Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Niezwykle zwykły zeszyt

Długo myślałam co jest moim dziedzictwem. Wszystko co przychodziło mi do głowy wydawało mi się zbyt banalne i pospolite. Doszłam jednak do wniosku, że w tym zadaniu nie liczy się kogo dziedzictwo będzie bardziej oryginalne czy spektakularne, ale chodzi o to, co jest dla mnie ważne. Zadałam sobie pytanie, czy coś powoduje u mnie uśmiech, w aspekcie mojego domu rodzinnym. Znalazłam w głowie kilka takich rzeczy, zarówno tych materialnych jak i niematerialnych. Gdy myślałam nad tym co opiszę w eseju, szczęśliwie zbiegło się to ze Świętami Bożego Narodzenia. Myślę, że w większości polskich domów czas świąt to czas kultywowania tradycji, zwyczajów rodzinnych itp. Również u mnie. Mój wybór padł na zeszyt z przepisami, choć brzmi to... zwyczajnie - dla mnie jest wyjątkowe. Jest to rzecz materialna -przedmiot- można go dotknąć lub powąchać i choć jest dostępna fizycznie to w piękny sposób przenosi mnie w sferę psychiczną, przywołując wspomnienia i osoby.

Dlaczego zeszyt z przepisami jest moim dziedzictwem? Jest to przedmiot, który ma ponad 40 lat, czyli jest prawie dwa razy starszy niż ja sama. Grzbiet zeszytu jest wyszyty, a okładka przedstawia rysunek Kamieniczek na Starym Rynku w Poznaniu. Ponadto widoczne jest też logo Poznańskich Zakładów Papierniczych. Nie spotkałam się nigdy z taką okładką. Wiem, że dawniej takie zeszyty były normą, ale z biegiem lat zastąpiły je bardziej nowoczesne zarówno pod względem wykonania jak i oprawy graficznej.  Są w nim odręcznie zapisywane przepisy przez moja prababcię, babcię i mamę. Trzy charaktery pisma, które nadały prawdziwy CHARAKTER tym przepisom. Choć kartki w nim są zniszczone, pożółkłe, niektóre wyrwane, zaplamione, pogięte - to są wyjątkowe. Każde zagniecenie i plama mają swoją historię i są pięknym znakiem czasu. Żaden przepis nie pochodzi z Internetu lecz jest spisany np. od cioci czy według własnej wiedzy mojej babci, który został dopracowany metodą prób i błędów.  

W zeszycie są również przechowywane stare kartki z kalendarza. Odkąd pamiętam w moim domu co roku jest właśnie kalendarz, który ma na każdy dzień zrywane kartki. Zazwyczaj na drugiej stronie są przepisy kulinarne, porady kosmetyczne, czy ciekawostki. Moja babcia bardzo lubi na początku nowego roku siadać z kalendarzem w ręku i czytać go jak książkę. Śmieje się, że my mamy swój Internet, a ona ma swój -w kalendarzu- i z niego czerpie informacje. Ma to oczywiście związek z opisywanym wcześniej zeszytem, bowiem znajdują się w nim kartki, na których były ciekawe przepisy. Są one zachowane, a niektóre mają ponad 25 lat. Jest to piękna pamiątka! Patrzę np. na kartkę z 6.07.1996 roku na której był przepis jak przygotować syrop malinowy i myślę co wtedy robiła moja mama, kto zerwał kartkę, jaka była tego dnia pogoda? Nie było mnie wtedy jeszcze na świecie, dlatego ta data wydaje mi się tak odległa. Dziwne uczucie trzymać w ręce kartkę z 1996 roku i 2020. To trochę tak jakby trzymać w garści kawałek historii i za pomocą wehikułu czasu przenosić się w różne lata. Przez ten czas wydarzyło się tyle rzeczy! Nie tylko tych ogólnoświatowych, ale też rodzinnych. Dziś kartka z rokiem 2020 nie robi na mnie wrażenia, ale za 30 lat pewnie będzie inaczej. Uważam, że jest to bardzo piękne, a nawet wzruszające.

W dzisiejszych czasach, gdzie wszystko jest nowe, unowocześniane i po prostu ładne i estetyczne, opisywany przeze mnie zeszyt wydaje się odstawać od tej wyidealizowanej rzeczywistości. Jest skromny i niemodny. Obecnie tworzone są piękne przepiśniki, które potrafią zachwycić swoja praktycznością i wyglądem - mnie zachwyciły i sama taki zakupiłam. Ale dlaczego stary zeszyt nadal jest na pierwszym stopniu podium? Kiedyś gdy przyglądałam się jak moja mama piecze ciasto zadałam jej pewne pytanie. Zaznaczę tylko, że miała otwarty zeszyt na odpowiednim przepisie, ale w ogóle na niego nie zerkała. Spytałam więc dlaczego wyciąga zeszyt skoro doskonale pamięta przepis. Mama mi odpowiedziała, że w sumie nie wie, ale ma do niego ogromy sentyment i z przyzwyczajenia go otwiera i on po prostu JEST. Wcześniej tego nie rozumiałam, no bo przecież to nonsens, co może znaczyć stary zeszyt na którym w dodatku widać jakieś niezidentyfikowane plamy, może to zaschnięty lukier, a może polewa czekoladowa? Opisywany zeszyt jest rzeczą materialną, a zapisywane na jego kartkach przepisy są dziełem trzech pokoleń. Czy będzie to kontynuowane przeze mnie lub moją siostrę? Wątpię. Choć zostały ostatnie puste kartki, to nasze ,,kartki z przepisami” to screenshoty w telefonie i zapiski w przepiśnikach. Jest to chyba znak czasu i nowoczesności. Poza tym chciałabym, żeby to zostało w niezmienionej wersji. Z zamieszczonych przepisów wychodziły cukiernicze cuda i sięgam myślami do ciast, które robione są tylko na święta i nigdy nie smakują tak dobrze jak wtedy. Kojarzę je ze szczęściem i ludźmi, których kocham. Gdy zerkam na przepisy i wiem, że dane ciasto jest robione tylko na Wielkanoc, a kolejne tylko na Boże Narodzenie, a jeszcze inne tylko na moje urodziny to zawsze pojawia mi się uśmiech na ustach. Bardzo rozczulający jest dla mnie widok moich rysunków, które wykonałam będąc dzieckiem. Myślałam, że skoro jest to zeszyt, a nie książka kucharska to można po nim śmiało pisać i rysować. Do tej pory niektóre przepisy są ozdobione moimi ,,arcydziełami” i przyglądam się im z sentymentem. Jak już wspomniałam, oprócz wspaniałych i pysznych aspektów kulinarnych, każdy przepis to inna historia i wspomnienie. Na samą myśl jestem wzruszona, ponieważ wiem, że niektórych z nich nie da się odwzorować. Nie dlatego, że mojej mamie czy babci brak zdolności kulinarnych, ale dlatego, że niektóre z nich kojarzą mi się z osobami, których już nie ma. Gdy przed Świętami przeglądałam zeszyt udzieliły mi się różne emocje. Z jednej strony radość, że mama zrobi najpyszniejszy sernik na świecie i mam to szczęście, że nadal będzie on przyrządzony właśnie przez jej dłonie. Z drugiej strony widziałam nazwy, które powodowały lekki uśmiech i sentyment, ponieważ kojarzyłam je z osobami, których już nie ma, ale wspomnienia są nadal żywe. Jest to piękne, że ten niezwykle zwykły zeszyt jest jak księga wspomnień. Oprócz znaków fizycznych naznaczonych na każdej stronie, obecne są nadal znaki mentalne i wspomnienia. Przeglądanie zeszytu to jak przeglądanie albumu ze zdjęciami, które ukazywały się w mojej głowie. Czy za 40 lat jeśli znów zechce go obejrzeć i zobaczę przepis na sernik mojej mamy to zaszklą mi się oczy? Czy pomyśle, że kiedyś to co sprawiało mi radość będzie słodko - gorzkim wspomnieniem? Jestem bardzo sentymentalną osobą i może kiedyś w moim domu obok albumu będzie zeszyt z przepisami, który będzie moim osobistym i najważniejszym trofeum. A być może przypomnę sobie właśnie te noc w której piszę esej na temat mojego dziedzictwa, które może nie ma niezwykłej, zawiłej historii, a w mojej rodzinie nie ma znanych przodków, ani cennych przedmiotów. Poprawka. Są cenne, bo są moje. Myślę, że w każdej rodzinie są takie przedmioty, które przywołują miłe wspomnienia i które utożsamiane są nie tyle z praktycznością tych rzeczy, ale mają swoje odniesienia do tradycji, miejsc, zwyczajów i osób. Jest to ze sobą powiązane i stanowi wspólną całość. Mój stosunek do rodzinnego dziedzictwa był jeszcze kilka lat temu obojętny, ale z biegiem lat i wraz ze wzrostem mojej dojrzałości mogę powiedzieć, że ten stosunek jest zupełnie inny. Obecna kiedyś obojętność przerodziła się w zainteresowanie własnym, rodzinnym dziedzictwem, które potrafię dostrzec w małych rzeczach, które na pierwszy rzut oka są zwyczajne, a nawet nudne.

Kończąc ten esej zastanawiam się raz jeszcze, czy zeszyt z przepisami stanowi dobry przykład mojego dziedzictwa. Może się wygłupię, może to wzrusza tylko mnie? Ale czy to właśnie nie o to chodzi? Skoro ma być to moje dziedzictwo, to ma być ważne właśnie dla mnie. Mogę je oczywiście opisać i spróbować przekazać emocje osobom, które to przeczytają, ale uważam, że jest to niemożliwe by w pełni odczuć podobne emocje do tych, które mi towarzyszą. We mnie wzbudza to uśmiech na twarzy i dumę z mojego własnego, indywidualnego dziedzictwa. 

Autor anonimowy 2021 r.