Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

07.08.1918 – 22.10.1936

Kilka lat temu, podczas jesiennych porządków w budynku gospodarczym z 1925 roku, który przez pewien czas po wybudowaniu, był domem dla mojej prapraprababci, jej dzieci i wnuków, odnalazłem drewnianą szufladę wypełnioną dokumentami i zapiskami. Na jej dnie schowane było pudełko, w którym znajdowały się stare banknoty, zapisane zeszyty, okulary i brzytwa. Okazało się, że wszystkie te przedmioty należały kiedyś do mojego wujka Franciszka. Był mi znany jedynie z portretu, który znajdował się w salonie mieszkania mojej cioci. Czarno-białe zdjęcie w złotej ramie miało swoje stałe miejsce i wisiało tam od kilkudziesięciu lat. O wujku nie wiedziałem za wiele, jedynie tyle, że żył przed wojną i umarł młodo. Portret, który był symbolem pamięci o nim, budził zawsze moją ciekawość. Wpatrując się w niego, często zadawałem sobie pytanie, kim był wujek i jak wyglądało jego życie w tamtym okresie. Okazało się, że odnalezione przedmioty pozwolą mi poznać jego historię.

Franciszek Boroń urodził się w sierpniu 1918 roku. Gdy był nastolatkiem, jego marzeniem było dostać się do Korpusu Kadetów nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego we Lwowie, czego potwierdzeniem był list, który znalazłem. Podpisany pod nim ojciec, zwracał się „o łaskawe przyjęcie syna Franciszka (…) do Szkoły Kadeckiej we Lwowie” oraz „o uwzględnienie prośby na okoliczność szczerych chęci i zamiarów syna”.  Szesnastoletniemu wtedy Frankowi nie udało się jednak tam dostać.

Na pierwszej stronie jednego ze znalezionych zeszytów widniała adnotacja „w razie zgubienia proszę oddać pocztą bez opłaty” wraz z adresem, pod który należało go zwrócić. Okazało się, że jest to dziennik z wędrówki Franciszka do Warszawy. Postanowił, że dotrze pieszo do stolicy i tam uda się do marszałka Piłsudskiego, aby prosić o wstawienie się za nim.

Postanowiłem iść do naszego Ojca i Wodza do Warszawy chcąc tam dać dowód, że Ojczyźnie chcę służyć.

Chciał tym potwierdzić swą „żarliwą chęć służenia Ojczyźnie”. Codziennie uzupełniał dziennik, opisując w nim, u kogo się zatrzymał i jakie towarzyszyły mu emocje. Notował również, jaki odcinek trasy przeszedł. Aby to uwierzytelnić, wstępował do sołtysów i burmistrzów, prosząc o potwierdzenie swojego stawienia się odpowiednią adnotacją.

Pierwszego dnia swojej wyprawy, 5 maja 1934 roku, opisywał pożegnanie z mamą i siostrą. Planował wtedy dojść do Częstochowy, jednak okazało się, że minął ją już dawno.

Kawałek za rogatką pożegnałem się z mamusią i siostrą i już sam musiałem iść, gdzie mnie droga zaprowadzi, a Bóg swą opiekę położy. Prawdę powiedzieć łzy w oczach mi się pokazały, gdy zobaczyłem je w oczach matki, a która jeszcze z daleka na mnie patrzała i chusteczką migała. Dopiero gdy wyszedłem na szczyt góry, ostatni raz Ją me oko widziało i zostałem sam.

Oprócz dziennika dużo informacji zawierały listy, które pisał do swoich rodziców i siostry. Jak możemy wyczytać w pierwszym z nich, prawdopodobnie jako jedyni wiedzieli o jego wędrówce. Doskwierała mu tęsknota za domem. W listach relacjonował przebieg swojej podróży i opisywał miejsca, w których udało mu się zatrzymać.

Jeszcze was raz żegnam i proszę, abyście ten list posłali Guści o ile możecie. A jak nie to chociaż trochę zawiadomcie. Teraz ten list kończę, bo pójdę dalej z wolą Boga, a ty mamo nie trap się, bo może dalej szczęśliwie zajdę. W domu nic nikomu nie mówcie i bądźcie spokojni.

Żegna Was Franek, bo musi iść dalej. Pa

Z dziennika możemy wyczytać, że na swojej trasie spotykał różnych ludzi, którzy często później towarzyszyli mu w drodze. Doświadczył ogromnej życzliwości i pomocy. Nie miał problemu ze znalezieniem miejsca do spania, a z tego co opisał, gospodarze zapewniali mu również pożywienie.

Po sześciu dniach wędrówki, 11 maja, dotarł do Warszawy. Postanowił jednak, że odpocznie i dopiero 13 maja uda się do marszałka. Jednak nie było mu to dane.

Rano zbudziły mię ze snu słowa „Ręce do góry Marszałek Piłsudski nie żyje”. Wolałbym, żeby przyszedł do mnie i nóż mi do serca wbił, niźli tą wiadomość teraz wypowiedział. Fatalna 13 to uczyniła, że nam w tym dniu Ojca zabrała, którego nam tak teraz w Ojczyźnie potrzeba. Wszyscy Go lubili, bo był dobry. Teraz każdy mówi, że już Dziadka brakło, kto będzie się nami opiekował. A ja chwilę siedziałem, jak skamieniały, nie chciałem temu wierzyć, jak i niektórzy. Lecz prędko się ubrałem powiedziałem tylko do widzenia i na ulicę. Zaraz naprzeciw zobaczyłem opuszczoną czarną chorągiew. Oszołomiony doszedłem do kjosku. Kupiłem gazetę, na pierwszej stronie grubemi literami była otoczona głowa naszego Dziadka „Marszałek Józef Piłsudski Nie Żyje”. Teraz już wiedziałem żem przepadł. Po takich trudach, teraz z ostatniego schodu spadam w dół. Wszystko czarny kir osłonił. Zbolały szedłem do mostu, przez most i dalej przed siebie, sam nie wiedząc, gdzie.

Franek bardzo przeżył śmierć Dziadka, jak nazywał marszałka Piłsudskiego, opisywał swój ból i żal, który mu towarzyszył po jego śmierci. Nie udało mu się osiągnąć zamierzonego celu. Wspomina też w dzienniku, że nie było mu łatwo, nie miał poparcia a dostanie się do Szkoły Kadetów utrudniał mu nawet nauczyciel, wystawiając dwóję z łaciny. A jednak walczył całym sobą, aby spełnić swoje marzenie.

Jeszcze tego samego dnia wrócił pociągiem do domu.

18 maja udał się na krakowski rynek „ażeby zobaczyć sprowadzenie zwłok P. Marszałka na wieczny spoczynek na Wawel”.

Kilka dni później, 21 maja, udał się do katedry wawelskiej oddać hołd Marszałkowi.

Na środku kaplicy stała trumna a w niej przez szybę widać było święte dla Polaków ciało naszego Wodza. Tu dopiero oddałem to czego szukałem w Warszawie, tj. szczery i skryty hołd.

W czerwcu tego samego roku wysłał jeszcze do prezydenta Ignacego Mościckiego list, którego treść również znalazła się w dzienniku. Opisał w nim historię, która się mu przydarzyła. Podkreślał swoje poświęcenie i trud, jaki musiał sobie zadać. Prosił o wstawienie się za nim i umożliwienie mu nauki w Szkole Kadetów. We fragmentach listu pisał:

(…) proszę o ostatnie miejsce w tej szkole, a gdy trzeba będzie pierwszy poświęcę Ojczyźnie życie. Dokąd sił starczy obowiązki (…) spełniał będę, bo do tego od młodości się zaprawiam. (…) Gdybym jeszcze zaszedł przed zgonem, pewny jestem, że Wódz do służby przyjąłby mnie ostatniego. (…) Gdybym i teraz został odrzucony, serce me do końca życia, zostałoby rozdarte przez Rodaków, bo rany nic i nikt uleczyć nie zdoła (…) Ostatniego Twego Ojcowskiego zlecenia z upragnieniem oczekuje. Ojczyźnie oddany syn Boroń Franciszek

Niestety ponownie spotkał się z odmową. Myślę, że w jego umyśle była świadomość zagrożenia i wojny. Bardzo chciał dostać się do wojska, by być przygotowanym do walki w obronie ojczyzny i swojej rodziny. Był zafascynowany tym tematem, o czym świadczy jego zeszyt do historii, który znalazłem. Pierwsza strona to fragment lekcji o początkach państwa polskiego, pozostałe strony wypełnione są rysunkami bitew, żołnierzy, rycerzy czy koni.

Chciał bronić kraju i zapewne robiłby to podczas wojny, która nieuchronnie się zbliżała.

***

Franciszek umarł niespodziewanie rok później, tj. w październiku 1936 roku, w wieku 18 lat. Pochowany został na Cmentarzu Podgórskim. Ta strata była dla jego rodziny wielką, nieodżałowaną nigdy tragedią.

***

Wszystkie wydarzenia, które składają się na tę historię, zostały zamknięte w przedmiotach, które odkryłem, będąc w podobnym wieku do Franka, niemal 80 lat później. Stały się one jednym z ważniejszych elementów mojego dziedzictwa. Pamiątką po dawnych czasach i po osobie, która stała się dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym. Z której życia, choć krótkiego, mogę czerpać wiele. Franek jest dla mnie symbolem walki o swoje marzenia, ale i tego, że nie zawsze będą się one spełniać. Z pewnością przykre dla niego zakończenie wędrówki przypomina mi o nieprzewidywalności życia. Patrzę na jego postać również z perspektywy priorytetów, które miałem, będąc w jego wieku. Dzięki niemu dostrzegam, że były one zupełnie inne, a problemy choć mi często wydawały się nie do pokonania, były wręcz błahe. Oddanie i szacunek, jakim darzył Marszałka Piłsudskiego, przypomina mi o roli autorytetów w naszym życiu i nasuwa pytanie, czy obecnie je mamy. Ważne dla mnie są również te fragmenty historii, które przedstawiają wyjątkową więź, łączącą go z mamą i siostrą. Uświadamia mi to, jak ważna jest rodzina i jej wsparcie.

Podsumowując, moim dziedzictwem jest historia życia dalekiego krewnego spisana w dzienniku i w listach. Choć dotyczy jego przeżyć, to pozwala mi na refleksję i zadumę nad moim własnym życiem.

Autor: Filip Nowak 2022 r.

Zobacz galerię zdjęć