Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Historia w przedmiotach zaklęta

Zacząwszy pisać niniejszą pracę, zastanawiałam się, w jakiej kategorii ją umieścić. Miejsce? Ludzie? A może przedmioty? Ostatecznie zdecydowałam się na wszystkie trzy. Ciężko było mi bowiem zdecydować, której najbardziej dotyczy moja historia. Pochodzę z Andrychowa, małego miasta, położonego ok. 60 km od Krakowa. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego. Kościół, bank, parę sklepów i restauracji. Mój dom rodzinny znajduje się jednak na obrzeżach miasta, przy granicy z wsią o nazwie Targanice Dolne i ma za sobą ponad 120 lat historii. Został zbudowany jeszcze przez mojego prapradziadka i przetrwał wiele zawirowań, jak I i II wojna światowa czy pożar, który strawił jego połowę. Obecnie mieści się w nim pewien wyjątkowy pokój. W pokoju tym znajduje się wiele przedmiotów, w których zaklęta jest historia ludzi, do których niegdyś należały. Były ich dziedzictwem. Teraz ich dziedzictwo, stało się moim dziedzictwem. I o tym właśnie będzie ta historia.
 
 
Z tego, co opowiadała babcia, tata od zawsze był zbieraczem. Jako dziecko zbierał kamyki, potem zasuszone motyle. Kolejnym etapem były znaczki, a ostatnim, myślę, że decydującym – monety. Babcia denerwowała się, kiedy z szafek wysypywały się różne, wydawałoby niepotrzebne, rupiecie. Nie rozumiała, po co trzymać coś takiego w domu. Rozumiał tylko tata. Kiedy poznał mamę, wzięli ślub i urodziłam się ja, odremontowana została górna część domu. Tam zamieszkaliśmy. Prócz standardowych pokoi, które znajdują się w każdym domu, w naszym znalazł się pewien wyjątkowy – antyczny pokój taty, jak miałam go w zwyczaju nazywać, gdy byłam mała. Babcia odetchnęła z ulgą, gdyż wszystkie bibeloty taty zostały przeniesione właśnie tam.
 
 
Z tego co pamiętam, początkowo nie było w nim dużo przedmiotów. Wszystkie meble były nowe, ale w stylu imitującym starocie. Wielki kredens, w rogu przeszklona gablota, na środku ogromny stół z kilkunastoma krzesłami, welurową, ciemnozieloną serwetą i świecznikiem. Prócz tego jeszcze szafka, na której stały zdjęcia moje i mamy i zestaw stereo – jedyny współczesny element w pokoju. Podłogę zdobił zaś ogromny dywan, przypominający dywan perski. Nawet lampy nie były tam zwyczajne. Nad stołem wisiał bowiem żyrandol, a mniejsze lampki były pomalowane na rudo-zielono, co sprawiało, że wyglądały na bardzo stare i zardzewiałe. Całość składała się na niepowtarzalny klimat pokoju. Teraz, na pierwszy rzut oka, pokój wygląda niemal tak samo. To znaczy nadal są w nim przedmioty, które wymieniłam. Jednak coś się zmieniło. Pokój wypełniły przedmioty, które tata gromadził od wielu, wielu lat. Niektóre z nich należały do naszej rodziny, niektóre zostały nabyte od nieznanych nam ludzi. Wspaniałe jest to, że każda rzecz ma swoją historię, którą potrafi opowiedzieć tylko tata. Podejmę jednak wyzwanie i w kilku słowach, oczywiście przy jego wsparciu, postaram się opowiedzieć o wyjątkowości tych przedmiotów i ludzi, do których należały.
 
 
Dopiero po kilkunastu latach od jego powstania, w pokoju pojawiła się skrzynia. Piękna, drewniana, wyglądała na nową. Zupełnie niezniszczona. Zapytałam tatę skąd pochodzi. Odpowiedział, że na początku XX wieku, z tą skrzynią, do Andrychowa przywędrował mój pradziadek. W niej znajdował się całego jego dobytek. Pochodził z krakowskiego Zabłocia, ale wyjechał do ubogiego wówczas Andrychowa, aby zamieszkać ze swoją żoną. Miał ze sobą tylko ową skrzynię. Prócz wielu przedmiotów codziennego użytku znajdował się w niej zegar ścienny, z uszkodzoną lekko tarczą, który obecnie wisi koło drzwi do pokoju i pamiątkowy, pozłacany zegarek marki Doxa, który należał niegdyś do prapradziadka, a obecnie wchodzi w skład kolekcji taty. Wszystkie te rzeczy, należące kiedyś do pradziadka, mają wyjątkowe miejsce w pokoju i są bardzo celebrowane, gdyż składają się bezpośrednio na dziedzictwo mojej rodziny. Jeśli mowa jednak o przedmiotach codziennego użytku, w przeszklonej gablocie pokoju znajduje się ich wiele. Na przykład lufki do papierosów. Przeróżnego kształtu, grawerowane, małe dzieła sztuki. Pochodzą z XIX wieku, ale patrząc na nie, ma się wrażenie, jakby jeszcze nie tak dawno, w ustach trzymał je jakiś mężczyzna. Zapewne arystokrata. Można snuć przypuszczenia, co się wydarzało i doprowadziło do tego, że zgubił on lufkę. Obok lufki leży moneta. Właściwie teraz wiem, że to moneta. Jak byłam mała, nigdy nie rozumiałam, jak tata może coś takiego trzymać i jeszcze się tym zachwycać. Mała, wygięta, z niewyraźnymi napisami. Teraz już rozumiem. Jest to najstarszy przedmiot w gablocie – grosz praski z XIV wieku, z okresu panowania Wacława II. Ponad sześć wieków historii. Przetrwał w ziemi ponad 700 lat! To absolutnie zachwycające, zwłaszcza, że ok. 1300 roku była to moneta obiegowa, którą w rękach miało wielu ówczesnych. W gablocie, prócz wspomnianych lufek oraz praskiego grosza, znajduje się również gliniana forma, wyprodukowana przez Garncarstwo Andrychowskie, w której dziewiętnastowieczne kobiety piekły swe wielkanocne babki, kafle z pieca barwałdzkiego zamku z XV wieku oraz nóż do chleba. Nóż należała do austro-węgierskiego żołnierza, obrońcy Twierdzy Przemyśl. Obrona twierdzy to znana historykom batalia z okresu I wojny światowej, o której jednak mówi się bardzo mało. Aby uczcić ich pamięć, tata zbiera przedmioty dotyczące tej potyczki. Medale, odznaczenia, szable. Na ścianie wisi nawet zdjęcie uśmiechniętych żołnierzy na terenie twierdzy, którzy zapewne zginęli niedługo potem.
 
 
Tuż obok zdjęcia żołnierzy wisi również portret hrabiego Bobrowskiego. Należał on do zacnego andrychowskiego rodu, w którego posiadaniu był pałac w centrum miasta. Chluba Andrychowa. Sportretowany w całym umundurowaniu, należał bowiem do Gwardii Honorowej cesarza Franciszka Józefa. Tata szczególnie upodobał sobie kolekcjonowanie rzeczy z naszego regionu. Portret Bobrowskiego to nie jedyna pamiątka z Andrychowa i okolic. Szczególnie ciekawy jest oleodruk z 1902 roku, wydany z okazji 300-lecia wybudowania klasztoru w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tata mówi, że to fenomen. W żadnych innym zaborze, niż austriacki, nie było bowiem możliwe, aby na obrazie umieszczony był trójherb z symbolicznymi dla polskiej historii datami i to bez żadnych konsekwencji. Ciekawa historia tyczy się również dwóch dużych obrazów, zajmujących całą ścianę pokoju. Obrazy przedstawiają Jezusa oraz Maryję. Należały niegdyś do rodziny Fryś. Rodzina ta, pod koniec XIX wieku, powróciła z Francji, aby osiedlić się w Rzykach – niewielkiej wiosce nieopodal Andrychowa. Zakupiwszy tam działkę, postawiła na niej karczmę, w której wisiały wspomniane obrazy. Niestety pewne zawirowania rodzinne, o których niestety nie wiem, doprowadziły do tego, że Pani Fryś została sama, straciwszy cały majątek. Musiała zamknąć karczmę, a obrazy zostały złożone na strychu. Starszą kobietą zaopiekowali się moi dziadkowie, którzy mieszkali tuż obok. Stała się ona częścią naszej rodziny. Kiedy zmarła, a babcia i dziadek odziedziczyli po niej chatę, w której mieściła się niegdyś karczma, przenieśli oni obrazy na strych swojego domu. Tam spędziły wiele lat, dopóki nie odnalazł ich tata. Odnowił je i powiesił w swoim pokoju. Obraz Jezusa posiada jednak dość spore wgniecenie, którego nie udało się niestety zlikwidować. Wzięło się ono stąd, iż dziadek, nieświadomy wartości obrazów, przytrzasnął je przypadkiem rowerem. W pokoju taty wisi jeszcze jeden obraz o ciekawej historii. Tata zakupił go od Pani Krysi, ubogiej kobiety, która mieszkała nieopodal nas. Obraz nie należał do jej rodziny i nie miał żadnej wartości, dlatego chętnie się go pozbyła, w zamian za dodatkowe „kilka groszy". Tata natomiast dostrzegł w nim coś wyjątkowego. Dom Pani Krysi należał kiedyś do rodziny żydowskiej, a obraz znaleziony na strychu, przedstawia kobietę, prawdopodobnie Żydówkę, suto obwieszoną biżuterią. Interesujące jest jednak to, iż obraz został zakupiony gotowy, a następnie pewne jego elementy, jak kolczyki, naszyjnik, bransoletka, frędzle przy spódnicy Żydówki czy tło, wyszyte zostały złotą nitką prawdopodobnie przez kobietę, do której należał niegdyś obraz. Obraz ten został odrestaurowany i wisi w pokoju, obok zegara pradziadka.
 
 
W niniejszej pracy zdołałam opisać jedynie historię kilku przedmiotów, które posiada tata, w pokoju zaś są ich setki. Każdy z nich ma swoją niepowtarzalną historię, która może kiedyś ujrzy światło dzienne. Celem mojej pracy nie było jednak spisanie ich, a pokazanie, jak cienka jest granica między czyimś dziedzictwem, a naszym dziedzictwem. Moje dziedzictwo to setki historii, ludzi, miejsc i przedmiotów, a wszystko zamknięte na klucz w pokoju mojego rodzinnego domu w Andrychowie.
 
Autor: Karolina Magiera 2016 r.
Data opublikowania: 18.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko