Polub Instytut Kultury
Moje dziedzictwo to wszystko to, co osobiście przeżyłam i w jakiś sposób wpłynęło na mnie i na moje życiowe losy. Dziedzictwo to również to, co siedzi głęboko we mnie i spowodowało jakim człowiekiem się stałam i jak moje życie w dalszym ciągu się potoczy. Na dziedzictwo składa się wiele aspektów, do których zaliczyć można: zdarzenia, zwyczaje, miejsca oraz ludzi. Trudno jednoznacznie stwierdzić, który wymiar jest ważniejszy, a jedyny słuszny osąd należy pozostawić subiektywnej ocenie. Długo zastanawiając się nad tym, co mogłabym nazwać dziedzictwem. Ostatecznie wybrałam zwyczaj, który od narodzin towarzyszy mi niezmiennie, zawsze w tej samej formie i postaci. Kandydatów do dziedzictwa oczywiście było wielu, jednak czynnikiem, który zadecydował o moim wyborze była ciągłość tradycji, jaka zachowała się w tym zwyczaju oraz nastrój tego zdarzenia. Mówię tutaj o Wigilii, która od lat kultywowana jest w mojej rodzinie niezachwianie, która dla jednych będzie zwykłą kolacją, dla drugich natomiast niecodzienną wieczerzą.
Wigilia to przeddzień Bożego Narodzenia. Dla wielu Europejczyków dzień jak każdy. Dla Polaków – dzień, w czasie którego celebrowana jest jedna z najbardziej uroczystych kolacji w ciągu roku, wieczór spotkań z najbliższymi, którzy zjeżdżają się z różnych zakątków świata, tylko po to, aby uczcić wspólny posiłek o niezwykłej mocy.
Moja Wigilia wygląda niemalże jak przeciętne spotkanie rodzinne. Każdy się zjeżdża, odpowiednio wcześnie coś przygotowuje do jedzenie tak, aby uzbierać tradycyjnie dwanaście potraw, kolejno: modlitwa, życzenia i spożywanie przygotowanych dań, pasterka. Taki na pozór pospolity wieczór, mało atrakcyjny, bo przecież gdzie tu fajerwerki i inne zabawy umilające czas gościom? Czar tego wieczora nie wymaga jednak tego typu przedsięwzięć: o jego wyjątkowości każdy musi przekonać się sam. Ja to zrobiłam, ponieważ uważam, że takie spotkania przy wspólnym stole są potrzebne, szczególnie w dzisiejszych trudnych czasach, w których każdy jest zabiegany, zestresowany i mało poświęca czasu swoim bliskim, poddając się raczej karierze zawodowej. To właśnie w tych pogmatwanych czasach powinniśmy się zatrzymać, popatrzeć na drugą osobę, zobaczyć w niej człowieka, jego duszę i myśli; ten jeden dzień powinien taki być: czasem poświęconym dla bliźniego, którego często wśród ciągłej bieganiny nie zauważamy. Gra powinna być warta świeczki, bo biesiadnicy wigilijni to nie byle jacy goście – to nasza rodzina, która zasługuje na najlepsze, obojętnie w jakich pozostajemy relacjach.
Ale jak to wszystko wygląda w mojej rodzinie? Jak wspomniałam wcześniej rodzina zjeżdża się w jedno miejsce. Tym miejscem jest dom babci, która mieszka na wsi nieopodal Tarnowa. Wszystkie moje pozytywne wspomnienia i przeżycia związane są właśnie z tym miejscem. To tutaj spędziłam większość swojego dzieciństwa, bawiłam się z kuzynkami, integrowałam z mieszkańcami wsi – czułam się tak swobodnie jak w swoim rodzinnym mieście Tarnowie. Później, jako nastolatka i dorosła osoba, uważałam to miejsce za niemalże utopijne, miejsce, do którego zawsze uciekałam kiedy potrzebowałam wytchnienia i odpoczynku, chwili namysłu i chęci zobaczenia najbliższych. Wiedziałam, że oni zawsze na mnie czekają.
Mogę śmiało powiedzieć, że jest to mój drugi dom, miejsce odpoczynku i relaksu. Dom mojej babci to z pewnością jedno z najważniejszych miejsc, moje dziedzictwo pełne intymności i sielskości.
Wigilia to czas, w którym spotykamy się w gronie około trzynastu osób. W organizację Wigilii zaangażowany jest każdy, nikt nie pozostaje biernym obserwatorem, udział każdego jest bardzo istotny. W tym roku babcia, jako gospodarz domu, podupadła na zdrowiu i siły nie pozwoliły jej na wykonanie większości prac, które miała w zwyczaju realizować jeszcze rok temu i wcześniej. Obowiązkiem więc całej reszty rodziny było przejęcie powinności, przyrządzenie dań, które dawniej umiała wykonywać jedynie babcia, a których sekret musiała wyjawić swojej córce, a mojej cioci. Ona natomiast przejęła się tym tak bardzo, że efekty jej pracy przerosły najśmielsze oczekiwania wszystkich i w genialny sposób odwzorowała to, co przez tyle lat z wielką starannością wykonywała babcia.
Fakt wykonywania większości zadań przez nas nie był problemem, każdy chętnie zaangażował się w poszczególne prace. Jednak sumujące się fakty mogłyby stać się dosyć frasobliwe. Niedomagająca babcia, ledwo krocząca po swoim domu, nie będąca w stanie przygotować posiłków, pomóc przy ubieraniu choinki, przyrządzić kolacji, czy rześko włączać się w dyskusję, dała mi dużo do myślenia. Ta Wigilia była poniekąd przełomem, mój tok rozumowania zmienił się, a wszystko to przez sytuacje, które należało pojąć, o których każdy wiedział, ale o których nie mówiono. Składając sobie świąteczne życzenia babcia nie podchodziła już do swojej rodziny z tym pełnym energii uśmiechem. Gdzieś na końcu pokoju siedziała na fotelu podpierając się o chodzik, który był na razie jedyną alternatywą dla jej schorowanych nóg. Przechodząc przez kolejnych gości, dotarłam w końcu do niej. Te życzenia były inne niż zwykle, niosły w sobie jakąś niepokojącą moc, coś co zapewne zaznałam tylko ja i być może babcia, bo klękając przy niej automatycznie poczułam łzy na swoich policzkach, a i jej twarz była zalana łzami. Energia jaka przez nas przepłynęła nie napawała mnie radością, moje odczucia były raczej pesymistyczne, pomimo tego, że na Wigilię obie czekałyśmy z utęsknieniem i euforią cały rok. Życzenia jakie usłyszałam zabrzmiały raczej jak pożegnanie, na które składały się łzy, wyznania głębokich uczuć, o których niemalże w ogóle nie rozmawia się na co dzień i to jedno jedyne najistotniejsze życzenie: aby spotkać się za rok, jeszcze ten jeden raz, w takim samym składzie. Po tych kilku minutach odeszłam w ciszy i sercu miałam mętlik. Niewypowiedzianych słów było znacznie więcej niż tego, co stało się przed paroma minutami. Pozostawało więcej pytań niż odpowiedzi. Ze skołataną głową próbowałam się nieco ożywić i poukładać sobie wszystko w głowie. Ale było to jakby niemożliwe do wykonania. Cały czas przed oczami miałam obraz babci, jej łzy, tę osobliwą, niespokojną aurę pomiędzy nami i jej pożegnani. I wtedy zaczęłam swoje osobiste podsumowanie. Babcia, jako jedna z najważniejszych osób w moim życiu chce mi coś przekazać, połączyć się ze mną duchowo i pozostać w mojej pamięci. A ja, osoba emocjonalna, która niesłychanie mocno przywiązuje się do ludzi, musi w końcu zrozumieć, że śmierć przyjdzie po każdego. W tym momencie przypomniały mi się słowa cioci, która połowę swojego życia spędziła w domu babci, że radość z jaką siadamy do wigilijnego stołu nie będzie zawsze taka sama. Kiedyś przybierze inną postać, być może w ogóle jej nie będzie, nie będzie jej dlatego, że przyjdzie ten czas, kiedy przy świątecznym stole zabraknie już kogoś. Wszystkie te myśli przyprawiły mnie o dreszcz, a ja, wydawałoby się osoba dojrzała, nie potrafię zrozumieć podstawowych prawd, którymi kieruje się świat.
Ta Wigilia była inna niż wszystkie, te kilka minut zmieniły moje myślenie i otworzyły mi oczy oraz uświadomiły, że na pewne sprawy nie mamy w życiu wpływu – dużo rzeczy musimy po prostu zaakceptować. I pewnie przyjdzie ten czas, kiedy kogoś zabraknie, kiedy kogoś już przy stole nie będzie. Jacy wtedy będziemy? W jaki sposób będziemy się do siebie odnosić? Czy ta nasza tradycyjna, niezmienna Wigilia będzie nadal ta sama? Trudno dziś odpowiedzieć na te gromadzące się pytania. Wniosek jednak nasuwa się nieco optymistyczny w tych całych rozważaniach: znajdźmy dla siebie czas, rzućmy zmartwienia i obowiązki, odłóżmy wszystko co materialne i fizyczne, zgromadźmy się w gronie najbliższych, choćby w ten jeden świąteczny wieczór i skupmy się na tej chwili, która trwa, a którą kiedyś za dziesięć lat będziemy, być może z bólem serca i tęsknotą, wspominać. Bo kogoś już wśród nas nie będzie, bo będziemy musieli żyć dalej, dając świadectwo innym.
I jak powiedział ostatnio znany przeze mnie muzyk na koniec świątecznego koncertowania na tarnowskim rynku: „uśmiechajmy się do siebie, bo babcia może już tego nie widzi, ale czuje w sercu twoje ciepło". Czasami na pozór banalne zdanie, niewyrażające jakby nic wielkiego, niesie znacznie większe przesłanie, niż pompatycznie i bez pokrycia wypowiedziane słowa przez wielkie osobistości. Życzę wszystkim, aby wszystkie dni w roku były tak piękne i szczęśliwe, jak ten jeden wigilijny wieczór dla mnie.
Anonim 2016 r.