Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

„Niewierny Tomasz z Kujaw"

Na ścianie w moim rodzinnym domu wisi obraz – w tym samym miejscu od dwudziestu lat. Będąc dzieckiem nigdy nie zastanawiałam się, jak się tam znalazł, skąd wzięli go moi rodzice, co przedstawia. Znając wszystkie paciorki i kilka postaci z Nowego Testamentu, wiedziałam jedynie, że jest ilustracją jednej z biblijnych scen. Jako mała dziewczynka potrafiłam rozpoznać na nim wizerunek Pana Jezusa. Reszta była wówczas dla mnie nieważna, a przede wszystkim mało interesująca.

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli

Z biegiem lat, gdy dorastałam, obraz przestał być dla mnie obojętny. Patrząc na niego czułam niepokój, ale i zainteresowanie. Dlaczego jest tak ciemny? Dlaczego ten mężczyzna, jako jedyny ubrany w pomarańczowe szaty, zasłania twarz i klęczy z pokorą przed Jezusem? Dlaczego Chrystus trzyma jego rękę tak blisko swojej klatki piersiowej? Dlaczego inni mężczyźni, stojący w tle, są tak przejęci? Widząc moją jeszcze dziecięcą ciekawość, o tym, co na obrazie, opowiedziała mi mama. Dowiedziałam się wówczas, że ten człowiek u stóp Zbawiciela ma na imię tak samo jak mój tata – Tomasz. To uczeń Pana Jezusa, który uzyskał przydomek niewierny. Zasłania twarz, bo się wstydzi, że nie uwierzył w zmartwychwstanie swego nauczyciela. Dopiero gdy włożył palce w jego rany, przekonał się, że nowina o powstaniu Jezusa z martwych jest prawdą. Z pomocą rodziców odszukałam w Nowym Testamencie odpowiedni fragment, w którym święty Jan pisze o Tomaszu-niedowiarku:

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!" Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę". A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!". Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!". Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!". Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

(J 20, 24-29)

Od tej pory inaczej patrzyłam na nasz obraz. Widziałam na nim nie tylko Jezusa, ale ponadto zrozumiałam, kim jest centralna postać i te stanowiące tło. Obraz przestał być „tylko rysunkiem", a stał się ilustracją i interpretacją pewnej historii zapisanej na biblijnych kartach.

Obraz-widmo

Mijały lata. Obraz nadal wisiał na swoim miejscu. Wielki, w pokaźnej, brązowej, drewnianej ramie. Te same postaci trwały na nim niezmiennie, zastygłe w pozie, którą wyobraził sobie autor. Tomasz ciągle ukrywał twarz, a Jezus kierował jego palce w stronę swojej rany. Tylko ja się poruszałam, rosłam i dojrzewałam, a ogromny obraz stawał się w moich oczach coraz mniejszy, ale wciąż intrygujący. Kim był człowiek, który w ten sposób widział ową biblijną scenę? Z sygnatury umieszczonej ciemną farbą w prawym dolnym rogu płótna wiem, iż nazywał się on Gebhard Fugel. Zdobycie informacji na jego temat było dla mnie nieco trudniejsze, niż poznanie nazwiska. Fugel był Niemcem urodzonym w 1863 roku w dzisiejszym Ravensburgu, studiującym w latach 80. XIX w. w Szkole Sztuk Pięknych w Stuttgarcie. W jego twórczości dominowała tematyka chrześcijańska. Jego najbardziej rozpoznawalne dzieło to „Jerozolimska panorama ukrzyżowania Chrystusa" w Altötting o wymiarach 12x25 m. Stworzył również liczne freski i ołtarze, a także 136 obrazów do szkolnych wydań Biblii. Niestety w dostępnych mi źródłach na temat malarza nie odnalazłam „naszego Tomasza", dlatego my sami nadaliśmy mu tytuł „Niewierny Tomasz".

Niewierny Tomasz z Kujaw

Nie tylko dla mnie obraz był i jest intrygujący. Ludzie, którzy odwiedzali nasz dom na dłużej lub krócej, także zwracali uwagę na dzieło. Jedni jedynie patrzyli z zachwytem w oczach, ci bardziej odważni pytali mamę o jego historię. Największe zainteresowanie „naszym Tomaszem" przejawiali księża przychodzący z wizytą duszpasterską. Rok w rok mama opowiadała im, jak obraz znalazł się w naszym posiadaniu i za każdym razem nie zgadzała się na usilne prośby kapłanów, aby dzieło podarować kościołowi. Wówczas nauczyłam się historii obrazu na pamięć.

Mimo że teraz mieszkamy w centrum Polski, „nasza" opowieść o niewiernym Tomaszu nie zaczyna się w moim rodzinnym Opocznie, ale w niewielkiej wsi Taszewo w dzisiejszym województwie kujawsko-pomorskim. Z tamtych terenów pochodzi rodzina mojego taty i on sam. To tam na początku XX wieku żyła jego prababcia, a moja praprababcia Anna Piotrowska z domu Podlewska, za pośrednictwem której obraz wszedł do mojej rodziny.

Dla Taszewa ważnym momentem w dziejach stało się przybycie na te tereny niemieckiej rodziny Wisselink. Jeden z jej członków, Alexander, pobudował istniejący do dnia dzisiejszego pałac oraz założył wokół niego park. Ze względu na fakt, iż babka mieszkała w okolicy owego dworu, zatrudniono ją, jeszcze jako panienkę, do opieki nad dziećmi niemieckich właścicieli. W czasie kilkuletniej pracy między nią a Niemcami wytworzyły się silne i przyjacielskie więzi, które wspólnie pielęgnowali nawet wówczas, gdy dzieci wyrosły, a babcia założyła swoją rodzinę. Krótko po zakończeniu I Wojny Światowej teren dworski został przejęty przez Skarb Państwa, a Niemcy musieli wracać na swoje ziemie. Mocno przywiązani do Anny Piotrowskiej namawiali ją, aby pojechała z nimi. Jednak babcia nie chciała wyjeżdżać. Czekała na swojego męża, a mojego prapradziadka, Maksymiliana Piotrowskiego, który kilka lat wcześniej został wcielony do wojska i w każdej chwili mógł powrócić do ojczyzny. Doskonale rozumiejąc decyzję Anny, właściciele majątku w Taszewie na pamiątkę wieloletniej przyjaźni podarowali babci dwa obrazy – ilustrujący cud nad jeziorem Genezaret, a także „naszego Tomasza". Pierwszy jest również do dziś w posiadaniu mojej rodziny – jeszcze większych rozmiarów niż „Niewierny Tomasz", wisi w sypialni babci Eli, mamy mojego taty.

Zapomniane płótna

Gdy po prawie 70 latach od tamtych wydarzeń, mój tato wziął sobie za żonę moją mamę Martę, wspólnie osiedlili się w rodzinnym dla mamy Opocznie. Wizyty na Kujawach nie odbywały się już tak często, szczególnie, gdy narodził się mój starszy brat. Jednak tata, związany z miejscem swojego dzieciństwa i domem jego babci, a córki Anny, Ludwiki Otockiej z domu Piotrowskiej, chętnie zabierał swoją rodzinę w tamte strony. W czasie jeden z takich wizyt, już po śmierci Anny, moja mama, spędzając czas w domu babci Lusi, znalazła schowane za szafą oba obrazy. Dziś tak wspomina tamte chwile: „Pamiętam, że gdy zobaczyłam tak piękne obrazy schowane przed światem, zrobiło mi się przykro. Gdy zapytałam babcię Lusię o to, dlaczego nigdy ich nie powiesili, zdałam sobie sprawę, że po śmierci babci Piotrowskiej zostały one przez dziadków Otockich zapomniane". Z każdą kolejną wizytą mama zawsze wyciągała oba malowidła i oglądała je z podziwem. Widząc to zainteresowanie ze strony żony swojego wnuka, babcia Lucia postanowiła podarować moim rodzicom jeden z obrazów, wiedząc, że jego wartość zostanie należycie uhonorowana w ich, w naszym, domu.

Nasze materialne i niematerialne dziedzictwo

Zarówno ja, jak i moi rodzice, mamy świadomość, jak wielką legendą stała się w naszej rodzinie powyższa historia. Przekazywana od lat, z ust do ust, zapominana, odtwarzana po czasie, zatarła się w swojej oryginalnej wersji. Żadne z nas nie jest już pewne, jakie jest jej prawdziwe brzmienie. Pewne jest to, że babcia pracowała u owych Niemców i że obraz był ich własnością. Niestety nie ma już na świecie moich krewnych, którzy mogliby szczegółowo określić ramy czasowe tej historii, autentyczność jej wątków lub skreślić wszystko i opowiedzieć, jak było naprawdę.

Jednym z ważnych motywów tej rodzinnej historii, ale i ciągle niewyjaśnionym, jest autentyczność obrazu Fugla. Od 90 lat trwa on w niezmiennej konstrukcji – drewnianej ramie wraz z szybą. Jego tył jest zabezpieczony szarym papierem. Jeszcze nikt nie miał odwagi, ale i chęci, aby dostać się do samego płótna i w ten sposób sprawdzić jego prawdziwość. Ponadto żadne z nas, członków mojej pięcioosobowej rodziny, nie jest historykiem sztuki. Nie bylibyśmy w stanie stwierdzić, czy obraz jest oryginałem, a ponadto moglibyśmy go naruszyć. Moja mama, największa entuzjastka dzieła, czasami wspomni o przeczuciu, iż Tomasz jest oryginalnym dziełem Fugla – w końcu wiele na to wskazuje! Jednak jestem przekonana, że tak naprawdę nie chce tego wiedzieć – woli spać spokojnie, nie myśląc o materialnej wartości obrazu. Ponadto bardziej atrakcyjna jest dla niej legenda i aura tajemniczości związana z pochodzeniem płótna. Mam cichą nadzieję, że gdy ja założę swoją rodzinę i będę miała swój dom, mama widząc moją równie mocną jak jej miłość do tego obrazu, zechce przekazać go mnie. Byłby to dla mnie dar cenniejszy, niż wszystko inne. Nawet jeśli to się nie stanie, nadal będę pragnęła dowiedzieć się jak najwięcej na temat płótna, a w przyszłości odkryć tajemnicę jego oryginalności.

„Niewierny Tomasz" jest dla mojej rodziny zarówno wartością samą w sobie – piękny obraz będący w rodzinie od pięciu pokoleń ozdabia pokój naszego mieszkania, ale także tą niematerialną. Związana z nim legenda jest dla nas niezwykle poruszająca, bliska naszym sercom. Za każdym razem z pasją opowiadamy ją innym, zaszczepiając w nich zainteresowanie obrazem. Gdy wspólnie siadamy przy stole i podziwiamy dzieło Fugla, na nowo przypominamy sobie nawzajem jego historię. W takich chwilach mojemu tacie do głowy przychodzą zapomniane wątki tej opowieści oraz inne wspomnienia związane z jego rodziną, dzieciństwem i Kujawami. „Nasz Tomasz" i jego historia to część dziedzictwa mojej rodziny, ale i symbol relacji, która nas łączą. Gdy każde z nas żyje swoim życiem, swoimi sprawami i troskami, obraz ten pozwala nam na nowo poczuć jedność, zatrzymać się na chwilę i celebrować wspólnie spędzony czas.

Autorka: Weronika Duch 2016 r.

Data opublikowania: 09.04.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko