimo, że osobiście nie przywdziewam munduru ułańskiego, nie przynależę do grupy rekonstrukcyjnej, nie biorę czynnego udziału w inscenizacji upamiętniającej bitwę, jestem prawdopodobnie w takim samym stopniu, jak ci, co robią to na co dzień, przywiązany do tej tradycji kawaleryjskiej. Wręcz uzależniony od tej formy pielęgnowania tamtego wydarzenia. Zakochany w tym miejscu. To właśnie przynależność do społeczeństwa lokalnego, do miejsca, w którym się wychowałem oraz sposób utrwalania historii, pielęgnacji pamięci, uważam za moje dziedzictwo kulturowe. To dzięki moim dziadkom, którzy opowiadali mi swoje historie z czasów młodości, gdy byli świadkami II Wojny Światowej. Dzięki moim rodzicom, którzy wpajali mi, że patriotyzm jest w życiu ważny oraz rodzeństwu, które pokazało mi jak w nowoczesny sposób można pielęgnować tradycje i być patriotą zakochałem się w historii i określiłem swoje miejsce.

Znamy w Polsce wiele podobnych do rekonstrukcji Bitwy pod Komarowem inicjatyw, jak choćby ta najbardziej znana rekonstrukcja Bitwy pod Grunwaldem. Wszystkie mają na celu kultywowanie w coraz to młodszych pokoleniach poczucia przynależności kulturowej, patriotyzmu. Cieszę się, że mogłem się wychować „z historią w tle". Taka forma przedstawiania minionych wydarzeń daje szansę na przetrwanie w ludziach poczucia wspólnoty narodu i przynależności kulturowej. Wszyscy, którzy się do tego przyczyniają, wyświadczają swoim dzieciom i wnukom ogromną przysługę.

Autor: anonimowy, 2016 r.

Data opublikowania: 09.04.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko