Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Ach… te błyskotki!

Choć tytuł może wydać się banalny, kryje się pod nim historia dziedzictwa mojego i mojej rodziny – a przynajmniej jej płci pięknej. Zanim jednak do niej przejdę, odpowiedzmy sobie na pytanie, czym właściwie jest dziedzictwo? Może funkcjonować jako pojęcie wieloznaczne, które podlega ciągłej zmianie, która nieustannie rozszerza i wzbogaca jego zasięg semantyczny (Kowalski, 2013, s. 15). W języku potocznym za dziedzictwo uznaje się wszystko, co pozostaje z przeszłości i co jednocześnie uznajemy za naszą własność lub co dana wspólnota uznaje za swój spadek (Kowalski, 2013, s.17).

Dziedzictwem przekazywanym w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie, stał się oczywiście zestaw ujętych już w tytule „błyskotek”. Stanowi go złoty zegarek z ręcznie rzeźbionymi filigranowymi zdobieniami, a także złotymi wskazówkami; złoty pierścień z ogromnym oczkiem, stworzonym z kamienia szlachetnego o barwie rubinu; a także złoty ręcznie wykonany wisiorek w kształcie motyla, z przodu pokryty pięknymi barwami kolorystycznymi – od pomarańczy, poprzez zielenie, aż do granatów. Najważniejszym i z pokolenia na pokolenie coraz bardziej pożądanym był oczywiście naszyjnik.

Pamiętam, kiedy jako mała dziewczynka dotykałam go na szyi mojej mamy, podziwiałam i zawsze prosiłam żeby pozwoliła mi go ponosić, choć przez chwilę. Mimo, że zawsze powtarzała, że przekaże mi go w dniu moich osiemnastych urodzin, tak bardzo nie mogłam doczekać się tej chwili, że za duże sukcesy i osiągnięcia, przekazywała mi go na dzień lub dwa. To była moja wymarzona nagroda. Kiedy nastąpił dzień mojego wejścia w dorosłość, był to najlepszy prezent, na który czekałam prawie całe swoje życie. Choć od tamtej chwili minęły już cztery lata, radość z jego noszenia pozostaje nadal taka sama. Pomimo faktu ile dla mnie znaczy, nie mogę doczekać się momentu, aż przekażę go swojej córce, chociaż wiem, że pewnie nie raz będę go od niej pożyczać, zupełnie tak jak moja mama teraz ode mnie. W końcu historia lubi się powtarzać, a u nas podobna ma już miejsce od czterech pokoleń. Przekazywanie go stało się tradycją i dziedzictwem, które mam nadzieję, będzie miało swoją kontynuację przez jeszcze wiele długich lat.

Historia pierścienia była równie piękna i ciekawa co naszyjnika, ale na pewno bardziej romantyczna. Wiele lat temu, choć nie aż tak dawno, zwyczajem było przekazywanie ważnego pierścienia rodzinnego przez młodzieńca, zamierzającego oświadczyć się swojej ukochanej. Tak też stało się z tym opisanym powyżej. Moda na małe i zgrabne oczka nie była zawsze tak oczywista. Niegdyś królowały duże kolorowe kamienie, oplatane filigranowymi wzorkami. Kolory takie jak fiolety, burgundy czy brązy były na porządku dziennym. W taki sposób w rodzinie pojawił się pierścień z kamieniem o barwie rubinu.

Rubiny jako kamienie szlachetne, kojarzone były z bogactwem i władzą, stanowiły własność szlachty oraz arystokratów. Sam kolor czerwony/rubinowy, uznawany był za kolor królewski, stąd też zafascynowanie i chęć posiadania takowego wśród młodych panien. Panowało wszechobecne przekonanie, że im pierścień większy, piękniejszy i bardziej ozdobny, tym lepiej. Tak samo myślała moja babcia, która nigdy nie kryła miłości do biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze złota. Choć dziadek skradł jej serce już na początku znajomości, myślę że tym pierścieniem zaimponował jej jeszcze bardziej. Był to prezent od jego taty, który podarował swojej żonie przy dwudziestej rocznicy ślubu. Z opowieści pamiętam, ile dziadek musiał się starać by go dostać dla swojej Tereski. Oczywiście babcia była wniebowzięta i chwaliła się nim przy każdej możliwej okazji, a niedługo potem wzięli ślub, zamieszkali razem i wychowywali trójkę dzieci. Niestety nie było im dane długo się sobą nacieszyć. Mimo, że dziadka już nie ma wśród nas, babcia dalej nie może się z tym pogodzić. Pierścionek i obrączka do tej pory zdobią jej dłoń, na znak wiecznej miłości.

Po poznaniu historii dwóch z trzech elementów zestawu biżuterii, stanowiącego dziedzictwo mojej rodziny przyszła kolej na ostatni, przyprawiający o najwięcej problemów. Jak wiadomo, przekazywanie rzeczy z pokolenia na pokolenie nie może być trudne, dopóki nie pojawi się kilka osób, które mogą się o nie ubiegać. Tak też było w przypadku rodzeństwa mojej babci. Jej mama dostała w spadku delikatny złoty zegarek, o którym marzyły wszystkie siostry. W końcu nic w tym dziwnego, że nastoletnie panny, które nie żyły w luksusie, pragnęły mieć dla siebie coś pięknego i drogocennego. Problem pojawia się wówczas, gdy o jednym zegarku śni aż pięć kobiet. Jakież to były kłótnie, która z nich powinna go dostać! Najstarsza, ta, która się najlepiej uczyła czy może jednak najmłodsza?

Wybór padł na tą, która nigdy nie sprawiała problemów, zawsze pomagała w obowiązkach domowych i nie uczestniczyła w sporze. Ciocia bardzo cieszyła się z prezentu, a że z natury jest bardzo łagodną i miłą osobą, to siostry mogły liczyć na małą pożyczkę z jej strony. Teraz już nie ma gdzie w nim chodzić i choć bardzo go lubiła, oddała go mojej mamie. Postąpiła tak, bo od zawsze traktowała ją jak córkę. Pamiętała też, że była ulubioną wnuczką swojej babci i chciała żeby coś jej po niej zostało. Mama jest jej bardzo wdzięczna i kiedy tylko wyciąga zegarek, od razu wspomina wakacje spędzane na wsi i przysmaki, których nikt nie potrafi niestety odtworzyć.

Dziedzictwo w mojej rodzinie nie sięga wielu lat wstecz. Pamiątki z czasów wojny, które mogłyby je stanowić uległy zniszczeniu. Zdjęcia, odznaczenia i medale wojskowe, a wśród nich Order Virtuti Militari – to wszystko przepadło bezpowrotnie. Zostały nam jedynie wspomnienia i drobnostki takie jak biżuteria. Choć to niewiele, stanowi nasz łącznik z przeszłością i osobami, na których bardzo nam zależało. Przedmioty te opowiadają też historię osób, których niektórym z nas nie było dane poznać. Dzięki nim, pamięć o nich przetrwa jeszcze wiele lat. Pamiątki te mają przede wszystkim wartość sentymentalną, choć pieniężną na pewno również. Nikt z nas nie myśli jednak o ich spieniężeniu, a o przekazywaniu dalej, wraz z ich ciekawymi historiami, bo tak naprawdę, kim byśmy byli bez nich? Nie różnilibyśmy się ani nie wyróżniali niczym wśród innych. Dzięki dziedzictwu możemy poczuć się wyjątkowi, możemy czerpać siłę z historii naszej rodziny, możemy być z niej dumni lub pamiętać jakich błędów nie należy więcej popełniać. Moje jest związane z tradycją przekazywania biżuterii i historii z nią związanych, a twoje?

Autorka: Joanna Świderska 2021 r.