Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Dom moim dziedzictwem

Zanim przejdę do tematu mojej pracy, należy odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czym jest dziedzictwo? Na ogół w pierwszej kolejności kojarzy się ono z dziedzictwem narodowym, czymś co ma znaczenie dla szerszej zbiorowości, ludzi danego kraju. Po drugie, najczęściej myśli się o nim w kategoriach materialnych. Zgodnie z taką definicją dziedzictwem będą na przykład dzieła sztuki czy zabytkowe budowle. Pewnie większość Krakowian na pytanie o ich dziedzictwo bez potrzeby namysłu wskazałoby Wawel a Wieliczanie wyróżniliby zabytkową kopalnie soli. Należy jednak pamiętać, że dziedzictwo to także wartości niematerialne. Mogą to być zwyczaje, przysłowia, pieśni czy umiejętności związana z tradycyjnym rzemiosłem.

Co istotne dla tematu tego eseju, dziedzictwo można również zawęzić do dziedzictwa osobistego. Subiektywnego i indywidualnego. Będzie to śmiała teza, ale wydaje mi się, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z jego istnienia. Zapytałam parę osób co uznają za własne dziedzictwo. Odpowiedzi były różne, ale zawsze odnosiły się do szerszej kategorii- dziedzictwa narodowego czy dziedzictwa społeczności lokalnej. Każda osoba wskazała coś co jest dla niej ważne jako Polaka lub jako mieszkańca danego miasta czy wsi. Nikt nie pomyślał nawet o dziedzictwie własnym. Myślę, że dziedzictwo osobiste postrzegane jest bardziej w kategorii "pamiątki", która nie jest godna miana dziedzictwa. Jestem pewna, że kiedyś odpowiedziałabym w ten sam sposób.

Jaka więc będzie definicja dziedzictwa osobistego? Moje dziedzictwo to dobra materialne, jak i niematerialne, z którymi wiąże jakąś wartość duchową. Są to rzeczy ściśle związane z przeszłością, odziedziczone po wcześniejszych pokoleniach. Mogą to być rzeczy dla innych nieistotne i banalne: rodzinna opowieść, fotografia, stara książka, pamiątkowa broszka czy przekazana przez babcie umiejętność robienia na drutach. Dziedzictwo osobiste to wszystko to, co sami uznamy za istotne.

Rzeczy oczywiste często umykają naszej uwadze. Długo zastanawiałam się nad tematyką tego eseju. Nigdy wcześniej nie zadawałam sobie pytań na temat własnego dziedzictwa. Okazuje się, że odpowiedź wcale nie jest łatwa, przynajmniej dla mnie. Przechadzając się po domu szukałam przedmiotów, z którymi wiążę jakąś wartość duchową lub które naprowadzą mnie na coś co mogłabym uznać za swoje niematerialne dziedzictwo.

Pierwszym pomysłem była stara maszyna do pisania, która dziś pełni funkcję wyłącznie dekoracyjną. Zanim się u nas znalazła przejechała w 1990 roku 1 217 km, ze Szwajcarii do Polski. Był to prezent od wujka. Pamiętam, że będąc dzieckiem przeprowadzałam wywiady z każdym członkiem rodziny i zapisywałam je właśnie na maszynie. Historia zaczyna się całkiem ciekawie, ale niestety w tym momencie także się kończy. Jaką wartość ma dla mnie ta maszyna? Dziś, żadną.

Drugim pomysłem był gramofon z mnóstwem winylowych płyt. Jednym z moich wspomnień z dzieciństwa było cowieczorne słuchanie bajki na dobranoc zatytułowanej "Jak Zabłocki wyszedł na mydle". Spoglądając na okładkę płyty widzę, że zawiera ona jeszcze trzy inne utwory, których w ogóle nie pamiętam. To chyba oznacza, że pierwsza bajka doskonale spełniała swoją funkcję dobranocki. Później jako nastolatka, słuchałam z siostrą winyli mojej mamy: Elvisa Presleya czy The Rolling Stones. Z braku innego pomysłu byłam już zdecydowana na temat swojej pracy, gdy na zajęciach usłyszałam zdanie: "dom też może być dziedzictwem". Skupiając się na szczegółach nawet o tym nie pomyślałam. Z czym może wiązać się większa ilość wspomnień niż z domem na wsi, w którym spędziłam swoje dzieciństwo?

Dom wybudowali moi dziadkowie w 1965 roku. Typowy parterowy dom na wsi. Parę pokoi, kuchnia, łazienka, piwnica, strych. Kuchnia mieściła tylko najpotrzebniejsze sprzęty, nie było w niej stołu ani krzeseł, więc każdy posiłek jedliśmy w trzy razy większym pokoju babci. Ciekawe, że do dziś pomimo całkiem przestronnej jadalni prawie zawsze kieruję się do niej z obiadem. Strych, do którego prowadziły strome drewniane schody przechowywał największe skarby przeszłości. Stare książki, błękitna szafka, jakiś obraz, wielki różowy miś, zniszczony fotel i wiele innych rzeczy, których wymienianie zajęłoby całą stronę. W części strychu znajdowała się przytulna drewniana pracowania krawiecka mojej mamy. Stara maszyna do szycia singer, którą dziś spotyka się jedynie w kawiarniach jako element dekoracyjny, manekin krawiecki, mnóstwo kolorowych materiałów, przybory do szycia, wielki drewniany stół. W piwnicy parę pomieszczeń z przeróżnymi narzędziami, których przeznaczenia nie znałam. Jedno z pomieszczeń było szczególnie lubiane. Na drewnianych półkach w rzędach stały domowej roboty konfitury, soki, weki i owoce w słoikach specjalnie na świąteczne ciasto drożdżowe, kiedy brak świeżych owoców.

Dom nie byłby jednak tym samym bez otoczenia. Wokół wciąż rośnie mnóstwo drzew owocowych, po których wspinało się w czasie zbiorów i w czasie zabawy a także duża ilość owocowych krzewów. W pobliżu znajduje się las z najlepszymi poziomkami i borówkami, cel niedzielnych spacerów i dom leśnych zwierząt, które można było obserwować zimą przy sporządzonym przez dziadka karmniku. Trzecim ważnym elementem było pole uprawne. W czasie zbiorów miejsce sąsiedzkiej pomocy. Ta pomoc była widoczna też na co dzień, przyjmując czasem postać zwykłej szklanki cukru. Parę metrów od domu znajduje się stodoła. Teraz pusta i zaniedbana, kiedyś pełniła funkcję mieszkania przeróżnych zwierząt hodowlanych. Każdy najmniejszy element tworzył ten dom. Pozornie nieistotne wypalone miejsce w kształcie koła to znak dawnych zabaw tanecznych przy ognisku. W pustym zielonym garażu kiedyś znajdował się kultowy fiat 126p.

Podobno każdy dom na wsi obowiązkowo musi mieć przy ścianie drewnianą ławeczkę. Faktycznie mieliśmy taką ławkę, ale dopiero w późniejszym czasie. Odkąd pamiętam, funkcję takiej ławki spełniała wielka opona pod lipą, w środku której kwitły kwiaty. Miejsce to było szczególnie oblegane latem. W słoneczne dni często przesiadywali tu sąsiedzi a kiedy ich nie było miejsce zajmowały koty.

Oczywiście nie można zapomnieć o osobach. Ten dom to przede wszystkim moi dziadkowie, rodzice, siostra i ja.

To zarys domu, w którym się wychowałam. Spędziłam w nim 13 lat, całe dzieciństwo. Od 9 lat już tu nie mieszkam a stary dom odwiedzam rzadko. Rodzice go wynajmują, nie mam więc możliwości przychodzić kiedy mam na to ochotę. Czy w takim razie ma dla mnie jakąś wartość? Zdecydowanie tak. Lubię odwiedzać go w myślach, wspominać, słuchać muzyki, którą słuchałam w dzieciństwie siedząc na parapecie okna dawnego pokoju, oglądać zdjęcia, jeść gotowane jabłka, które w zimowe wieczory robiła babcia. Chociaż mieszkam teraz w nowo wybudowanym domu, z nowymi meblami i dekoracjami, w każdym pomieszczeniu można znaleźć coś, co przypomina nasze poprzednie miejsce zamieszkania. W kuchni mały obrazek w brązowej ramce, przedstawiający kobietę plecącą koszyk, w jednym z pokoi drewniane figurki zwierząt, w innym pośród nowych mebli, stara komoda i serwetnik w kształcie jabłka. Nie sposób wymienić wszystkiego. Najwięcej przedmiotów przypominających stary dom znajduje się w pokoju babci. Właściwie zdecydowana większość jest przeniesiona z poprzedniego domu. Nie tylko mi trudno było się z nim rozstać.

Teraz dom należy do moich rodziców, kiedyś być może będzie należeć do mnie. Czy do niego wrócę? Raczej nie.

Po pierwsze ten dom nie jest już tym samym miejscem z dzieciństwa. Bez zwierząt, wszystkich członków rodziny, sąsiadów nie jest kompletny. Pełny jego obraz pozostał jedynie w pamięci, jest więc w pewnym sensie moim dziedzictwem niematerialnym. Czasem wychodząc z psem na spacer trafiam w pobliże dawnego domu. Obserwuję go z daleka i uzupełniam w myślach o brakujące elementy.

Zadziwiające jak wiele szczegółów wciąż pamiętam pomimo upływającego czasu. Pusta ławka zapełnia się osobami, na parapecie okna stygnie ciasto. Słychać wesołe rozmowy. Otwieram drzwi, ściągam buty. Wyczuwam słodki zapach ciasta drożdżowego. Przechadzam się w myślach po domu, potykając się o progi. Niedługo po wyprowadzce nie mogliśmy zrozumieć jakim cudem wcześniej nam nie przeszkadzały. Porcelanowy słonik na szczęście, ślubny prezent rodziców, w jednym z pokoi; kuchenne zasłony w biało-niebieską kratkę; drewniana lampka nad łóżkiem. Zupełnie jakbym jeszcze wczoraj tam była.

Po drugie kiedyś również obecny dom może mieć dla mnie duże znaczenie i być może nie będę chciała go opuścić. Już teraz miło wspominam letnie śniadania w ogrodzie i zimowe wieczory przy kominku. Kolejne lata przyniosą nowe wspomnienia.

Niezależnie od tego gdzie w przyszłości będę mieszkać, dom z czasów dzieciństwa zawsze będzie miał specjalne miejsce w mojej pamięci.

***

Po co nam te eseje?

Na zakończenie chciałam zastanowić się nad sensem pisania eseju na temat dziedzictwa osobistego. Myślę, że tego typu prace powinny być zadawane uczniom w szkołach średnich, jeśli nie wcześniej. Uważam, że zrozumienie własnego dziedzictwa może przyczynić się do zwracania większej uwagi na problemy dziedzictwa narodowego czy lokalnego. Obecnie mam wrażenie, że dzieci i młodzież nie są zainteresowane tematyką dziedzictwa (oczywiście, na pewno są wyjątki), traktując je jako nie swoją sprawę, nie identyfikując się z nim. Myślę, że nie można ich za to winić. To szkoły powinny zwracać większą uwagę na tematykę dziedzictwa w swoim systemie nauczania. Pamiętam, że jako uczennica poznawałam zabytki Krakowa, czy to na lekcji czy podczas wycieczki. Niestety na oglądaniu się kończyło. Poza tym, nie przypominam sobie zajęć związanych z dziedzictwem osobistym. Być może od tego czasu coś się zmieniło. Jeśli nie, miejmy nadzieję, że jeszcze się zmieni.

Autor: anonim 2016 r.

Data opublikowania: 10.04.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko