Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Polub Instytut Kultury

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Moje dziedzictwo nazwiskiem malowane

Długo się zastanawiałam o czym będzie ten esej, co tak naprawdę jest moim indywidualnym dziedzictwem, dziedzictwem, z którym faktycznie się utożsamiam, bez którego nie wyobrażam sobie istnieć, którego nagły brak wywołałby u mnie smutek i żal. Moim dziedzictwem jest moje nazwisko.

Piwoni, nazwisko, które odziedziczyłam po tacie, który zmarł kiedy miałam półtora roku. Od dziecka lubiłam to nazwisko, chociaż rówieśnicy się krzywo patrzyli i dziwili, że tylko ja mam takie w rodzinie. Mama ułożyła sobie życie od nowa, wzięła ślub, zmieniła nazwisko. Wkrótce urodziła mi się siostra. Mama, ojczym oraz siostra, wszyscy z jednym nazwiskiem, ja natomiast pozostałam „odmieńcem". Ojczym bardzo nalegał bym przyjęła jego nazwisko, ja jednak uparcie odmawiałam, a mama uszanowała moją wolę, mimo iż byłam dzieckiem.

Ktoś by zapytał: „Dlaczego nazwisko jest dla mnie aż tak istotne? Przecież nic w nim szczególnego". Zgadza się, nazwisko jak nazwisko, jak każde inne. Jednak dla mnie wartość ma ogromną. A oto powód dla którego jest dla mnie bezcenne.

TATO, którego nawet nie pamiętam. Moje wyobrażenie jak wyglądał i wiedza kim był i jaki był opierała się przez 18 lat na tym co opowiadała mi mama i babcia. Moi dziadkowie od jego strony zmarli długo przed moim urodzeniem, jego macocha i siostra przyrodnia widziały mnie w okolicznościach pogrzebowych. Przegrana sprawa spadkowa spowodowała jednak, że rodzina taty postanowiła o mnie zapomnieć. Ja jednak nie dawałam za wygraną, kiedy byłam nastolatką postanowiłam odnaleźć rodzinę i się z nią skontaktować. To zresztą mi się udało, udało się nie tylko odnaleźć rodzinę, poznać, odkryć jak liczna jest, ale przede wszystkim udało mi się ją odzyskać.

W spadku po tacie odziedziczyłam dom, mały ale przytulny, rodzinny, pamiętający ok. 100 lat historii. Dom, który wybudowali dziadkowie mojego taty; dom, który w głębi duszy kocham. Jednak z domu się wyprowadziłam, od 5 lat jestem w nim tylko przyjezdnym gościem. Mieszka w nim moja rodzina i mam nadzieję, że to się nie zmieni nigdy i póki będzie stał, nie przejmą go obce ręce. Ja jednak nie wiem czy do niego wrócę, chociaż sercem i duszą jestem w nim, rozum podpowiada mi by żyć gdzie indziej.

Mój tato był artystą malarzem, znanym, lubianym i cenionym w rodzinnym mieście i regionie. Malował głównie tworząc obrazy burzące logiczny porządek rzeczywistości – surrealizm, ale też martwą naturę, pejzaże. Namalował ok. 700 prac. Malarstwo było życiową

pasją Marka Piwoniego, prawie całym życiem i sposobem na przeżycie. Jednak jego twórczość plastyczna to nie tylko malowanie obrazów. M. Piwoni zajmował się różnymi formami grafiki użytkowej, m.in. projektowaniem oprawy plastycznej scenografii, imprez plenerowych, projektowaniem znaków graficznych, plakatów reklamowych czy też piktogramów. Mimo bogatego dorobku za życia, nic w domu nie zostało po śmierci, poza materiałami służącymi do tworzenia. Wiele obrazów jest w Chełmie (moim rodzinnym mieście) w prywatnych zbiorach, sporo jest w posiadaniu rodziny w Białej Podlaskiej. Znaczna większość dorobku malarskiego została sprzedana i znajduję się w Skandynawii i innych krajach europejskich. Ja jednak nie mam ani jednego obrazu.

Z racji tego, że tato był za życia znanym członkiem społeczności lokalnej, jego nazwisko wciąż jest rozpoznawalne. Wiele razy w różnych sytuacjach życiowych, czy to u lekarza, weterynarza, ubezpieczyciela, nauczyciela czy szewca, reakcja na dźwięk mojego nazwiska „Piwoni", utwierdza mnie w przekonaniu, że 23 lata od jego śmierci, są ludzie którzy doskonale go pamiętają, cenią i mile wspominają.

Rozpisałam się o tacie, o tym co po sobie pozostawił: dom, dorobek artystyczny, ale przede wszystkim pamięć o sobie i o tym co robił oraz potomstwo – mnie. Tak jak już napisałam, dom, choć ma duszę, jest rzeczą materialną, nie schowam go w kieszeni i nie zabiorę wszędzie tam gdzie rzuci mnie los. Dorobek malarski też jest, ale ta obecność jest dla mnie pojęciem względnym. Mam świadomość, że jest kilkaset obrazów, kilka z nich widziałam, kilku innych mam zdjęcia, ale nie mam w posiadaniu żadnego z nich. Nie ma takiego, którego mogłabym zabierać ze sobą i wieszać na honorowym miejscu tam, gdzie w danej chwili mieszkam. Natomiast pamięć o tacie wciąż trwa, pamiętają o nim znajomi, rodzina, w jakiejś części mieszkańcy Chełma, pamięta o nim moja mama i ja. Chociaż ciężko pamiętać kogoś, kogo się tak naprawdę nie znało, kogo się nie pamięta, kogo się zna tylko ze zdjęć i opowieści. Chociaż dużo o tacie wiem, czuję niedosyt, mając wrażenie, że wiem bardzo mało, bo przecież osobiście go nie zdołałam poznać, przekonać się jaki jest. Stąd w mojej głowie i sercu trwa ciągła rozterka, ponieważ jest mi on tak samo ważny i bliski jak z drugiej strony nieznany i obcy.

Już jako dziecko mogłam dokonać wyboru, zgodzić się na zmianę nazwiska, żyć teraźniejszością i nie myśleć o tym co było. Jako nastolatka mogłam dać sobie spokój z rozdrapywaniem przeszłości, szukaniem rodziny, która dawniej odwróciła się od taty a po jego śmierci w trybie ekspresowym ode mnie. Obecnie mogłabym być mniej sentymentalna, nie przejmować się ewentualną zmianą nazwiska, nie rozpisywać się o nim w pracy na studia i nie robić z czegoś (dla innych) zwykłego, dla mnie bezcennego dziedzictwa. Jednak poszłam inną drogą, trochę wyboistą, poniekąd na przekór innym. Doszłam do wniosku, że nazwisko to najważniejsze, co po tacie odziedziczyłam. Jest może i zwyczajne, jak każde inne, ale dla mnie ma ogromną wartość. Nie chcę się go pozbywać, nikt mi go nie zabierze. Utożsamia mnie z tatą. Teraz na jego dźwięk, niektórzy mnie z nim kojarzą, ale za jakiś czas to minie. Kiedy jestem z dala od rodzinnego miasta ono nadal jest ze mną, przypomina mi o tacie, o tym, że wciąż żyje w pamięci ludzi. Noszę je dumnie, bo jestem dumna z tego, co tato osiągnął; może nie tyle osiągnął, ale kim był. Głową rodziny był bardzo krótko i nie jestem w stanie ocenić czy był dobrym ojcem. Wiem jednak i jestem święcie przekonana, że był miłością życia mojej mamy, wzorowym przyjacielem, dobrym, bezkonfliktowym, pomocnym i pełnym radości człowiekiem. Mimo wielu przeciwności losu i wielu zakrętów na życiowej drodze, nigdy się nie poddawał. A co dla mnie najistotniejsze, zawsze był sobą, nie przejmował się zdaniem innych, bezustannie i uparcie robił to co kochał, realizował się zawodowo spełniając swoje marzenia i pasje. Był indywidualistą, miał szalone pomysły, duszę prawdziwego artysty. Był wolny i żył według własnego scenariusza, nie zważając na powszechnie przyjęte zasady. To wszystko sprawia, że podziwiam swojego ojca, nie tylko jego talent i twórczość ale też jego postawę, odwagę i indywidualizm, którego się nigdy nie wyrzekł i który sprawił, że zawsze był sobą. Myślę, że człowiek który się nie ogranicza, jest sobą niezależnie od tego kim jest i co w życiu robi, jest człowiekiem szczęśliwym. Taki człowiek, który nic nie udaje, nie kreuje fałszywego obrazu swojej osoby, jest autentyczny – jest godny szacunku, podziwu i naśladowania.

Ja również uważam, że najważniejsze w życiu jest bycie sobą, realizowanie marzeń, bycie indywidualistą bez względu na to, co mówią inni. Życie jest jedno i nikt nie wie ile nam dane jest je przeżyć. Dlatego warto żyć po swojemu i zrobić wszystko by być szczęśliwym. Talentu malarskiego w genach w spadku nie dostałam, ale charakter podobno tak, po ojcu jestem uparta, żyje trochę w wyimaginowanym świecie, nie przejmuję się zbytnio zdaniem innych ludzi. Jednak czasem brakuje mi odwagi i siły by walczyć o marzenia. Jednak dopóki będę Piwoni, nie poddam się i nie zapomnę, co w życiu jest najważniejsze. Uważam, że moje nazwisko to moje osobiste dziedzictwo, które każdego dnia przypomina mi kim jestem, po co żyje i dlaczego jestem taka jaka jestem.

Autorka: Roksana Piwoni 2016 r.

Data opublikowania: 18.02.2016
Osoba publikująca: Agnieszka Pudełko