Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Co mi w duszy gra

Długo się zastanawiałam co tak naprawdę z pełną odwagą mogłabym nazwać ,,moim dziedzictwem". Dotarło to do mnie dopiero przy niedzielnym obiedzie z rodzicami. Muzyka! Rety, przecież ten temat był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się rozejrzeć dookoła siebie. Na chwilę się zatrzymać, podumać, uciec od codziennego zgiełku. Ten piorun objawienia trafił mnie podczas obiadu dlatego, że od lat, odkąd pamiętam zawsze w niedziele do obiadu tata włącza gramofon. Powinnam chyba dodać, że tata jest właścicielem pokaźnej kolekcji płyt winylowych. Od Beethovena poprzez Pink Floyd i Queen, kończąc na Louisie Armstrongu czy też Milesie Davisie. Powróćmy do obiadu. Rozmawiałam z rodzicami o tej pracy, pomogli mnie delikatnie naprowadzić na temat. Nagle z głośników wydobył się fantastyczny dźwięk trąbki… Powiedziałam na głos : ,,Jak ja kocham muzykę". Wtedy mama powiedziała dwa słowa ,,masz temat". Olśniło mnie, mama miała rację. Bez zawahania i z pełną świadomością mogę powiedzieć, że muzyka jest moim dziedzictwem.

Moja przygoda z muzyką rozpoczęła się gdy moja mama śpiewała z chórem Oratorium Mesjasz G.F Haendla ze słynnym ,,Alleluja". Wtedy poczuła pod piersią pierwszy raz na tyle mocne kopnięcie, że musiała zejść ze sceny za kulisy. Rodzina do dnia dzisiejszego wspomina tę sytuację. Gdy tylko się urodziłam rodzice włączali mi do snu po cichu muzykę klasyczną. Dzisiaj mówią, że to niemożliwe żebym to pamiętała. Ja jednak pamiętam, jakaś cząstka mnie pamięta. Gdy dorastałam życie było dla mnie dodatkiem do muzyki, nie odwrotnie. Całą tą miłość zawdzięczam rodzicom. To oni karmili mnie najlepszymi dźwiękami świata. Obydwoje są nauczycielami muzyki. Dlatego gdy tylko zaczęłam chodzić do Szkoły Podstawowej zapisali mnie do Szkoły Muzycznej na skrzypce. Ten kto nie miał chociaż na chwilę styczności z tym instrumentem nie wie jak ciężko trzeba pracować, żeby coś osiągnąć. Tak, było ciężko. Pokrwawione opuszki palców od strun, siniaki na szyi po lewej stronie. Mama ciągnęła mnie za uszy, żebym ćwiczyła. Płakałam. Nie chciałam. Po chwili gdy się sama przekonałam brałam instrument do ręki, grałam pierwszy takt i cała złość i niemoc uciekała w sekundę. Byłam w swoim świecie. Dźwięki tego instrumentu zabierały mnie do magicznej krainy muzyki. Mojej krainy. Przebudzała mnie z tego stanu dopiero mama, teraz ona płakała… ale ze wzruszenia. Nie udało mi się niestety ukończyć Szkoły Muzycznej z przyczyn niezależnych ode mnie. Jednak skrzypce już zawsze będą bliskie memu sercu.

W międzyczasie jeździłam po wszelkich festiwalach wokalnych. Gminnych, powiatowych i ogólnopolskich. Z dumą przyznaję, że zdobyłam kilkanaście nagród. Czułam się jak ryba w wodzie. Po tylu latach występowania, u jurorów otrzymałam nawet ksywę ,,weteranka sceniczna". Udało mi się również dostać do Ogólnopolskiego Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego w Łodzi, do którego należałam przez trzy lata. Była to dla mnie niesamowita przygoda głównie dlatego, że wiązała się z muzyką. Z Towarzystwem koncertowaliśmy po całej Polsce i Europie. Miałam przyjemność zaśpiewać przed samym papieżem Janem Pawłem II.

Jednakże po tych osiągnięciach czegoś mi brakowało czułam, że mogę zrobić jeszcze więcej, jeszcze bardziej wejść w głąb muzyki. Instrument i śpiewanie nie wystarczyły do pełnego szczęścia. Tak zrodził się pomysł, aby zapisać się na lekcje tańca, a dokładnie do Zespołu Pieśni i Tańca Częstochowa. Na tym etapie życia pojawiła się nowa miłość – taniec. Zaczęłam nietypowo bo od ludowizny. Koleżanki w tym samym czasie zapisywały się na zajęcia z tańca współczesnego i towarzyskiego, a koledzy na breakdance czy hip-hop. Byłam wtedy ,,tą dziwną", która słucha i tańczy do wiejskiej muzyki… ,,ale obciach" – słyszałam wielokrotnie. Całe szczęście rodzice zaszczepili we mnie ,,normalność" tak mocno, że kompletnie nie przejmowałam się gadaniem innych. W ZPiT tańczyłam cztery lata. Wirujące stroje, kolorowe wstążki, doczepiane warkocze, zły szczęścia po udanym występie i łzy bólu od kontuzji. Muzyka ludowa bardzo mnie uwrażliwiła jako człowieka. Zachwyciła mnie jej prostota nie wymagająca głębszej analizy. Początkowo tworzyli ją amatorzy, którzy grali i śpiewali podczas różnych obrzędów na wsiach – stąd ten stereotyp o wiejskiej muzyce.

Dzisiaj muzyka ludowa jest bardziej szanowana. Pojawiły się zespoły folkowe, które mają bardzo dużo odbiorców. Nie jest to do końca mój gust muzyczny, ale cenię ich za to, że przekazują społeczeństwu namiastkę muzyki ludowej.

Nadszedł czas Liceum. Gdy tylko wychowawca odkrył, że mam muzyczny talent występowałam niemal na każdej szkolnej uroczystości. Wszystkie wykonania były jednak z tzw. ,,automatu". Nie przykładałam większych starań do tych występów. Nie ćwiczyłam. Nie musiałam. Zaczęłam się robić pyszałkowata. Uważałam się za szkolną gwiazdę. Wszyscy powtarzali : ,,ona będzie występować w telewizji", ,,będzie piosenkarką, aktorką i tancerką". Rodzice w porę sprowadzili mnie na ziemię. Uświadomili, że ,,sława" minie, przypomnieli jak bardzo kocham muzykę. Powróciłam do śpiewania na festiwalach. Przez pięć lat jeździłam z mamą na Warsztaty Muzyki Gospel do Krakowa. To było kolejne muzyczne doświadczenie. Zaczęłam częściej chodzić na koncerty. Powoli formował się mój bardziej świadomy gust muzyczny. Jazz i klasyka. Te gatunki muzyczne pochłonęły mnie w całości. Ku uciesze taty odpalaliśmy winyle z największymi ikonami jazzu.

Po liceum startowałam do wszystkich Państwowych Szkół Teatralnych w Polsce. Udało się załapać do II etapów, niestety dalej już nie… Aniołowie jednak nade mną czuwali i z wysoką notą dostałam się do Państwowego Policealnego Studium Zawodowego Wokalno-Baletowego przy Teatrze Muzycznym w Gliwicach. Śpiew i taniec. To co potrafię najlepiej i to co przynosi mi najwięcej radości. Od czasu Studium moim ulubionym cytatem jest cytat św. Augustyna: ,,Ludzie, nauczcie się śpiewać i tańczyć, bo aniołowie w niebie nie będą wiedzieli, co z wami zrobić". To był wspaniały czas gdzie mogłam połączyć śpiew z tańcem. Muzyka towarzyszyła mi codziennie. Zauroczył mnie świat opery, operetki i musicalu. Nasze studium połączone było z teatrem, więc wtedy kiedy tylko był czas, zakradałam się nad scenę w miejsce reflektorów, siadałam w kąciku i przysłuchiwałam się utworom operowym albo przyglądałam układom tanecznym. Po trzech latach nauki z ogromnym bólem opuszczałam mury tego zaczarowanego miejsca, do dnia dzisiejszego bardzo chętnie tam wracam. Uzyskałam zawód Aktora Scen Muzycznych.

Moje ambicje nie pozwalały mi zakończyć edukacji na tym etapie. Dlatego jestem teraz tutaj, na zarządzaniu kulturą na V roku. Przyszłam na te studia z myślą, że gdy ją ukończę stworzę własną szkołę muzyczną, artystyczną dla dzieci. Czuje w sercu, że jest mi to pisane. Uwrażliwiać dzieci na muzykę, bo z muzyką życie jest o wiele łatwiejsze i piękniejsze. Zaszczepić w nich szacunek i miłość do muzyki ludowej, do jazzu czy klasyki. Do Stinga, Turnaua, Pink Floyd czy Queen… Aktualne pokolenie nie ma zielonego pojęcia kim był Freddie Mercury. Nie chce ich zmuszać, nakazywać do słuchania tego rodzaju muzyki, ale pokazać, że taka istnieje. Przeanalizować niektóre dzieła. Brnę w to, aby dzieci - bo w nich największa nadzieja – posłuchały trochę ambitnej muzyki, a nie tylko tzw. ,,sieczki". Wszyscy wiemy, że z czasem muzyka się zmienia. Martwi mnie tylko, że zanika ten  muzyczny ,,korzeń". Owszem można spotkać w filharmoniach tzw. ,,pogadanki o muzyce", czyli cykliczne spotkania gdzie prowadzący opowiada o muzyce klasycznej, o tym jak jest zbudowany instrument etc. - tak, aby zaciekawić dziecko. Jednak jest tego typu spotkań, moim zdaniem, zdecydowanie za mało.

Ach, przez ostatni akapit pisałam nie odrywając palców od klawiatury komputera. Potok myśli i marzeń, żeby troszkę zmienić świat. Na tyle ile jestem w stanie.

Świat bez muzyki byłby szary, wiele ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, że bez niej nie potrafilibyśmy żyć. Wszystko co nas otacza to muzyka. Dlatego od czasu do czasu warto usiąść wygodnie w fotelu, zaparzyć sobie ulubioną kawę, włączyć klasykę i odpłynąć. Odpłynąć od codziennego zgiełku.

Autor: Zuzanna Synkiewicz 2016 r.

Data opublikowania: 16.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko