Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Czy po to dostałem talent? - moje dziedzictwo/ moje przekleństwo

Pisanie o sobie jest bardzo niewdzięczną formą pisarstwa. Ciężko tutaj z jednej strony nie wyjść na nieempatycznego buca, a z drugiej nie popaść w narcystyczny samozachwyt. Ostatecznie w końcu oceniać samego siebie pod dowolnym kątem dżentelmenowi licznych talentów i równie wielu przywar nie przystoi. Podobnie ma się rzecz z opowiadaniem o sobie. A w tym konkretnym wypadku zdaje się, że nie mam wyboru w myśl zasady „pan karze, sługa musi". Taka już ta studencka dola.

Myślę, że po tym pretensjonalnym wywodzie pora przejść „do rzeczy". Jak już spostrzegłeś drogi czytelniku tekst ten poświęcony jest mojej osobie tak, że polecam Ci go z miejsca zostawić by nie marnować twojego czasu. Miast tego odsyłam Cie do Dzienników Gombrowicza, lub Listów Dostojewskiego. Tam przynajmniej znajdziesz coś wartościowego, bo tutaj grozi Ci marnotrawstwo czasu na wynurzenia zmęczonego życiem młodziana, kwalifikującego się powoli pod alkoholika. Cóż... Bywa.

Na potrzeby tego tekstu zastanowiłem się co właściwie odziedziczyłem po przodkach, dziadkach, rodzicach. Jakie dziedzictwo i brzemię mi zostawili. Z czego byliby dumni, czego by nie pochwalali. Jakie talenty mi po nich zostały i jakie niebezpieczeństwa to ze sobą niesie. Sięgając bardzo daleko w dziedzictwo mej rodziny wiem, że nie będzie łatwo im dorównać, sprawić bym mógł poczuć, że nie zmarnowałem danej mi szansy. Za dziedzictwo mi pozostawione jestem wdzięczny, bo to ono mnie ukształtowało jako człowieka. Ale również boję się go, bo wiem, że trudno będzie mu sprostać.

Rodzina, z której pochodzę, wywodzi się z rodu Karpińskich. Najbardziej znanym przedstawicielem tego rodu był Franciszek Karpiński (1741 – 1825) będący głównym przedstawicielem nurtu sentymentalnego w polskiej liryce. Marzeniem byłoby mu dorównać, lecz niestety lirykiem jestem bardzo słabym i nie czuję pociągu do poezji. Często moi czytelnicy mówią mi, że mam lekkie pióro (i drogi czytelniku widząc ten tekst przed sobą musisz przyznać, że to wierutna bzdura), ale prawda jest taka, że jestem dużo lepszym prozaikiem i eseistą niźli poetą. Owszem, kiedyś „kleciłem" rymy do piosenek zaprzyjaźnionych zespołów, ale nie było to nic co mogłoby odbić się jakimś większym echem, ani nic z czego naprawdę byłbym dumny. Zgroza, biorąc pod uwagę wielkie dokonania przodka. Niestety, u mnie nie majaczy nigdzie kolejna Laura i Filon czy Do Justyny. Tęskność na wiosnę. Jawi mi się jedynie prostackie Wypierdalać, które popełniłem w czasie mojej „zajawki" na pisanie tekstów wysoce anarchistycznych:

„Wypierdol wreszcie tę przemoc,

w przemocy jest istota faszyzmu.

Żadna śmierć nie jest przypadkowa.

Żądamy krwi tych

co tę krew marnują

Mówimy wam:

Wypierdalać"

Uff... tak, już widzę tę dumę przodka. Tak właśnie marnuje się dziedzictwo drogi czytelniku. Z jednej strony mógłbym się usprawiedliwiać, że człowiek był młody, że jednak próbował coś działać itp. Tylko prawda jest taka, że ostatecznie jest to tylko i wyłącznie forma, niestety dość prymitywna i naiwna, która dzisiaj, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, tak naprawdę nie przystoi. I tak oto mój ewentualny liryczny dar, mówiąc kolokwialnym językiem jakiego używałem w tym burzliwym okresie, za przeproszeniem, „poszedł się jebać". Życie? Dzisiaj widzę, że to było po prostu słabe, ale wtedy jawiło mi się jako coś na kształt objawienia. Pamiętam frustrację, moją i młodzieży z którą obcowałem, na aktualny stan naszej małej miejscowości. Chcieliśmy być niczym głos pokolenia. Muzyka od młodych, dla młodych w naszej ówczesnej sytuacji. Taką małą Nirvaną czyli muzykąod wiecznych „gówniarzy" dla „gówniarzy". Lecz niestety byliśmy po prostu za słabi bądź zbyt prostaccy (najpewniej jedno i drugie). W każdym razie pamiętam, że w tym okresie na rynku dosłownie znikąd wyrosło Cool Kids Of Death, które to właśnie było głosem naszego pokolenia. Więc nie czuliśmy już potrzeby by coś takiego dalej tworzyć. I całe szczęście.

Skoro nie poeta, to może muzyk? Mam wujka, absolwenta Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Cóż to jest za muzyk. Gitara, akordeon, klawisze, kontrabas. Z zawodu muzyk orkiestrowy i nauczyciel w szkole muzycznej. Prócz doskonałego warsztatu i świetnej techniki, słuchając go czuć, że ma „to coś". Wirtuoz, odnajdujący się w wielu różnych gatunkach i w każdym z nich mający coś do powiedzenia. Jest więc to doskonały punkt zaczepienia by objąć choć cząstkę talentu. I...? Nic. Słoń nadepnął mi na ucho. Nie mam poczucia rytmu, ani krztyny samozaparcia by nauczyć się dobrze grać na czymkolwiek. Mniej więcej od dwóch lat uczę się grać na gitarze. Jednak robię to tak sumiennie jak tylko ja potrafię, przez co mogę zagrać najwyżej kilka riffów. Wyjątkowo słabo brzmiących bo tracących rytm itd. Zupełnie nie moja bajka. Co ciekawe, jednak pomimo pisania tekstów piosenek wybitnie nie do muzyki, ludzie, którzy je wykorzystywali potrafili ułożyć linie melodyczne i wokalne. Więc może nie jestem tutaj jeszcze całkiem stracony. Chociaż z drugiej strony to był tylko prosty punk, a ten jak wiadomo ma być prosty lecz zbuntowany.

Ale to nie jest tak, że nie odziedziczyłem nic godnego uwagi. Mój dziadek, prosty człowiek ze wsi, szewc, miał bardzo dobrą rękę do rysunku i malowania. Tworzył obłędne szkice, malował piękne obrazy, z których kilka do dzisiaj wisi w moim domu rodzinnym. Robił to stricte hobbystycznie, ale sądzę, że w innych warunkach byłyby coś warte. Po nim odziedziczyłem właśnie podobny talent. Jeszcze nie potrafię dobrze operować realistycznymi barwami, powoli rozwijam się w tym kierunku, ale reszta ponoć jest bardzo dobra. Choć nie mnie to oceniać. Ale swoich szkiców jestem pewny w stu procentach, niestety ostatnio z analogowych przyborów rysowniczych przeniosłem się na tablet komputerowy, który trochę psuję przez to, że nie do końca opanowałem specyfikę tego urządzenia. W każdym razie talent plastyczny jest tym, z moich talentów, który wykorzystuję najczęściej czy to w wolnych chwilach, czy w celach zarobkowych. Projektuję głównie okładki płyt dla zaprzyjaźnionych zespołów, plakaty,  rysuję postacie, akty, budowle, cokolwiek.

Projekt plakatu do spektaklu „Odcienie Ciemności" - Piotr Purgal

Jestem pewien, że to umiejętność, którą właśnie nabyłem po dziadku. Zresztą nie ja jeden w rodzinie. Podobnie jest z moją kuzynką, która aktualnie żyje głównie z tego. Jest to dziedzictwo człowieka, niespełnionego artysty, który nie zdołał się wypromować przytłoczony obowiązkami wobec rodziny czy pracy. Człowieka, którego pociąg do alkoholu, który również odziedziczyłem, z jednej strony wskazał kierunek jego skromnej twórczości, z drugiej zniszczył, bo po prostu zabił. Niestety nie miałem okazji poznać tego człowieka, zmarł nim się urodziłem. Zmarł bo chlał.

Ale jestem w stanie to zrozumieć. Większość mojej twórczości również powstaje w warunkach, w których to używki pozwalają mi wyrazić moją ideę i przełamywać bariery czy konwenanse tak przecież w sztuce przeszkadzające. Bo czy prawdziwą może być jakakolwiek sztuka, która ograniczona jest przyziemnością czy zdaniem odbiorców, którzy odbierają ją jedynie pomrukiem „fajne" i dalej zajmują się swoimi przyziemnymi sprawami? Sztuka wymaga oddania, motywacji, wyrażenia idei. Choć to smutne, używki są w tym wszystkim pomocne. Nie od dzisiaj jest znany pociąg Philipa Dicka do LSD, Edgara Allana Poe do opium, Borroughsa do heroiny. Nie sądzę, by Borroughs bez zamordowania żony pod wpływem heroiny napisał tak świetną powieść jak Nagi Lunch, a Poe bez opium Serce oskarżycielem. Dick we wstępie do Labiryntu Śmierci sam stwierdza, że większość zawartych w książce wizji była w istocie jego majakami po LSD.

Szkic, który gdzieś tam kiedyś zacząłem. Do dzisiaj powtarzam sobie, że kiedyś go skończę

Nie ukrywam, moi ulubieni pisarze nie są zbyt dobrymi wzorami do naśladowania, lecz tak wynikło, że przez lata zagłębiania się w te mroczne wytwory kultury w jakiś sposób ukształtowałem swoje Ja, co można zauważyć w mojej twórczości. Nieczęsto robię coś, co kojarzy się pozytywnie. W większości jest to mrok czy bunt. Śmierć, anarchia czy zniszczenie to stałe motywy mojej twórczości. Może brzmi to jak usprawiedliwienie, ale myślę, że jest w tym coś głębszego. Zdaję sobie sprawę, że dążę do samozagłady, lecz moja twórczość plastyczna jest przesiąknięta skrytym we mnie mrokiem, który uzewnętrznia się w momencie gdy dobywam pędzla i pierwsze krople tuszu kapią na papier; gdy pierwsze krople alkoholu trafiają do moich ust.

Starcie Wieszczów fragment – Piotr Purgal

Wiem, że nie sprostam pozostawionej mi spuściźnie. Ale wiem też, że nie do końca marnuję daną mi szansę. Jestem przekonany, że gdy już nabędę warsztat i poważnie zacznę zajmować się sztukami plastycznymi odniosę jakiś umiarkowany sukces. Mam tylko nadzieję, że nastąpi to nim pogrzebię swój talent, bo to również jest wpisane moje dziedzictwo.

Autor: Piotr Purgal 2016 r.

Data opublikowania: 18.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko