Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Sentymentalna podróż w poszukiwaniu dziedzictwa

Dziedzictwo to pojęcie niejednoznaczne. W zależności od jego rodzaju, bywa ono inaczej definiowane. Według Kamila Zeidlera pojmowane jest jako „dorobek materialny i duchowy przekazywany i wzbogacany przez kolejne pokolenia" [Zeidler 2010, s.38]. Słownik Języka Polskiego PWN dziedzictwo definiuje z kolei jako „majątek przejęty jako spadek", „dobra kultury, nauki i sztuki pozostawione przez poprzednie pokolenia" bądź też „dziedziczenie lub prawo dziedziczenia czegoś". Na potrzeby poniższych rozważań za najbardziej adekwatną definicję należałoby przyjąć tę podaną przez Zeidlera, wzbogaconą słowami prof. Jacka Purchli z 2013 roku: „Dziedzictwo to ludzie (…) pamięć, nasz wybór i nasza tożsamość. (...) tradycja, to wierzenia, to nasze życie codzienne, nasz styl życia, to sztuka wysoka i ta popularna, i to co jest najważniejsze to kontynuacja, ciągłość. Nie można mówić o dziedzictwie bez tego nieustającego procesu - procesu reinterpretacji, które trwa codziennie" – mówił  na wykładzie „Dziedzictwo a rozwój" w krakowskim MOCAK-u. Dziedzictwo w ujęciu prywatnym – najbliższym jest zatem zawsze kwestią indywidualnych wyborów. Człowiek sam decyduje, co chciałby zatrzymać dla siebie i przekazać kolejnym pokoleniom. 

Za „moje dziedzictwo", o którym traktować będą poniższe rozważania, pragnę uznać zarówno to, co jest mi najbliższe – związane z rodziną – tradycje, wspomnienia i historię, jak i to, co jest nieco dalsze, a nierozłączne z pierwszym - miasto i jego dzieje. 
 
Urodziłam się i mieszkam we Wrocławiu, który bywa nazywany „miastem stu mostów", „Wenecją Północy" czy ostatnimi czasy „Vrotslove". Wychowując się jako dziecko humanistów – polonistki i historyka, w domu zawsze dużo mówiło się o szeroko pojętej historii. Wzrastałam w świadomości, kim są moi przodkowie i skąd wywodzą się moje korzenie. Dzieciństwo mocno nacechowane było historycznością. Odkąd pamiętam, babcie i rodzice opowiadali mi historie z dawnych czasów, o starych zwyczajach i nowych tradycjach, które przyjęły się dzięki małżeństwu mamy i taty. Wszyscy wspólnie poszukiwaliśmy śladów naszych przodków na terenie miasta, kraju i całego świata i odtwarzaliśmy drzewo genealogiczne, którego teraz nie bylibyśmy w stanie zmieścić na ścianie. 
 
Moje ukraińsko brzmiące nazwisko skłania do poszukiwań śladów rodziny, która pozostała na Ziemiach Wschodnich. I choć obecnie Babijowie i ich potomkowie, z którymi łączą mnie więzy krwi, są rozsiani po całym świecie - mieszkają w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Polsce, to właśnie na Ukrainie znajduje się najwięcej tropów dotyczących moich przodków. Bez trudu odnaleźć można tam groby pradziadków, ziemię dziadków, czy kościół, w którym ochrzczone zostało moje wujostwo. W Medwedowcach koło Buczacza wciąż mieszkają nasi krewni, których rodzice odnaleźli podczas swoich podróży za wschodnią granicę.  Ukraina mocno zakorzeniona jest również w tradycjach kulinarnych, które panują obecnie w mojej rodzinie. To babcia (mama taty) wprowadziła na nasze stoły pierogi ruskie, których umiejętność robienia przekazała synowej, przyzwyczajonej dotychczas do pierogów z serem na słodko przygotowywanych przez drugą babcię (mamę mamy). Smak tak się przyjął, że pierogi na słodko zostały wyparte zarówno po jednej, jak i drugiej stronie rodziny.
 
Podobną popularnością cieszy się również wigilijna kutia, przygotowywana u nas w wersji płynnej, nie zaś w gęstej, jak w większości rodzin w Polsce. To również efekt silnych ukraińskich wpływów na nasze życie. 
 
Ukraińskość odbija się nie tylko u Babijów, ale i w moim rodzinnym mieście. Choć przed II wojną światową Wrocław funkcjonował jako niemiecka miejscowość pod nazwą Breslau, to po wojnie większość mieszkańców miasta stanowili ludzie, którzy nie urodzili się tutaj, lecz przyjechali ze Lwowa, innych wschodnich miejscowości lub Mazowsza i Wielkopolski. 
 
Wrocław nie ma dla mnie tajemnic, świetnie znam jego historię i topografię.  Być może dlatego, że rodzice i ja nigdy nie podróżowaliśmy po mieście samochodami, a poruszaliśmy się komunikacją miejską i pieszo. Gdy byłam mała, zabierali mnie na spacery i opowiadali dzieje Wrocławia. Do tej pory, przechadzając się choćby po Ostrowie Tumskim, przypomina mi się legenda o Kluskowej Bramie. Opowiada o wdowcu, który tęsknił za kluskami robionymi przez zmarłą żonę. Jego wielki żal nie pozwalał zaznać kobiecie spokoju po śmierci. We śnie małżonka obiecała zostawić mężczyźnie garnek z kluskami jednocześnie prosząc, aby zawsze na dnie naczynia zostawiał jedną kluskę. Jego głód po przebudzeniu był tak silny, że zignorował przykazanie żony i chciał zjeść ostatnią z klusek. Ta jednak wzbiła się w powietrze, skamieniała tworząc później łuk bramy wjazdowej. Podobnych legend jest wiele, jak też sporo jest miejsc we Wrocławiu, o których mogę powiedzieć „moje". Punkty te niekoniecznie są zabytkami, ale mocno zakorzeniły się w mojej pamięci.  Jest Teatr Polski, do którego pierwszy raz zabrała mnie mama, dzięki któremu moją największą pasją do dziś pozostaje teatr.  Jako widz obejrzałam tam niemal setkę przedstawień, poznawałam tajniki sztuki aktorskiej oraz krytyki teatralnej. Są też Impart i przepięknie odnowiony Teatr Muzyczny Capitol, będące scenami Przeglądu Piosenki Aktorskiej, w którego gale wsłuchiwałam się i wpatrywałam od dziecka.  Nadodrze, mickiewiczowska „Trójka" i odbywający się tam słynny Ogólnopolski Przegląd Piosenki Licealisty WYBRYK pozwoliły mi poznać tajniki organizacji wielkich wydarzeń kulturalnych. I wreszcie Rynek i Dzielnica Czterech Świątyń, które otwierają na świat i uczą tolerancji wobec innych kultur. Wrocław jest bowiem „miejscem spotkań" wielu kultur, w którym od rana do wieczora można usłyszeć różne języki. Nie bez powodu został też Europejską Stolicą Kultury z hasłem „Przestrzenie dla piękna". Wrocław urzeka, nie ma w nim tłoku i pośpiechu, i mimo dużej liczby turystów wciąż można znaleźć w centrum miejsce na odpoczynek. Są też w mieście ślady historii: Panorama Racławicka, Ostrów Tumski, Ossolineum, czy zabytkowa Aula Leopoldina na Uniwersytecie Wrocławskim.  
 
Pełno jest we Wrocławiu nowych i ciekawych architektonicznie przestrzeni, jak choćby budynek filii PWST w Krakowie, Thespian, czy odnowione Centrum Handlowe Renoma. Mieszanka stylów raczej pozytywnie wpływa na nieustanny rozwój miasta, które dzięki temu już teraz staje się jedną z bardziej popularnych destynacji zagranicznych turystów. 
 
Zalety Wrocławia mogłabym wymieniać bez końca… Wrocław to moje dziedzictwo, w którym odbija się historia mojej rodziny. Zażyłość z „miastem stu mostów" nie pozostanie bez wpływu na moją przyszłość, którą chciałabym spędzić właśnie tu. Marzę, by podobnie jak moi rodzice, pokazywać dzieciom historię miasta, które mnie ukształtowało. 
 
Autor: Karolina Babij 2014r.
 
Bibliografia:
 
Zeidler, K. (red.) „Leksykon prawa ochrony zabytków", Wydawnictwo C.H. Beck, Warszawa 2010, s. 38.