Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Cudowny medalik z Zawady

Zanim zacznę opisywać moje własne dziedzictwo kulturowe, jego znaczenie oraz osobiste podejście do niego, chciałabym ustosunkować się do pojęcia rodziny, które jest dla mnie niezwykle ważne i silnie związane z przedmiotem mojego dalszego eseju. Te dwa wątki często przeplatają się w rozważaniach na temat kwestii dziedzictwa, poniekąd pewnie dlatego, że od najmłodszych lat to właśnie rodzina jest głęboko osadzona w naszej świadomości i życiu codziennym. Definicja encyklopedyczna Słownika Polskiego podaje, iż rodzina jest to grupa przedmiotów lub zjawisk tego samego rodzaju; jednostka w systematyce roślin i zwierząt niższa od rzędu, obejmująca najbliżej ze sobą spokrewnione rodzaje, a w końcu są to małżonkowie i ich dzieci oraz osoby związane pokrewieństwem i powinowactwem. W jeszcze szerszym znaczeniu to ogół wyznawców danej religii, którzy są połączeni swoistą więzią, nie tylko ze sobą, ale również z Bogiem. W religiach plemiennych Afryki czy tradycyjnych religiach Chin, Japonii i Korei, rodzina może obejmować zarówno świat żywych jak i umarłych, gdyż przodkowie są jej częścią. 
 
Religia, w której się wychowałam i obecnie nadal praktykuję to chrześcijaństwo o doktrynie katolickiej. Te fundamentalne dla mnie wartości przekazali mi przede wszystkim moi rodzice, ale i dziadkowie, z którymi jestem silnie związana, gdyż to oni wywarli największy wpływ na moje wychowanie. To właśnie oni od najmłodszych lat dbali o to, aby przekazać mi wszelkie wartości chrześcijańskie, abym później mogła je wcielić w życie będąc już osobą dorosłą. Według teologii chrześcijańskiej to właśnie rodzina powołana jest do tego, aby przekazywać życie, pielęgnować miłość pomiędzy jej członkami oraz składać świadectwo o Bogu i przekazywać te wartości z pokolenia na pokolenie. Dla mnie rodzina znajduje się na szczycie hierarchii wartości i ma pierwszorzędne znaczenie.
 
W tym momencie powinnam wspomnieć o roli Sanktuarium Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Zawadzie, które znajduje się nieopodal miasta Dębicy, z którego pochodzę. Sposób w jaki ukształtowało mnie to miejsce jest niezwykłe, to tutaj od najmłodszych lat razem ze swoimi dziadkami, a później też rodzicami udawałam się na piesze pielgrzymki, aby razem z innymi czcić kult Matki Bożej Zawadzkiej, comiesięczne dróżki różańcowe oraz uroczyście obchodzony coroczny Odpust Szkaplerzny. Mimo tego, że wówczas nie rozumiałam zbyt wielu kwestii związanych z religią, kultem tego miejsca, a także samego nacisku moich rodziców do uczestnictwa w różnych uroczystościach w Zawadzie, to dziś już wiem, że to miejsce już wtedy kształtowało moją osobowość i późniejszą wrażliwość religijną. 
 
Początek dziejów tego kościoła sięga prawdopodobnie XIII wieku. W archiwum Kapituły Krakowskiej zachowała się jedynie wzmianka, że przed rokiem 1595 znajdowała się tu drewniana kaplica pod wezwaniem Nawiedzenia NMP, należąca do parafii Lubzina. Obok tejże kaplicy stał dom, w którym mieszkali ojcowie augustianie sprowadzeni w roku 1616 przez Ligęzów dla opieki nad kaplicą, cudownym obrazem i pielgrzymami. Pobożni Ligęzowie modlili się regularnie przed obrazem Matki Bożej i upraszali dla siebie szereg łask. Wieść o tym cudownym obrazie w pałacu Ligęzów rozeszła się szybko po okolicy, toteż, aby go udostępnić dużemu gronu czcicieli, przeniesiono obraz z pałacu do kaplicy wybudowanej w roku 1590. Fakt ten miał duże znaczenie w szerzeniu kultu Matki Boskiej w Zawadzie.Jednak z czasem ta niewielka kaplica okazała się niewystarczająca na potrzeby ruchu pielgrzymkowego, dlatego też Achacy Ligęza, którego syn Kazimierz został cudownie uzdrowiony przez Matkę Bożą Zawadzką, niemalże swoim własnym kosztem wybudował kościół na jej cześć w latach 1646-56. Do kaplicy tej przeniósł Cudowny Obraz Matki Bożej czczony dotąd w kaplicy zamkowej w Zawadzie. Po przeniesieniu obrazu z kaplicy zamkowej na Zawadzkie Wzgórze, kult Matki Bożej nie osłabł, ale wzrastał. Chociaż nie było przy kaplicy stałego kustosza, pielgrzymi dalej przychodzili do Matki Bożej, modlili się pod drzwiami i płakali, bo nie mieli dostępu do Cudownego Obrazu. Można powiedzieć, że już w drugiej połowie XVI w. przygotowywała się w Zawadzie kolebka kultu Matki Bożej, przyszłego sanktuarium maryjnego. Obraz cieszył się bowiem coraz większą popularnością, przyciągał coraz liczniejsze pielgrzymki i doświadczano coraz częściej nadzwyczajnych łask.
 
 To właśnie obraz Matki Bożej jest największym skarbem i bogactwem tej zabytkowej świątyni, jednak prawdziwego pochodzenia tego obrazu nie ustalono do dziś. W roku 1654 biskup krakowski Piotr Gembicki wyznaczył komisję dla przeprowadzenia badań w kierunku oceny niezwykłych łask uzyskanych przez wstawiennictwo Maryi. Komisja zebrała 47 zaprzysiężonych zeznań o nadzwyczajnych łaskach. Wynikiem prac komisji było wydanie przez wspomnianego biskupa dekretu 18 września 1654 r., w którym ogłoszono, że obraz Matki Bożej w Zawadzie jest faktycznie łaskami słynący i nałożono na niego srebrne sukienki, które wraz z licznymi wotami i paramentami liturgicznymi zostały przywłaszczone bezprawnie przez rząd austriacki w 1796 roku. To właśnie podczas zaborów kult Matki Bożej nieco ustał, ale nigdy nie wygasł. Mieszkańcy Zawady mogli liczyć na pomoc Maryi w wielu sprawach, a jedną z nich było ich uchronienie przed szaleńczą epidemią cholery, której ofiarami padały tysiące osób w regionie. Koronacja obrazu miała miejsce dopiero po zakończeniu I wojny światowej, pomimo tego, że wszystkie formalności i wymogi spełnione były wcześniej. W 1970 roku miało miejsce 50-lecie koronacji obrazu, ciekawostką jest, że w tych uroczystościach uczestniczył ówczesny Metropolita Krakowski Kardynał Karol Wojtyła, późniejszy papież.
 
Nie bez przyczyny opisuję to miejsce, a wcześniej rolę religii w moim życiu, bo to z nią wiąże się rzecz, które ma wyjątkowe znaczenie dla mnie. Jest to srebrny medalik, na którym widnieje Matka Boska z Zawady, która również i mi nie oszczędziła cudownych łask. Historię, którą zaraz przytoczę, usłyszałam w pewien zimowy wieczór od swojej mamy, dopiero kilka lat temu, gdy stałam się już dorosłą osobą, jak twierdzi, po to, aby w pełni uświadomić mi jak wielkim darem jestem dla niej. Historia silnego związku z Górą Zawadzką, zaczyna się już w czasie, gdy moja mama pragnąc mieć potomstwo, usłyszała diagnozę, że powinna się cieszyć, że ma jedno dziecko. Po urodzeniu mojego brata okazało się, że nie może mieć więcej dzieci, ale mimo to nie poddawała się. Gorliwie modliła się każdego dnia do Cudownego Obrazu i przez kilka lat regularnie udawała się w piątki do Zawady na specjalne modlitwy. W końcu po kilku latach starań udało się - jak twierdzi, lekarze do tej pory nie umieją określić jak to się stało; diagnoza była jednoznaczna, nie dawali nawet cienia nadziei. Mówili wprost, że jest to cud. Z pewnością jest do dobry przykład, aby ukazać, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, zawzięcie i silna wiara powinny stanowić priorytet w działaniu. 
 
Potem, mając już kilka lat, oczywistym było, że moja rodzina chciała jak najczęściej zabierać mnie do Sanktuarium, bo według nich życie dostałam od tamtejszej Matki Boskiej. Często nie rozumiejąc tego faktu, jako dziecko, buntowałam się i nie chciałam tam jeździć – przecież „nasz" kościół był tak blisko domu, wystarczyło przejść kilka kroków pieszo. Może gdybym usłyszała tę historię wcześniej, jako mała dziewczynka, zmieniłoby to jeszcze bardziej mój pogląd na różne kwestie – nie wiem. 
 
Medalik, który dostałam od mamy pamiętam na swojej szyi od najmłodszych lat, już w przedszkolu dzieci zadawały mi pytania po co to nosze i co to właściwie jest. Dla mnie był to wówczas mało znaczący wisiorek z zawieszką, który służył mi głównie do zabawy. Teraz wiem, że chronił mnie od początku, ponieważ dwukrotnie ocalił mi życie. Po raz pierwszy, gdy doznałam poważnego uszczerbku na zdrowiu jako kilkuletnie dziecko, wychodząc z poważnej choroby bez szwanku i po raz drugi, w kraksie samochodowej, podczas gdy mi i całej mojej rodzinie oprócz kilku niewielkich obrażeń nie stało się nic. Do tego karambolu doszło 15 lipca, w dzień Odpustu Szkaplerznego w Zawadzie… 
 
Jakiś czas temu, przypadkowo weszłam na stronę internetową Sanktuarium, gdzie w zakładce Intencje, można przeczytać wybrane wpisy z Księgi łask i cudów. Swą historią sięgają daleko, bo aż przed koronacją obrazu, czyli przed 1920 rokiem, kiedy to było ich najwięcej. Następnie 50 lat po koronacji w latach 1920-1970 oraz po złotym jubileuszu koronacji 1970-2000. W wybranych zakładkach, czytałam przeróżne podziękowania za uzdrowienia, uproszone łaski i często niedowierzając tym notkom ludzi, pomyślałam, że chyba naprawdę jestem jedną z nich.
 
W rozmowie z moim znajomym, który jest ateistą i ciągle przekonuje mnie, że to zbieg okoliczności i tak naprawdę to tylko moje urojenie, odczuwam zawsze jakiś nieopisywalny chłód. Jest mi go zwyczajnie żal, kiedy za wszelką cenę stara się racjonalnie wytłumaczyć wszystkie kwestie, nie biorąc przy tym pod uwagę zasług paranormalnych. Też przechodziłam okres buntu w swoim życiu, kiedy jako dorastająca nastolatka przestałam praktykować i wierzyć w instytucję kościoła. Przestałam do niego chodzić, nie liczyłam się z przykazaniami, często afiszując się publicznie z moimi przekonaniami – próbowałam za wszelką cenę przekonać wszystkich i tłumaczyć racjonalnie kwestie religijne, ale pewnego dnia przyszedł taki moment, że zrozumiałam, iż nie tędy droga. Założyłam znów na szyję swój cudowny medalik i narodziłam się jakby na nowo, od tamtej pory żyje mi się lepiej i łatwiej. Dziś mogę stwierdzić, że wiara daje mi siłę, napędza mnie do działań i wypełnia pozytywną energią. Przede wszystkim chce wierzyć, że jestem jednym z „cudów" Najświętszej Panny z Zawady, daje mi to przekonanie, że jestem w pewnym sensie wyjątkowa.
 
Medalik, który dostałam od swojej mamy, a z kolei ona od swojej, jest ze mną zawsze, był też wtedy, kiedy groziło mi niebezpieczeństwo. Może to racjonalnie wytłumaczalne przypadki, ale ja nie chcę tego pojmować w ten sposób. Cudowny medalik, zakupiony w Zawadzie przez moją babcię, strzeże mnie i moją rodzinę od wielu lat i z pewnością w przyszłości przekażę go swoim potomkom. Mam nadzieje, że ta tradycja nigdy nie zaniknie i będzie już zawsze przekazywany z pokolenia na pokolenie.
 
Autor anonimowy 2014r.
Data opublikowania: 06.04.2014
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko