Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

AK + Virtuti Militari = moje dziedzictwo

Pamiętam taki obrazek z dzieciństwa: cała rodzina zebrana na niedzielnym obiedzie u babci, dzień jak co dzień. W sumie jest czerwiec, więc dlaczego siedzimy stłamszeni w tym pokoju, kiedy lepsza aura panuje na zewnątrz, a zachodu słońca jeszcze nie zdarzyło mi się nigdy opuścić? Nagle jakieś odliczanie do „Kroniki" w lokalnej telewizji. Babcia nawet zafundowała dokładkę ciasta. Czekamy. Impreza jednym słowem mało atrakcyjna jak dla dwunastoletniej dziewczynki. Mimo że sytuacja dosyć niecodzienna, bo jeszcze żaden w historii program telewizyjny nie mącił sielanki rodzinnego spotkania, to i tak nie podjęłam wówczas próby zapytania: „ale o co właściwie chodzi?". Z urywków rozmowy dowiaduję się, że mają dzisiaj wyemitować reportaż – wojna, Armia Krajowa, Berlin, a w tym wszystkim mój pradziadek. Niby logiczne, bo faktycznie coś od kogoś kiedyś słyszałam, że zasłużył się dla kraju, ale konkrety jakoś nigdy nie padały, a ja z braku dowodów umorzyłam śledztwo. 
 
Nagle jest, odpowiednia godzina wybiła, zaczyna się. Po serii newsów z całego minionego dnia, kiedy napięcie wśród starszeństwa sięga zenitu (u mnie raczej nadiru, jeśli miałabym się nadal posługiwać nomenklaturą astronomiczną), pojawia się zapowiadany reportaż. Jak się okazało poświęcony powojennym losom weteranów z II wojny światowej i „Ziemiom Odzyskanym". Byłam naprawdę szczerze zdumiona, kiedy na ekranie zobaczyłam znaną mi fotografię. Widocznie ktoś z rodziny podesłał do redakcji zdjęcie, na którym mój dziadek, jako żołnierz Armii Krajowej, losuje dom, w którym miał zamieszkać w ramach uhonorowania za zasługi. Zdjęcie od dawno funkcjonowało w rodzinie jako swoista relikwia, jednak nie zdawałam sobie sprawy na ile ważne wydarzenie upamiętnia.
 
Pradziadka nigdy nie miałam okazji poznać. Zmarł na długo przed moimi narodzinami, stąd też jawił mi się do tamtego dnia jako legenda, główny bohater rodzinnej sagi o „słynnym pradziadku". Pewnie między innymi z tego powodu dystansowałam się do swoich korzeni, a w rezultacie do swojego dziedzictwa w sposób dość intuicyjny, nie dociekając prawdy. Wiele lat później temat mimowolnie powrócił, kiedy wiozłam moją prababcię Wilhelminę na uroczystość związaną z żołnierzami AK, a była tam zapraszana corocznie z racji tego, iż była wdową po jednym z nich. Wtedy – już starsza i bardziej świadoma – zapytałam, czy kiedyś opowie mi w szczegółach o tym, kim był pradziadek, co robił i co było przyczyną jego przedwczesnej śmierci. Rodzinne tabu musiało zostać w końcu złamane, bo spędzić tyle godzin na lekcjach historii i nie znać tej swojej, która de facto była elementem naprawdę dużej całości? Okazało się, że dziadek brał udział w walkach o Berlin podczas wojny. Podobno wykazał się niebywałym bohaterstwem, kiedy po wielu dniach walk i przemarszów dotarł wraz z wojskiem do Berlina. Sytuacja była na tyle niebezpieczna, że całe dowództwo zastanawiało się, czy nie dokonać odwrotu, a w najlepszym wypadku zmienić całkowicie taktykę walki, co z kolei wiązałoby się z narażeniem swoich ludzi od razu na śmierć. Niewiele wiem o tym, co dokładnie się wtedy wydarzyło, jednak wartym uwagi w tej historii jest fakt, iż mój pradziadek narażając swoje życie, poświęcił się ratując swojego generała. Jak można się domyślić, dla każdego żołnierza jego zwierzchnik jest świętością, której trzeba bronić jak niepodległości. Kiedy kule z karabinów świszczą nad głową ciężko dostrzec cokolwiek, działa się czysto intuicyjnie. Według planu generał miał w okopie obserwować z tyłu pole walki, otoczony wsparciem. Niespodziewanie zza pleców pojawiła się wroga armia od razu strzelając do niego. Cała akcja trwała niewyobrażalnie długo, jednak udało się na moment ugasić ogień przeciwnika. Jednak wojna pisze najmniej spodziewane scenariusze. Kiedy kroczyli dalej w kierunku miasta, ogień rozpętał się na nowo. Tym razem było dużo bardziej niebezpiecznie, więc mój pradziadek rzucił się na generała, żeby go ochronić przed postrzałem. Odskoczyli na bok, jednak kula zdołała trafić mojego pradziadka w nogę i boleśnie go ranić. Do końca bitwy jeszcze udało mu się przetrwać. Okazało się, że cel, o który walczył swoją własną piersią został osiągnięty, niestety noga była w znacznym stopniu uszkodzona, co odbijało się na jego stanie zdrowotnym przez resztę lat życia. W nagrodę został odznaczony medalami i mianowany na stopień majora, co miało niebagatelne znaczenie.
 
Natomiast jeśli chodzi o sprawę z losowaniem domów przez byłych żołnierzy, to sytuacja staje się nieco niejasna. Władze komunistyczne nie odnosiły się z szacunkiem dla żołnierzy AK, było raczej przeciwnie, więc nie wiem na ile ten przekaz jest wiarygodny, a może chodziło o coś zupełnie innego. Niestety obecnie nie ma już możliwości zweryfikowania tych informacji czy przeprowadzenia wywiadu u źródła, gdyż pradziadka nigdy nie poznałam, a babcia z kolei była wtedy zbyt mała, żeby coś pamiętać. Być może wiązało się to zwyczajnie z akcją przesiedleńczą z Kresów Wschodnich, gdyż moja prababcia urodziła się w Wilnie.
 
Od zawsze wiedziałam, że jakieś medale krążą w rodzinie, jednak dopiero niedawno zobaczyłam je na własne oczy. Nie były zachowane w idealnym stanie, więc oddaliśmy je do renowacji, żeby dowiedzieć się jakiej są rangi. Ku zdziwieniu wszystkich zainteresowanych na awersie jednego z nich widniał napis „Virtuti Militari". Był to medal „Zasłużonym na Polu Chwały" – polskie odznaczenie wojskowe okresu 1943–1992. Medal był zawieszony na czarnej wstążce z dwoma szerokimi niebieskimi paskami po bokach (barwy orderu Virtuti Militari w odwróconej kolejności). Posiadał on trzy klasy: złotą, srebrną i brązową i był nadawany za czyny odwagi, męstwa i bohaterstwa na froncie w wyjątkowo trudnych sytuacjach wymagających poświęcenia. Taki też otrzymał mój pradziadek. Po pewnym czasie odnalazł się kolejny order. Tym razem był to medal „Za udział w Wojnie Obronnej 1939" - wyraz uznania dla osób, które brały czynny udział w wojnie obronnej toczonej przez Polskę z niemieckim najeźdźcą w dniach od 1 września do 6 października 1939 roku. Przez cały ten czas nikt nie wiedział, co marnuje się na strychu w starej chacie pradziadków, która notabene kwalifikowała się do wyburzenia i tylko dlatego ktoś jeszcze ostatni raz postanowił sprawdzić, czy wszystko zostało stamtąd zabrane. Do tej pory to najcenniejsze pamiątki rodzinne i powód do równie cennych wspomnień.
 
Widać trzeba było lat, by zgłębić temat, który pojawił się pewnego czerwcowego popołudnia. Teraz żałuję, że nie zainteresowałam się wystarczająco historią swojej rodziny i nastąpiło to tak późno, bo dopiero przy okazji przygotowań do napisania eseju zaliczeniowego na zajęcia o dziedzictwie kulturowym.
 
Autor anonimowy 2015r.
Data opublikowania: 10.03.2015
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko