Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Bursztynowe dziedzictwo

Historia ta rozpoczyna się jeszcze w wieku XIX i poprowadzi nas przez trzy wieki. Splata losy jednostek, społeczności rodzinnej i sąsiedzkiej, losy narodu. Opowiada o życiu i o śmierci, radościach i smutkach. Broszka, a wraz z nią ta historia przekazywana jest do dziś z pokolenia na pokolenie. Ciekawe ile w niej prawdy, a ile legendo-twórczych dopowiedzeń narosłych przez ponad 100 lat?
 
Bo dobro popłaca i podobno wraca
 
Rozważania należałoby rozpocząć mądrym, ludowym porzekadłem, że „dobroć popłaca". Tak było w tym przypadku. Historia ta ma swój początek we wsi Czorsztyn. Tutaj w małym, drewnianym domu urodziła się i mieszkała moja prababka. Pochodziła ze średniozamożnej rodziny. Jej ojciec zajmował się handlem, a matka pracowała w domu. Mieli niewielką gospodarkę, ale wystarczającą by zaspokoić swoje potrzeby, a i sąsiadom chętnie pomagali. Ojciec mojej prababki, ze względu na swoje kontakty handlowe miał wielu znajomych i często gościł u siebie ludzi z różnych stron Polski, a nawet i świata. Pewnego razu w odwiedziny przybyli ich przyjaciele z nad morza, małżeństwo handlarzy z Gdańska. Wizyta trwała ponad tydzień i niestety, albo „stety" nie odbyła się bez niespodzianek. Zima była sroga, a podróż z nad morza długa i męcząca i to sprawiło, że Pani Stanisława, bo tak podobno było jej na imię, poważnie się rozchorowała. Matka mojej prababki dobrze się nią zaopiekowała i na szczęście, w miarę prędko udało się jej dojść do zdrowia. W podzięce za gościnę, ale przede wszystkim za opiekę w chorobie, pani Stanisława podarowała matce prezent – srebrną broszkę z bursztynem. I w ten sposób ta piękna pamiątka znalazła się w posiadaniu naszej rodziny. Jednak na tym oczywiście nie zakończę swojej opowieści. Był początek XX wieku i wiele przygód jeszcze po drodze się wydarzyło zanim broszka znalazła się w posiadaniu mojej mamy.
 
Broszka na Podhalu
 
Za życia matka prababki przechowywała broszkę w szkatułce i córce swojej dopiero w dniu ślubu ją ofiarowała, a było to w roku 1928. Moja prababcia wyszła za mąż za przystojnego górala z Poronina i tam właśnie z nim zamieszkała. Jak głosi historia, oczywiście broszka była przypięta do sukni pani młodej podczas góralskiego wesela. Chociaż życie było wówczas trudne, to jak na Podhale przystało świętowano niemal przez tydzień. Zjechali się goście z Czorsztyna, rodzina pana młodego i oczywiście do tego grona dołączyli także wszyscy sąsiedzi. W tej radości została poczęta moja babcia i przyszła na świat już rok później to jest w kwietniu 1929 roku. Prababka zakładała broszkę tylko na wyjątkowe okazje, bowiem stanowiła dla niej ogromną wartość – była pamiątką po nagle zmarłej matce. Prababka była jedynaczką, w związku z tym łączyła ją z matką bardzo silna relacja nie tylko rodzicielska, ale i przyjacielska. Broszka była wspomnieniem wspólnie spędzanych chwil, rozmów i zabaw. 
 
Życie i śmierć – cud narodzin i wojna
 
Kiedy na świecie pojawiła się moja babcia, życie młodych małżonków wywróciło się do góry nogami. Pojawiły się nowe obowiązki i problemy, ale z drugiej strony mnóstwo radości, które pozwoliły prababce poradzić sobie ze śmiercią mamy. Pradziadek był rolnikiem, miał sporej wielkości gospodarstwo, hodował owce. Prababcia zaś opiekowała się domem i szybko dorastającym maleństwem. Wiodło im się dość dobrze, a przynajmniej zawsze wystarczało na codzienne wydatki. Sytuacja uległa zmianie wraz z nastaniem wojny. Cudem udało się uniknąć rodzinie jakichkolwiek represji i choć życie wówczas było bardzo ciężkie cała trójka przetrwała ten trudny czas. Najtrudniej było na początku, bowiem okazało się, że prababcia oczekuje kolejnego potomka. W dodatku sroga zima na Podhalu sprawiła, że poważnie zachorowała. Sytuacja była ciężka, bowiem we wsi było trudno o lekarza, a jej stan zdrowia szybko się pogarszał. Babcia pamięta, że ojciec bardzo zdesperowany wziął skrzętnie ukrywaną biżuterię i udał się do Zakopanego w poszukiwaniu pomocy. Ona została z mamą i jako dziesięcioletnia dziewczynka opiekowała się nią cały dzień starając się zbić gorączkę. Na szczęście ojciec wrócił następnego dnia z lekarzem, który podał prababce lekarstwo, dzięki któremu wyzdrowiała. W tamtym okresie zarówno pomoc medyczna, jak i wszelkie medykamenty były na wagę złota. Oczywiście doktor przyjął zapłatę pradziadka w postaci biżuterii. I pewnie teraz czytelnik zastanawia się, co stało się z broszką? Pradziadek wiedząc jak wielką wartość stanowi dla jego żony, wyjął ją z woreczka i schował w bezpiecznym miejscu. 
 
Na wsi życie było trochę łatwiejsze przede wszystkim ze względu na dostępność żywności. Posiadając własne gospodarstwo zwykle można było przetrwać i żyć dzięki plonom i zapasom. Istotna była też pomoc sąsiedzka, na którą na szczęście moja rodzina nie mogła narzekać. I tak udało się przetrwać wojnę. Na świecie, po małych komplikacjach pojawiło się kolejne dziecko, tym razem chłopiec, a później jeszcze dwie siostry. Moja babcia była pierwszą córką i to ona, na swoje osiemnaste urodziny dostała od matki bursztynową broszkę, której historia znana była całej rodzinie. 
 
Zabawy lalkami przy pomniku Lenina
 
Historia kołem się toczy, więc nadszedł czas na kolejne śluby i dalszy ciąg opowieści. Losy każdego z czwórki rodzeństwa potoczyły się zupełnie inaczej. Dwie najmłodsze siostry wyjechały z Poronina do Krakowa i tam poznały swoich mężów, po ślubie osiedlając się w podkrakowskich wsiach. Brat wyjechał do Australii i tam założył rodzinę. Lecz z moją babcią powiązane są dalsze „podróże" bursztynowej broszki. Młoda, ładna dziewczyna nie miała trudności ze znalezieniem męża. Wśród wielu kandydatów znalazła tego jedynego i w wieku 21 lat wyszła za mąż za starszego od siebie 24-letniego chłopaka. Ślub i wesele były skromne, choć miłość wielka i gorąca. Dwa lata później urodził się mój Tata. Młodzi rodzice nie czekali długo na kolejnego potomka i po 12 miesiącach na świat przyszedł Wujek. Ale co z broszką? Zawsze stanowiła świadectwo i wspomnienie o naszych korzeniach. Babcia również miała ją podczas swojego ślubu, choć później raczej jej nie zakładała. Wspomina, że gdy chłopcy byli mali lubili bawić się szmacianymi lalkami, ubierali je i urządzali przyjęcia. Podczas jednej z takich zabawach pozwoliła im wykorzystać broszkę, jako element ozdoby sukni. W tym radosnym zamieszaniu biżuteria się odpięła i zagubiła. Na szczęście udało się ją odnaleźć, a Babcia zrozumiała, że o taki „skarb" trzeba dbać. Schowana w małym, drewnianym pudełeczku stała się najważniejszą rodzinną pamiątką. Babcia wraz z mężem i synami jeszcze przez 10 lat mieszkała w Poroninie, gdzie jak mówi powiedzenie życie toczyło się raz na wozie a raz pod. Wojna się już dawno skończyła, ale nastał równie trudny okres. Słynny pomnik Lenina w Poroninie stanowił tło rzeczywiste i metaforyczne życia i zabaw dorastających chłopców. Wreszcie na świecie pojawiło się kolejne dziecko, tym razem córka, a los sprawił, że rodzina przeniosła się do Krakowa i zamieszkała w Nowej Hucie. 
 
Mama, Tata, Ja i broszka
 
I tak historia powoli dobiega końca. Broszka leży teraz w pudełeczku w moim domu. Jak się tu znalazła? Nie trudno się domyślić. Mój Ojciec, jako najstarszy syn, po ślubie otrzymał od Babci prezent, a w zasadzie dostała go moja Mama. Babcia podarowała im broszkę, a podczas pierwszego wspólnego obiadu opowiedziała najciekawsze historie z nią związane. I choć kolejną osobą, która przejmie tę rodzinną pamiątkę będzie moja starsza siostra, to ja również czuję się odpowiedzialna za ochronę, pamięć i dalsze przekazywanie tego rodzinnego dziedzictwa przynajmniej, albo aż, w postaci opowieści.
Historia prawdziwa czy legenda? I co z tego wynika?
 
Gdy pierwszy raz, jako mała dziewczynka zobaczyłam tę broszkę i poznałam jej historię uwierzyłam w każde usłyszane słowo. Z wielką czcią trzymałam w swoim rękach małe pudełeczko, traktując je jako największy skarb na świecie. Czułam się wyjątkowa mogąc opowiadać ją kolegom i koleżankom, bowiem sięgałam do czasów, które małe dzieci znają tylko z książek i traktują jako odległą, lecz niezwykle fascynującą przeszłość. Nie wstydziłam się niczego ani nikogo. Bez wątpienia ta opowieść ukształtowała w pewien sposób moją tożsamość, pozwoliła czy zainspirowała do spojrzenia „w głąb", poznania korzeni. Budowana przez lata dojrzałość zweryfikowała oczywiście autentyczność przekazywanej z pokolenia na pokolenie historii. Pewne zdarzenia, postacie, o których tu nie wspomniałam, okazały się być dopowiedziane, ale czy to jest tak naprawdę istotne? Istotne jest to, w jaki sposób ta historia i ten przedmiot wpływała na jednostki i na kolejne pokolenia mojej rodziny. Stała się naszym dziedzictwem, budującym jednostkową i rodzinną tożsamość.
 
Z pewnością ciąg dalszy nastąpi…
 
Autor: KD 2014r.
Data opublikowania: 24.03.2014
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko