Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Zachodzące słońce

Kim jesteśmy? Skąd się wzięliśmy? Jacy jesteśmy? Dokąd idziemy? Te sakramentalne pytania są zawsze z nami. Przez całe życie szukamy na nie odpowiedzi, wędrując hałaśliwymi i zakurzonymi drogami życia, nieustannie próbując coś zobaczyć za horyzontem. Być może, aby uzyskać prawdę, wystarczy tylko zatrzymać się, usiąść na przydrożu, napić się świeżej zimnej wody ze studni, poczuć zapach tymianku i estragonu, przychylić gałąź dzikich jabłoni i zjeść pachnący owoc? Podnieść oczy do przelatujących na niebie chmur, a następnie spojrzeć wstecz na pokonaną drogę, znaki, których nie zauważyliśmy, a nawet i nie chcieliśmy pamiętać i zwrócić się do pamięci serca, do tego, co nazywamy dziedzictwem? Do unikalnego zjawiska, które, czy tego chcemy, czy nie – jest nasze. To niewidzialny łańcuch łączący nas z naszą historią, naszymi przodkami i rodziną, dziejami i osobami, z którymi mamy szczęście spotykać się w życiu, a nawet uczuciami, które przeżyliśmy.

Takim jest dla mnie szeroko rozumiane dziedzictwo. Jednak, co mogłabym nazwać swoim osobistym dziedzictwem, na czym ono polega?

Większość mojego życia minęła na stepach Ukrainy: suche zakurzone drogi Tavrii-Krymu, a następnie Chersoniu, bezgraniczna przestrzeń pokorna najmniejszemu podmuchowi wiatru, rozciągające się aż do horyzontu kliny żurawi, pojedyncze kopce z wznoszącymi się na nich kamiennymi idolami – wszystko to bliskie mnie i ojczyste, wszystko to mogłabym nazwać, jak i miliony moich przodków i rodaków, swoim dziedzictwem. Istnieje jednak coś, o czym myślę, co nawet tutaj, w dalekim Krakowie, oraz w każdym innym zakątku świata pozwala mi nie tylko pamiętać rodzime sercu krajobrazy, ale również inne pozornie nieistotne rzeczy, które są moim dziedzictwem – rozmowy rodzinne i wspomnienia, doświadczenia, wydarzenia, nawet zapachy i dźwięki – od razu przypomniałam sobie zachodzące Słońce. Wydaje mi się, że to połączenie istniało od zawsze, od kiedy pamiętam, i zawsze było wielowymiarowe, a liczba tych wymiarów zwiększa się z roku na rok.

Pierwszy wymiar – duchowy. Przy zachodzie Słońca, jak nigdy, odczuwam realność świata wokół mnie i związek z tym, co mnie otacza, ale już od dawna nie istnieje. Tysiące lat wstecz, być może nawet w tym samym miejscu, ludzie patrzyli na to samo Słońce i być może rozmawiali o porządku świata, a być może o tym, co ugotować na obiad. Mając na uwadze to wszystko – dziedzictwo, to nie tylko wzniosłe sprawy, ale i te proste, codzienne rzeczy, których my często nie dostrzegamy, bo są stałe i trywialne.

„Czas mija i nie wraca, ale to, co minęło to nie zginęło" – tak mówią na Ukrainie. W promieniach zachodzącego Słońca czuję połączenie z przeszłością, uświadamiam sobie, że wszystko, co stało się pod tym samym Słońcem, pozwoliło mi być taką, jaką jestem.

Stepowe wiatry nie przekazują nam głosów przodków, ale dziesięć tysięcy lat temu, promienie spadającego poza horyzont Słońca, mistycznie oświetlały sanktuarium epoki kamienia, usypanego koczownikami z południa (jak potężne fale morza – przetoczyły się stepem Cymeryjczycy, Sarmaci, Scytowie, Goci, Hunowie, Awarowie i wiele innych narodów, których imienia nie schroniła dla nas historia) kopcami z kamiennymi idolami na ich górze, prześlizgiwały się wierzchołkami potężnych dębów posadzonych wzdłuż dawnej drogi, którą czumacy jeździli na Krym z Galicji, Besarabii i Mołdawii, tak i dziś to się dzieje. Widoczne w oknach radzieckich wieżowców, gdzie mieszkali moi dziadkowie, złote delikatne kwiaty słonecznika, które były posadzone z moimi rówieśnicami i przez nas uprawiane... Wszystko to – też moje dziedzictwo.

Słonecznik, przywieziony z dalekich krajów, uważany jest za jeden z symboli Ukrainy. A dla mnie jest to także symbol wymiaru naturalnego. Przecież wyjątkowa(jak zresztą wyjątkowa jest przyroda każdego innego regionu), natura ukraińskiego stepu jest również częścią mojego dziedzictwa. Szarpiący serce związek, który szczególnie jest przeze mnie odczuwalny przy zachodzie Słońca. W promieniach zachodzącego Słońca kłoski kwitnącej ostnicy zaczynają świecić się jak miliony małych słońc, w dolinach kładą się głębokie cienie, a nad całym światem panuje wszechobejmująca cisza...

Ta sama cisza odzwierciedlona jest na haftowanym obrazie, który wisiał kiedyś w domu mojej prababci, a teraz zdobi jedną ze ścian w moim domu rodzinnym. Ten obraz pokazuje typowy ukraiński wieczór: w głębokiej dolinie prawie noc, białe ściany chłopskiej chaty lekko oświetlone przez ostatnie promienie, małe odblaski spadające w spokojne wody rzeki, a gdzieś w głębi ogrodu – siedzi para zakochanych w tradycyjnych strojach... Dla mnie ten obraz, który sam w sobie jest częścią mojego materialnego dziedzictwa, stanowi kolejny jego ważny wymiar, którym jest rodzina.

Rzeczywiście – wyjątkowa, harmonijna atmosfera zachodzącego Słońca – doskonały czas dla jednoczenia rodzinnego. Jedno z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa – niekończące się, ale niezwykle fascynujące rozmowy w gronie rodzinnym we wczesnych godzinach wieczornych. Pamiętam bardzo dobrze historie, legendy, opowieści słyszane podczas długich kolacji, które zawsze były robione, kiedy przyjeżdżaliśmy w odwiedziny do pradziadków.

Te rozmowy, to obowiązkowy punkt wieczorów, które do dziś kultywuje się w mojej rodzinie. Jestem pewna, że są kontynuacją niezwykle bogatej tradycji, która zawsze istniała na ziemi ukraińskiej, i którą tak pięknie opisał wybitny ukraiński poeta – Taras Szewczenko:

Wiśniowy sadek koło chatki,

Chrabąszczów nad wiśniami brzęk,

Powracających pługów szczęk,

Z wieczerzą już czekają matki,

Dziewczęcych piosnek słychać dźwięk.

Wieczerzać siedli koło chatki;

Lśni gwiazdka skroś gałęzi splot

Wieczerzę córka poda wlot,

Matuś chce zrzędzić, lecz jej gadki

Raz wraz przerywa słowik-trzpiot…

Wieczorne rozmowy – to zaskakujące zjawisko, które pozwala zachować pamięć o historii rodziny, a pamięć właśnie jest dla mnie kolejnym wymiarem dziedzictwa. Wraz z pamięcią o rozmowach rodzinnych trzymam wspomnienia o ostatnich promieniach zimowego Słońca, patrzącego przez okna drewnianego starego domu prababci, między szybami gdzie poukładana była biała wełna i umieszczone porcelanowe figurki. Pamiętam też inny stary dom i ciepły letni wieczór z dźwięcznym głosem śpiewającego pradziadka. Nie pamiętam jego twarzy, a nawet słów piosenki. Lecz pamięć przechowuje czerwonawe światło słoneczne, przebijające przez zielone liście, zapach ogrzanego letnim ciepłem drewna, z którego dom został zbudowany i lekkie drżenie szkła – nawet w bardzo podeszłym wieku mój pradziadek miał niezwykle silny i piękny głos. Tutaj budzą się też w mojej pamięci usłyszane od babci opowieści, że jej ojciec miał siedmiu braci, którzy kochali zbierać się w godzinach wieczornych razem i śpiewać, przy tym tak pięknie, że przychodzili ich słuchać mieszkańcy całej wsi… Wracając jeszcze do wspomnienia babci, ona sama jako dziecko, opanowywała na przykład tajniki koronki i setki innych, niezwykle cennych i drogich dla mnie później umiejętności, które były mi przekazywane.

Dla mnie... Ale jeśli coś ma znaczenie tylko i wyłącznie dla mnie i przechowywane jest jedynie w mojej pamięci – czy można to uznać za pełnoprawne dziedzictwo? Pewnie tak nie jest. A mimo tego zachód Słońca ma dla mnie wymiar osobisty. Dodatkowo, ten wymiar z roku na rok staje się dla mnie coraz bardziej istotnym i sensownym.  Nie tylko odczuwam związek z przeszłością, naturą, rodziną, ale również uświadamiam sobie własną odpowiedzialność za to, żeby ten związek utrzymać i zacieśnić. Żeby przekazać swoje własne dziedzictwo, co najmniej częściowo, dalej, do tych, którzy będą patrzyli na zachodzące Słońce.

Gdzieś słyszałam, że Indianie nosili na nogach w specjalnych, hermetycznie zamkniętych kapsułkach z kości lub rogu, substancje o silnym i charakterystycznym zapachu. Kiedy w ich życiu miały miejsce wydarzenia, wspomnienia, o których chcieli zachować pamięć, otwierali jedną z takich kapsułek i wąchali zapach, który przez całe życie budził ważne dla nich wspomnienia. Dla mnie taką "skarbnicą dziedzictwa" jest zachód Słońca. To fascynujące zjawisko, wzbudza we mnie wiele skojarzeń, umożliwia sięgnięcie głęboko do pamięci i obudzenie wielu – wydawałoby się na zawsze uśpionych wspomnień i uczuć. Co jeszcze bardziej ważne – zachód Słońca jest tym wydarzeniem, które symbolizuje sam bieg życia, kontynuację rozwoju człowieczeństwa, jest naszym wspólnym dziedzictwem ...

Autorka: Daria Semieniuk 2016 r.

Data opublikowania: 26.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko